– Zatrudniona w Pentagonie.
– Tam trzymają najbystrzejszych.
– Będzie tu jutro.
Reacher milczał.
– Złożyć oświadczenie – powiedziała Helen.
Reacher nadal milczał.
– Spotkanie ma się odbyć o czwartej po południu. Zapewne przyleci rano i zatrzyma się w jakimś hotelu. Ponieważ będzie musiała zostać przez noc. Nie zdąży na wieczorny samolot.
– Chcesz mnie prosić, żebym poszedł z nią na kolację?
– Nie – odparła Helen. – Nie zamierzam. Chcę cię prosić, żebyś poszedł z nią na lunch. Zanim spotka się z moim ojcem. Muszę wcześniej wiedzieć, po co tu przyleciała.
– Uśpili psa Barra – powiedział Reacher.
– Był stary.
– To cię nie martwi?
– A powinno?
– Ten pies nikomu nic złego nie zrobił.
Helen nic nie odrzekła.
– W którym hotelu zatrzyma się Hutton? – spytał Reacher.
– Nie mam pojęcia. Będziesz musiał złapać ją na lotnisku.
– Numer lotu?
– Tego też nie wiem. Jednak nie ma bezpośredniego połączenia z D.C. Sądzę, że przesiądzie się w Indianapolis. Nie przybędzie tu wcześniej niż o jedenastej rano. – Przepraszam – dodała. – Za to, że powiedziałam Danucie, że nie mamy żadnego dowodu na istnienie zakulisowego manipulatora. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak nieprzyjemnie.
– Miałaś rację – rzekł Reacher. – Nie mieliśmy żadnego dowodu. Wtedy.
Spojrzała na niego.
– Wtedy?
– Teraz mamy.
– Co?
– Na posterunku policji zrobili istną kapliczkę. Mają włók-
na, wyniki badań balistycznych, DNA psa, kwit za amunicję z jakiegoś sklepu w Kentucky. Ustalili, że styropianowy słupek ukradziono miastu. Mają wszystko.
– Oprócz? – naciskała Helen.
– Nie mają taśmy wideo, na której James Barr przyjeżdża wcześniej na parking, żeby postawić tam ten słupek.
– Jesteś pewny?
Reacher skinął głową.
– Do tej pory musieli obejrzeć te taśmy z tuzin razy. Gdyby go zobaczyli, zdjęcia byłyby wywieszone na tablicy, żeby cały świat mógł je oglądać. Nie ma ich tam, co oznacza, że ich nie mają. A to oznacza, że James Barr nie przyjechał wcześniej na parking i nie umieścił tam słupka.
– A to oznacza, że zrobił to ktoś inny.
– Zakulisowy manipulator – rzekł Reacher. – Albo inna jego marionetka. Nie wcześniej niż w nocy z wtorku na środę, ponieważ Barr uważa, że we wtorek ten słupek jeszcze stał w jego garażu.
Helen znów spojrzała na niego.
– Ktokolwiek to zrobił, musi być na kasecie.
– Owszem – potwierdził Reacher.
– Jednak tam parkują setki samochodów.
– Można trochę zawęzić krąg poszukiwań. To sedan. Ze zbyt niskim zawieszeniem, by jechać polną drogą.
– Ten zakulisowy manipulator naprawdę istnieje, prawda?
– Inaczej tego wszystkiego nie można wytłumaczyć.
– Wiesz co? Alan Danuta ma chyba rację. Mój ojciec zamieni Barra na tego manipulatora. Byłby głupcem, gdyby tego nie zrobił.
Reacher tego nie skomentował.
– Co oznacza, że Barr wyjdzie na wolność – ciągnęła
Helen. – Rozumiesz to, prawda? Nie ma innej możliwości.
Prokuratura miałaby problemy z postawieniem go w stan oskarżenia.
Reacher nadal milczał.
– Mnie też to nie cieszy – powiedziała Helen. – Jednak
dla mnie to tylko kwestia opinii. Poradzę sobie z tym. Przynaj-
mniej taką mam nadzieję. Mogę zrzucić winę na warunki w areszcie. Twierdzić, że nie wyszedł dzięki mnie.
– Jednak? – spytał Reacher.
– Co ty zrobisz? Przyjechałeś tutaj, żeby go pogrążyć, a on wyjdzie na wolność.
– Jeszcze nie wiem, co zrobię – odparł Reacher. – A jakie mam możliwości?
– Tylko dwie, których się obawiam. Możesz przestać mi pomagać w poszukiwaniach zakulisowego manipulatora. Nie znajdę go sama, a Emerson nawet nie będzie próbował.
– A druga?
– Możesz sam wyrównać rachunki z Barrem.
– Jasne.
– Nie możesz tego zrobić. W najlepszym razie dostałbyś dożywocie.
– Gdyby mnie złapali.
– Złapaliby cię. Wiedziałabym, że to twoja robota.
Reacher uśmiechnął się.
– Zakapowałabyś mnie?
– Musiałabym – odparła Helen.
– Nie, gdybyś była moim adwokatem. Nie mogłabyś nic powiedzieć.
– Nie jestem twoim adwokatem.
– Mógłbym cię zatrudnić.
– Rosemary Barr też by wiedziała i wydałaby cię w mgnieniu oka. Franklin również. On też wysłuchał twojej opowieści.
Reacher skinął głową.
– Jeszcze nie wiem, co zrobię – powtórzył Reacher.
– Jak znajdziemy tego faceta?
– Sama powiedziałaś: dlaczego miałbym próbować?
– Ponieważ nie sądzę, żebyś należał do ludzi, którzy zadowalają się połowicznym sukcesem.
Reacher milczał.
– Sądzę, że chcesz poznać prawdę – dodała Helen. -
Myślę, że nie lubisz, kiedy wciskają ci kit. Nie lubisz być
uważany za frajera.
Reacher nadal nic nie mówił.
– A ponadto to wszystko śmierdzi – powiedziała Helen. – Mamy sześć ofiar. Tych pięciu zabitych i samego Barra.
– Jak dla mnie to trochę zbyt szeroka definicja ofiary.
– Doktor Niebuhr podejrzewa, że Barr zawarł ostatnio jakąś znajomość. Jakąś nową przyjaźń. Moglibyśmy pójść tym tropem.
– Barr powiedział mi, że nie ma żadnych nowych przyjaciół – rzekł Reacher. – I że ma ich niewielu.
– Mówił prawdę?
– Myślę, że tak.
– Zatem Niebuhr się myli?
– Niebuhr zgaduje. Jest psychiatrą. Oni potrafią tylko zgadywać.
– Mogłabym zapytać Rosemary.
– Czy ona zna jego przyjaciół?
– Prawdopodobnie. Jest zżyta z bratem.
– Postaraj się zrobić listę – rzekł Reacher.
– Czy doktor Mason też zgaduje?
– Niewątpliwie. Jednak ona chyba zgaduje trafnie.
– Jeśli Niebuhr myli się w kwestii przyjaciela, co zrobimy?
– Coś konstruktywnego.
– Co?
– Ktoś musiał śledzić mnie wczoraj wieczorem i jestem pewien, że jakiś facet szedł za mną dziś rano. Widziałem go na placu. Kiedy znów go zobaczę, zamienię z nim słowo. Powie mi, dla kogo pracuje.
– Tak po prostu?
– Ludzie zwykle mówią mi to, co chcę wiedzieć.
– Dlaczego?
– Ponieważ grzecznie pytam.
– Nie zapomnij grzecznie zapytać Eileen Hutton.
– Będziemy w kontakcie – odparł Reacher.
***
Ruszył na południe, minął swój hotel i znalazł tanią restaurację. Po obiedzie powoli poszedł na północ, przez plac, obok wieżowca z czarnego szkła, pod estakadą autostrady, aż do
sportowego baru. Chociaż prawie przez godzinę był na ulicach, nie zauważył, by ktoś za nim szedł. Żadnych inwalidów w dziwnych garniturach. Nikogo.
Bar był prawie pusty i na wszystkich ekranach leciała transmisja z meczu baseballowego. Znalazł sobie stolik w kącie i oglądał, jak Cardinalsi grają w Houston z Astrosami. Mało istotny mecz pod koniec sezonu między dwiema drużynami bez szans na puchar. W przerwach na reklamy obserwował drzwi. Nikogo nie zauważył. Tutaj, na prowincji, wtorek był jeszcze spokojniejszy niż poniedziałek.
***
Grigor Linsky zadzwonił z komórki.
– Znów jest w barze sportowym – powiedział.
– Widział cię? – zapytał Zek.
– Nie.
– Po co znów poszedł do tego baru?
– Bez powodu. Potrzebował jakiegoś celu, to wszystko. Prawie godzinę paradował po mieście, próbując mnie zwabić.
Chwila ciszy.
– Zostaw go – powiedział Zek. – Przyjdź tu, to porozmawiamy.
Читать дальше