– Nie, jego po prostu tam nie było.
– Był tam, Reacher. Świadczą o tym dowody.
– Nie ma żadnego dowodu na to, że tam był.
– Oszalałeś?!
– Są dowody na to, że był tam jego samochód, jego buty ,spodnie, płaszcz, karabin i amunicja, a także jego ćwierćdolarówka, ale nie ma żadnego dowodu na to, że on tam był.
– Ktoś się pod niego podszył? – zapytała Ann Yanni.
– I to bardzo starannie – powiedział Reacher. – Pojechał jego samochodem, w jego butach i płaszczu, z jego karabinem.
– Fantazjujesz – rzekł Franklin.
– To wyjaśnia kwestię płaszcza przeciwdeszczowego – ciągnął Reacher. – Długi i obszerny ciuch, który zasłania wszystko oprócz dżinsów. Z jakiego innego powodu ktoś włożył prochowiec w ciepły i pogodny dzień?
Kto…? – zaczęła Rosemary.
Patrzcie – powiedział Reacher. Stał spokojnie, ale teraz zrobił krok naprzód.
– Moje spodnie mają nogawki długości trzydziestu siedmiu cali – powiedział. – Przeszedłem dobudowaną część parkingu trzydziestoma pięcioma krokami. James Barr ma nogawki długości trzydziestu czterech cali, co oznacza, że powinien przejść tę odległość trzydziestoma ośmioma krokami. Tymczasem raport Bellantonia mówi o czterdziestu ośmiu krokach.
– Czyli o bardzo niskiej osobie – powiedziała Helen.
– Charlie – powiedziała Rosemary.
– Ja też tak pomyślałem – rzekł Reacher. – Jednak potem pojechałem do Kentucky. Początkowo chciałem potwierdzić coś innego. Zacząłem podejrzewać, że może James Barr nie był wystarczająco dobrym strzelcem. Widziałem miejsce zbrodni. To był strzelecki majstersztyk. A on czternaście lat temu był dobry, ale nie wspaniały. I kiedy zobaczyłem go w szpitalu, nie zauważyłem żadnych śladów na prawym ramieniu. Żeby strzelać tak dobrze, trzeba nieustannie ćwiczyć. A człowiek, który ćwiczy, siniaczy sobie ramię. Skóra w tym miejscu twardnieje. Nie u niego. Ktoś, kto kiedyś był przeciętny, z czasem może być tylko gorszy, szczególnie jeśli ćwiczy mało lub wcale. To logiczne, prawda? Może po tylu latach nie był w stanie tak strzelać. Może po prostu nie potrafił. Tak sobie pomyślałem. I dlatego pojechałem do Kentucky, żeby sprawdzić, jakim jest strzelcem.
– I jakim jest? – spytała Helen.
– Okazało się, że lepszym niż dawniej – odparł Reacher. – Znacznie lepszym. Spójrzcie na to. – Z kieszonki na piersi wyjął papierową tarczę i rozłożył ją. – To wynik ostatniego z trzydziestu dwóch strzelań w ciągu minionych dwóch lat. O wiele lepszy od tego, który uzyskał przed czternastoma laty, kiedy był w wojsku. To dziwne, prawda? Przez ostatnie dwa lata wystrzelał zaledwie trzysta dwadzieścia pocisków i jest taki dobry? A kiedy wystrzeliwał ponad dwa tysiące pocisków tygodniowo, był zaledwie przeciętny?
– Co to oznacza?
– Zawsze jechał tam z Charliem. Facet, który prowadzi tę strzelnicę to dawny mistrz strzelecki piechoty morskiej. I praw-
dziwy zawodowiec. Przechowuje wszystkie zużyte tarcze. Co oznacza, że Barr za każdym razem miał co najmniej dwóch świadków swoich dokonań.
– Ja chciałbym mieć świadków – zauważył Franklin. – Gdybym tak strzelał.
– Nie można stać się lepszym, nie ćwicząc – powiedział
Reacher. – Myślę, że w rzeczywistości stał się znacznie
gorszym strzelcem. I jego ego nie mogło tego znieść. Każdy
snajper lubi rywalizację. Wiedział, że jest kiepski, i nie mógł
tego znieść, więc chciał coś z tym zrobić. Postanowił to
ukryć.
Franklin wskazał na tarczę.
– To mi nie wygląda na kiepski wynik.
– To oszustwo – odrzekł Reacher. – Dacie tę tarczę Bellantoniowi, a on tego dowiedzie.
– Oszustwo?
– Założę się, że dokonane za pomocą pistoletu. Kalibru dziewięć milimetrów, z niewielkiej odległości. Sądzę, że jeśli Bellantonio zmierzy otwory, stwierdzi, że są o czterdzieści sześć tysięcznych cala większe od tych, jakie zostawiają pociski kalibru.308. A jeśli zbada papier, znajdzie na nim resztki prochu. Ponieważ domyślam się, że James Barr podchodził do tarczy i strzelał z odległości cala, a nie trzystu jardów. Za każdym razem.
– Naciągane.
– Czysta metafizyka. Barr nigdy nie był aż tak dobry. Tak więc można założyć, że z czasem stał się gorszym strzelcem. Gdyby był tylko trochę gorszy, pogodziłby się z tym. Jednak najwyraźniej się nie pogodził, zatem możemy zakładać, że stał się o wiele gorszy. Tak słaby, że się tego wstydził. Może wcale nie mógł trafić w tarczę.
Nikt się nie odezwał.
– To wysoce prawdopodobna teoria – dodał Reacher. -
Fałszowanie wyników ze wstydu dowodzi, że już nie umie
celnie strzelać. A jeśli nie umie celnie strzelać, nie mógł zrobić
tego, co stało się w piątek.
– To tylko domysły – zauważył Franklin.
Reacher skinął głową.
– Z początku tak. Jednak nie teraz. Teraz jestem już pewien. Wystrzeliłem jeden pocisk na tej strzelnicy. Właściciel zmusił mnie do tego, poddając swego rodzaju próbie. Byłem napompowany kofeiną i trzęsły mi się ręce. Wtedy zrozumiałem, że James Barr jest teraz znacznie gorszym strzelcem.
– Dlaczego? – zapytała Rosemary.
– Ponieważ ma chorobę Parkinsona – powiedział Reacher. – PA to paralysis agitans, aparalysis agitans to medyczna nazwa choroby Parkinsona. Obawiam się, że pani brat jest chory. Trzęsie się i drży. A jeśli ma się chorobę Parkinsona, w żaden sposób nie można celnie strzelić. Moim zdaniem on nie tylko tego nie zrobił, ale po prostu nie dałby rady tego zrobić.
Rosemary milczała. Dobra i zła wiadomość. Spojrzała w okno. Wbiła wzrok w podłogę. Była ubrana jak wdowa. Czarna jedwabna bluzka, czarna spódnica, czarne pończochy, czarne pantofelki na niskim obcasie.
– Może dlatego przez cały czas był zły – powiedziała. -
Może czuł, że zachorował. Był bezradny i nie mógł nad tym
zapanować. Jego ciało go zdradziło. Nienawidził tego uczucia.
Jak każdy na jego miejscu.
Potem spojrzała na Reachera.
– Mówiłam, że jest niewinny – przypomniała.
– Najmocniej panią przepraszam – powiedział Reacher. – Miała pani rację. Zmienił się. Dotrzymał słowa. Zasługuje na pomoc. I przykro mi, że jest chory.
– Teraz musi mu pan pomóc. Obiecał pan.
– Pomagam mu. Od poniedziałku nie robię nic innego.
– To szaleństwo – rzekł Franklin.
– Nie, nic się nie zmieniło – odparł Reacher. – Ktoś wybrał Jamesa Barra na kozła ofiarnego. Tyle że zamiast zmusić go do zamachu, upozorowali jego udział. To jedyna różnica.
– Czy to możliwe? – spytała Ann Yanni.
– Dlaczego nie? Zastanów się nad tym. Przeanalizuj.
Ann Yanni zaczęła analizować. Powtarzała z namysłem, jak aktorka ucząca się tekstu.
– Wkłada ubranie Barra, jego buty i może wyjmuje monetę
z dzbanka. Albo z kieszeni jakiegoś ubrania. Nosi rękawiczki, żeby nie zatrzeć śladów palców Barra. Już zabrał styropianowy słupek z jego garażu, zapewne dzień wcześniej. Z piwnicy bierze karabin. Ten jest już załadowany przez samego Barra, który zawsze tak robi. Jedzie do śródmieścia samochodem Barra. Zostawia wszystkie ślady. Brudzi się cementowym pyłem. Wraca do domu, odkłada wszystko na miejsce i znika. Pospiesznie, nawet nie korzystając z łazienki. James Barr wraca do domu trochę później i wpada w pułapkę, której istnienia nie podejrzewał.
– Właśnie tak to widzę – rzekł Reacher.
– A gdzie w tym czasie był Barr? – zapytała Helen.
Читать дальше