– Z kim Cardinalsi mieli grać następny mecz?
– Nie wiem.
– Spróbuj sobie przypomnieć. Muszę poznać wszystkie okoliczności tego zdarzenia.
– Nie pamiętam – powiedział Barr. – Kompletna pustka. Pamiętam tylko, że wygrali, nic więcej. Komentatorzy oszaleli. Wiesz, jacy oni są. Byli zdumieni. Tym, że tak głupio można przegrać mecz. Jednak to Cubsi, no nie? Powiadają, że oni zawsze znajdą jakiś sposób, żeby przegrać.
– A przed meczem? Wcześniej tamtego dnia?
– Nie pamiętam.
– Co zwykle robiłeś?
– Niewiele. Niewiele robię.
– Jaki był poprzedni mecz Cardinalsów?
– Nie przypominam sobie.
– A ostatnia rzecz, jaką jeszcze pamiętasz?
– Nie jestem pewien. Podjazd?
– To było kilka miesięcy temu.
– Pamiętam, że gdzieś byłem – powiedział Barr.
– Kiedy?
– Nie jestem pewien. Niedawno.
– Sam?
– Może z kimś. Nie jestem pewien. Ani tego, gdzie byłem.
Reacher nic nie powiedział, tylko odchylił się na krześle i słuchał cichego popiskiwania urządzenia monitorującego pracę serca. Wyraźnie przyspieszyło. Kajdanki po obu stronach łóżka pobrzękiwały.
– Co jest w kroplówce? – zapytał Barr.
Reacher zmrużył oczy w słonecznym blasku i przeczytał napis na woreczkach z płynami infuzyjnymi.
– Antybiotyki – powiedział.
– Nie środek przeciwbólowy?
– Nie.
– Pewnie uważają, że na żaden nie zasługuję. Znamy się długo, prawda? – rzekł Barr. – Ty i ja?
– Niezupełnie.
– To nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi.
– Dobrze to ująłeś.
– A jednak coś nas łączy. Reacher milczał.
– Czyż nie? – naciskał Barr.
– W pewnym sensie – przyznał Reacher.
– Zrobiłbyś coś dla mnie? – zapytał Barr. – Wyświadcz mi przysługę.
– Jaką?
– Wyciągnij igłę z mojej ręki.
– Po co?
– Żebym dostał zakażenia i umarł.
– Nie – odparł Reacher.
– Dlaczego nie?
– Jeszcze nie czas – powiedział Reacher.
Wstał, odstawił krzesło pod ścianę i wyszedł z pokoju. Przeszedł przez kontrolę i śluzę powietrzną, po czym zjechał windą i wyszedł na ulicę. Samochodu Helen Rodin nie było na parkingu. Już odjechała. Nie czekała na niego. Przygotował się na długi marsz do śródmieścia.
***
Minął place budowy i najpierw skierował się do biblioteki. Pomimo późnego popołudnia jeszcze była czynna. Smutna kobieta za biurkiem powiedziała mu, gdzie znaleźć archiwalne numery gazet. Zaczął od zeszłotygodniowych numerów tej samej gazety z Indianapolis, którą czytał w autobusie. Zignorował niedzielne, sobotnie i piątkowe wydania. Zaczął od
czwartku, środy i wtorku. W drugiej z przeglądanych gazet znalazł to, czego szukał. Chicago Cubs grali ligowy mecz w St Louis we wtorek. Mecz miał dokładnie taki przebieg, jaki podał Barr. Koniec dziewiątej, dojście do pierwszej bazy, wypuszczenie, szczur do drugiej, piłka na aucie i wykluczenie. Szczegóły były w środowym rannym wydaniu. Wygrana przez wykluczenie. Około dziesiątej wieczorem we wtorek. Barr słyszał krzyki podnieconych komentatorów sześćdziesiąt siedem godzin przedtem, nim otworzył ogień.
***
Potem Reacher wrócił tą samą drogą aż na posterunek policji. Cztery przecznice na zachód, jedną na południe. Nie przejmował się tym, czy kogoś zastanie. Posterunek sprawiał wrażenie czynnego dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Podszedł prosto do biurka oficera dyżurnego i powołał się na prawo do ponownego obejrzenia dowodów. Dyżurny zadzwonił do Emersona, a potem wskazał Reacherowi drogę do wystawy Bellantonia.
Ten spotkał się z Reacherem na parkingu i otworzył drzwi. Niewiele się tam zmieniło, ale Reacher zauważył kilka zmian. Nowe kartki w plastikowych koszulkach, przypięte pod i nad starymi na korkowych tablicach, niczym stopki z dodatkowymi wyjaśnieniami.
– Uaktualnienia? – zapytał.
– Zawsze – odparł Bellantonio. – Nieustannie czuwamy.
– Co nowego?
– Zwierzęcy DNA – powiedział Bellantonio. – Identyczny z sierścią psa Barra, znalezioną na miejscu zbrodni.
– Gdzie ten pies?
– Uśpiony.
– To okrutne.
– To jest okrutne?
– Ten cholerny pies nic złego nie zrobił.
Na to Bellantonio nic nie powiedział.
– Co jeszcze? – zapytał Reacher.
– Kolejne wyniki badań włókien i balistycznych. Mamy
już więcej, niż nam potrzeba. Amunicja Lake City jest stosunkowo rzadka i udało nam się ustalić, że Barr kupił ją niecały rok temu. W Kentucky.
– Ćwiczył tam na strzelnicy. Bellantonio skinął głową.
– To również ustaliliśmy.
– Jeszcze coś?
– Ten styropianowy słupek jest własnością wydziału architektury miasta. Nie wiemy, jak ani kiedy go zabrano.
– Jeszcze coś?
– Myślę, że to chyba wszystko.
– A co z negatywami?
– Jakimi negatywami?
– Przekazuje mi pan same dobre wieści. Co z pytaniami bez odpowiedzi?
– Nie sądzę, żeby takie były.
– Jest pan tego pewien?
– W stu procentach.
Reacher jeszcze raz uważnie przyjrzał się korkowym tablicom.
– Grywa pan w pokera? – zapytał.
– Nie.
– Słusznie. Nie umie pan kłamać.
Bellantonio nie odpowiedział.
– Powinniście zacząć się martwić – rzekł Reacher. – Jeśli się wywinie, poda was do sądu o odszkodowanie za psa.
– Nie wywinie się – powiedział Bellantonio.
– Nie – zgodził się Reacher. – Raczej się nie wywinie.
***
Emerson czekał przed drzwiami Bellantonia. W marynarce, bez krawata. Z frustracją w oczach, typową dla policjantów uwikłanych w prawnicze kruczki.
– Rozmawiał pan z nim? – zapytał. – W szpitalu?
– Nic nie pamięta, poczynając od wtorkowego wieczoru – odparł Reacher. – Czeka was sądowa przepychanka.
– Straszne.
– Powinniście bardziej dbać o bezpieczeństwo w aresztach.
– Rodin ściągnie ekspertów.
– Jego córka już to zrobiła.
– Istnieją precedensy.
– To broń obosieczna.
– Chce pan, żeby ten gnój wyszedł na wolność?
– To wy spieprzyliście sprawę – rzekł Reacher. – Nie ja.
– Jeśli to pana uszczęśliwia.
– To nikogo nie uszczęśliwia – odparł Reacher. – Jeszcze nie.
***
Opuścił komisariat i wrócił do wieżowca z czarnego szkła. Helen Rodin siedziała za biurkiem, czytając jakiś dokument. Alan Danuta, Mason i Niebuhr już sobie poszli. Była sama.
– Rosemary pytała brata o Kuwejt – zaczęła. – Powiedziała mi to, kiedy wyszła z jego szpitalnego pokoju.
– I co? – spytał Reacher.
– I powiedział jej, że to wszystko prawda.
– Pewnie nie była to przyjemna rozmowa.
Helen Rodin pokręciła głową.
– Rosemary jest kompletnie rozbita. Mówi, że James też.
On nie może uwierzyć, że znowu to zrobił. Nie wierzy, że
przekreślił te czternaście lat.
W biurze zapadła cisza. W końcu Helen pokazała Reacherowi dokument, który czytała.
– Eileen Hutton ma stopień generała brygady – oznajmiła.
– Nieźle – skomentował Reacher. – Kiedy widziałem ją ostatnio, była majorem.
– A ty?
– Kapitanem.
– Czy to nie było niezgodne z regulaminem?
– Teoretycznie. Z jej strony.
– Pracowała w JAG.
– Prawnicy mogą łamać prawo tak jak inni ludzie.
– Nadal tam pracuje.
– Najwyraźniej. Nie ma rotacji personelu.
Читать дальше