– Ona zabiła Szymona z Neapolu – oznajmiła.
– Wiem.
– Pomogła zabić dzieci.
– Wiem – odparł król. Weronika czołgała się teraz po podłodze jak robak w stronę sędziów.
Złapała za kapcie archidiakona, a jej miękkie ciemne włosy kaskadą opadły na jego stopy.
– Ocal mnie, mój panie, nie pozwól mu znowu mną owładnąć. Pragnę Pana naszego, zwróć mnie mojemu Odkupicielowi. Odeślij diabła.
Wśród owego szaleństwa i nieładu zniknęła niewinność, a jej miejsce zajęło zmysłowe piękno, starsze i bardziej posiniaczone niż to, które zastąpiło – ale jednak piękno.
Archidiakon schylił się, sięgnął ku niej.
– Chodź, chodź, moje dziecko. Stół zadrżał, kiedy Henryk uderzył pięścią w blat.
– Czy hodujesz świnie, mój wielmożny przeorze? Przeor Gotfryd oderwał oczy od mniszki.
– Świnie?
– Świnie. I niech ktoś postawi tę kobietę na nogi. Wydano polecenia. Hugo wyszedł z sali. Dwóch zbrojnych podniosło
Weronikę, zawisła między nimi.
– A teraz, pani – odezwał się do niej król – pomożesz nam. W oczach Weroniki, kiedy uniosły się ku niemu, na chwilę pojawiło się zastanowienie.
– Zwróć mnie mojemu Odkupicielowi, panie. Pozwól mi obmyć moje grzechy we krwi Pana.
– Odkupić może tylko prawda, a zatem opowiedz nam, jak ten diabeł zabijał dzieci. W jaki sposób. Musisz nam pokazać.
– Czy Pan tego chce? Tam była krew, tyle krwi.
– On na to nalega. – Henryk w ostrzegawczym geście wyciągnął rękę w stronę sędziów, którzy nadal stali. – Ona wie, ona to widziała. Ona nam pokaże.
Zjawił się Hugo z prosięciem, pokazał je królowi, który skinął głową. Kiedy myśliwy niósł je obok medyczki w stronę kuchni, oszołomiona Adelia spostrzegła mały okrągły ryjek. Zapachniało chlewem.
Jeden ze zbrojnych ruszył, prowadząc Weronikę w tym samym kierunku, za nim szedł drugi, ceremonialnie na wyciągniętych dłoniach trzymał nóż o liściastym kształcie. Krzemienny nóż. Ten nóż.
Czy właśnie o to mu chodzi? Boże, miej nas w opiece, miej w opiece nas wszystkich.
Sędziowie, zgromadzeni oraz mrugająca ze zdumienia Walburga ruszyli w stronę kuchni. Przeorysza Joanna chciała zostać w sali, jednak król Henryk złapał ją za łokieć i pociągnął za sobą.
Kiedy obok Adelii przechodził Rowley, powiedziała mu:
– Ulfowi nie wolno na to patrzeć.
– Posłałem go do domu z Gylthą.
Potem i on poszedł. Medyczka została w pustym refektarzu.
Czy to zostało zaplanowane? Chodziło o coś więcej, nie tylko o udowodnienie winy Weroniki. Henryk chciał ugodzić w Kościół, potępiający go za śmierć Becketa.
Straszne. Pułapka zastawiona przez zmyślnego króla, nie tylko na ową kreaturę, co wpadłaby w nią albo i nie, zależnie od tego, jak sama okazałaby się zmyślna, ale także po to, żeby pokazać największemu wrogowi jego własną słabość. I niezależnie od stopnia splugawienia istoty, na którą zastawiono sidła, to jednak zawsze były sidła.
Ciągły ruch pozostawił drzwi na krużganki otwarte. Wstawał świt, kanonicy śpiewali, śpiewali cały czas. Kiedy Adelia słuchała ich chóru, splatającego na nowo porządek i piękno, poczuła, że nocne powietrze chłodzi łzy na jej policzkach, te łzy, o których nawet nie miała pojęcia.
Z kuchni dobiegł ją głos króla.
– Położyć je na stół do krojenia… Bardzo dobrze, siostro. Pokaż nam, co on robił.
W dłoń Weroniki włożono nóż…
Nie rób tego, nie trzeba… Tylko im powiedz…
Głos mniszki było słychać wyraźnie.
– Zostanę odkupiona?
– Prawda jest odkupieniem – powtórzył Henryk nieustępliwie. – Pokaż to nam.
Cisza.
Mniszka odezwała się ponownie.
– Wiecie, on nie lubił, kiedy one były tak blisko jego oczu – rozległo się pierwsze kwiknięcie prosiaka – a potem…
Adelia zatkała uszy, ale dłonie nie zdołały stłumić kolejnego kwiknięcia, potem jeszcze jednego, jeszcze jednego… a ponad tym kobiecego głosu.
– Tak jak teraz, a potem tak. I potem… Ona jest obłąkana. Jeśli to coś wcześniej było sprytem, to sprytem szaleńca. Ale teraz nawet on ją opuścił. Dobry Boże, co też musi dziać się w jej głowie?
Śmiech? Nie, jakiś chichot, wariacki, narastający, wysysający życie z odbieranego życia. Ludzki głos Weroniki zmieniał się w nieludzki, wznosił się ponad agonalnymi piskami prosiaka, aż wreszcie stał się rykiem pasującym do wielkich, umazanych trawą zębisk i długich uszu. Wydostał się na normalność nocy, skruszył ją.
To było rżenie oślicy.
Zbrojni sprowadzili mniszkę z powrotem do refektarza i cisnęli na podłogę. Prosięca krew, która splamiła jej habit, zaczęła wsiąkać w sitowie. Sędziowie omijali ją szerokim łukiem, biskup Norwich, zamyślony, wycierał swoje obryzgane szaty. Mansur i Rowley mieli skupione twarze. Rabin Gotsce był całkiem blady. Przeorysza Joanna opadła na ławę, ukryła twarz w ramionach. Hugo oparł się o framugę drzwi, tępo patrzył w przestrzeń.
Adelia pospieszyła do siostry Walburgi, która zatoczyła się i upadła, rękoma chwytając się powietrza. Uklękła, dłonią ujęła podbródek zakonnicy.
– Spokojnie, oddychaj spokojnie. Spokojne, płytkie oddechy. Usłyszała głos Henryka.
– I jak, moi panowie? Wygląda na to, że ona w pełni współdziała z diabłem.
Wyjąwszy przerażony oddech Walburgi, na sali panowała cisza. Po chwili ktoś się odezwał, jeden z biskupów.
– Oczywiście, ona będzie sądzona przez sąd kościelny.
– Masz na myśli to – odparł król – że skorzysta z ochrony dawanej przez stan duchowny?
– Panie, ona wciąż jest jedną z nas.
– I co z nią zrobicie? Kościół nie może wieszać. Nie może rozlewać krwi. Wszystko, co może zrobić ten wasz sąd, to ekskomunikować ją i wyrzucić z Kościoła. Co się stanie, kiedy znowu przyzwie ją jakiś zabójca?
– Plantagenecie, strzeż się – teraz odezwał się archidiakon. – Pragniesz się spierać ze świętym Tomaszem? Czyż on ma ponownie zginąć z rąk twoich rycerzy? Będziesz podawał w wątpliwość jego własne słowa? „Stan duchowny ma za króla tylko Chrystusa i tylko królowi niebieskiemu podlega; winni rządzić się własnym prawem". Dzwon, księga i świeca są naszym najwyższym prawem. Owa plugawa niewiasta straci swoją duszę.
Oto był głos, który odbijał się echem w katedrze, tej o stopniach splamionych krwią arcybiskupa. Zabrzmiał również echem w owym prowincjonalnym refektarzu, gdzie w deski podłogi wsiąkała krew prosięcia.
– Ona już straciła swoją duszę. Czy Anglia ma stracić więcej dzieci? Zabrzmiał inny głos, używający przeciwko Becketowi rozumnych, świeckich argumentów. Wciąż pozostawał rozumny.
I nagle przestał takim być. Henryk chwycił jednego ze swoich zbrojnych za ramiona, potrząsnął nim. Ruszył dalej, potrząsnął rabinem, następnie Hugonem.
– Widzicie? Widzicie? O to właśnie kłóciłem się z Becketem. Miejcie swoje sądy, mówiłem, ale przekażcie winnych do moich sądów, abym ich karał. – Ludzie rozpierzchali się po sali jak szczury. – I przegrałem, wiecie? Mordercy i gwałciciele chodzą wolno po moim kraju, bo ja przegrałem.
Hubert Walter złapał go za ramiona, prosił, ale monarcha ciągnął go za sobą.
– Panie mój, panie… pamiętaj, błagam cię, pamiętaj. Henryk strząsnął go, spojrzał w dół na niego.
– Nie zapomnę, Hubercie. – Przesunął dłonią po ustach, ścierając rozbryzganą ślinę. – Słyszycie mnie, moi panowie? Nie zapomnę.
Teraz się uspokoił, patrzył na drżących sędziów.
Читать дальше