Wychodząc z Waffle House, Kevin zastanowił się, co też sprowadziło Tony’ego Dunhama na Południe, dlaczego skończył właśnie tutaj. Spokojnie mogła to być pogoda. Jako kierowca zapewne nie należał do osób ambitnych. Dunham, urodzony we wczesnych latach pięćdziesiątych, wciąż jeszcze mógł pójść do college’u. Nawet chłopak, który nie ukończył szkoły średniej, mógł sobie wtedy nieźle żyć, jeśli dobrze się zakręcił. Z danych zebranych przez Nancy nie wynikało, że Tony Dunham mieszkał w tamtym domu, kiedy podobno przebywała tam rzekoma Hea – Sąsiadka nie wspominała, by w domu był jeszcze ktokolwiek inny. Ale nie podała wiele więcej niż adres i nazwisko Staną Dunhama. Czy chciała, żeby znaleźli Tony’ego, czy nie? I gdzie w tym wszystkim jest miejsce Penelope Jackson?
Zdjęcia nie kłamią. Nieznajoma w Baltimore to nie Penelope, nie ta Penelope ze zdjęcia w prawie jazdy. Ale kim ona była? A co, jeśli Penelope była Heather Bethany, a ta kobieta ukradła jej życie, razem z samochodem? To gdzie podziewała się Penelope? Mógł tylko mieć nadzieję, że mieszkańcy Reynolds Street zdołają rozpoznać tę tajemniczą osobę, opowiedzą, jakie mieli z nią kontakty.
Południowej gościnności wyraźnie zabrakło, kiedy Infante wrócił na Reynolds Street i zaczął pytać o Penelope Jackson oraz Tony’ego Dunhama. Tak się jednak złożyło, że pierwszy człowiek, którego spotkał, okazał się całkiem pomocny, tyle że lepiej mówił po hiszpańsku niż po angielsku i zamknął się dopiero na widok legitymacji Kevina. Jednak nachylił się nad fotokopią prawa jazdy Penelope Jackson, wydanego w Karolinie Północnej i oznajmił: „Si, si, to panna Penelope”, a potem wzruszył ramionami, widząc zdjęcie drugiej kobiety. Wyraźnie jej nie rozpoznawał. Sąsiadka ze wschodniej strony, gruba czarna kobieta, która wyglądała na matkę z sześciorga dzieci, samą swoją postawą sugerowała, że widziała już tyle, że nie ma czasu, aby widzieć jeszcze cokolwiek innego.
– Ja pilnowałam swoich spraw, oni swoich – oznajmiła, zapytana o to, czy wie, gdzie może teraz być Penelope Jackson.
Po drugiej stronie okopconego niebieskiego domku jakiś starszy mężczyzna grabił bambusowymi grabiami zielonożółty trawnik, oczyszczając go z zimowego śmiecia. Początkowo chłodny i zdystansowany, stał się bardziej przyjacielski, kiedy zorientował się, że ma do czynienia z reprezentantem prawa.
– Wstyd mówić, ale lepiej, że to miejsce się spaliło, niż żeby dalej tam miało mieszkać tych dwoje – oznajmił Aaron Parrish. – To niemiłe z mojej strony i wcale nie życzyłem im takiej tragedii. Ale oni byli straszni. Och, te bijatyki i wrzaski. I do tego… – zniżył głos, jakby mówił o czymś naprawdę haniebnym -… on parkował swojego pikapa na trawniku przed domem. Skarżyłem się właścicielowi budynku, ale powiedział, że oni regularnie płacą czynsz, nie tak jak Meksykanie. Ale ja uważam Meksykanów za lepszych sąsiadów, kiedy tylko już im się wyjaśni kilka rzeczy.
– Bójki, wrzaski? Między nimi dwojgiem?
– Regularnie.
– Wzywał pan policję?
Nerwowe spojrzenie wokół, czy nikt nie podsłuchuje.
– Anonimowo. Kilka razy. Moja żona próbowała pogadać o tym z Penelope, ale ta powiedziała, że to nie jej interes… tyle że nie tak uprzejmie.
– Ta tutaj?
Parrish spojrzał na zdjęcie z prawa jazdy, powiększone i wydrukowane przez Nancy.
– Na to wygląda. Chociaż na żywo była ładniejsza. Drobna, z ładną figurą, jak laleczka.
– Czy ta kobieta wygląda dla pana znajomo?
Pokazał zdjęcie rzekomej Heather Bethany zrobione aparatem cyfrowym podczas drugiego przesłuchania.
– Nie, nigdy jej nie widziałem. Chociaż są trochę podobne, prawda? Infante spojrzał na oba zdjęcia, ale dostrzegł tylko nieznaczne podobieństwo: włosy, oczy, może owal twarzy. Nie wierzył i nie lubił Heather Bethany, ale widział w niej kruchość, jakiej nie miała Penelope. Panna Jackson wyglądała na twardą zawodniczkę.
– Czy ona czegoś panu o sobie nie mówiła? To znaczy Penelope Jackson. Skąd była? Skąd pochodził Tony? Jak się spotkali?
– Ona nie lubiła pogawędek. Wiem, że pracowała na Saint Simons, w Mullet Bay. Tony też czasem pracował na wyspie, kiedy nie mógł nigdzie zahaczyć się na dłużej. Łapał robotę w firmie sprzątającej. Ale oczywiście tam nigdy by się nie przenieśli.
– Dlaczego?
Aaron Parrish zaśmiał się z naiwności detektywa.
– Ceny, synu. Prawie nikogo z tych, którzy pracują na wyspie, nie stać, żeby tam mieszkać. Ten dom – machnął w stronę okopconych pozostałości trzypokojowego niebieskiego budynku – stałby się wart ćwierć miliona, jeśli by się go uniosło i zabrało kilka kilometrów na wschód. Saint Simons jest dla milionerów, a Sea Island jeszcze droższe.
Infante podziękował panu Parrisowi i wszedł przez otwarte drzwi do domku, ciągle pachnącego spalenizną. Nie rozumiał, dlaczego całą strukturę uznano za naruszoną. Przecież zniszczona była głównie sypialnia. Pewnie właściciel doszedł do wniosku, że tak więcej zarobi na ubezpieczeniu.
Drzwi do sypialni były nabrzmiałe i zablokowane, ale zdołał je otworzyć, napierając z całej siły ramieniem. Tolliver powiedział, że Tony Dunham umarł, zanim spłonął, zabity wciągniętym do płuc dymem, jednak ciężko zapomnieć, że jego zwłoki później skwierczały i pryskały tłuszczem jak mięso na grillu. Ten zapach też pozostał. Infante stanął w drzwiach, starając się wszystko sobie wyobrazić. Trzeba mieć naprawdę niezłe jaja, żeby kogoś zabić w taki sposób – zrzucić popielniczkę, czekać, aż dywanik zajmie się ogniem. Tak jak mówił Tolliver, nie można dorzucić drugiego papierosa, jeśli od pierwszego nic się nie zajęło. A gdyby facet się obudził, trzeba umieć mu jeszcze wmówić, że to jedynie wypadek, a ty tylko tak sobie wszedłeś, chociaż do tej pory drań regularnie cię lał. Należało też trzymać się w ryzach, aby nie sięgnąć po żadną, choćby ukochaną rzecz; pozwolić, żeby wszystko spłonęło. Trzeba poczekać, aż on prawie zakrztusi się dymem, potem zamknąć drzwi, obmyć twarz z łez wywołanych płomieniami, wrócić i czekać dalej, aż uzyska się pewność, że nic już nie ocali tego człowieka po drugiej stronie.
Kobieta z Baltimore, jakkolwiek się nazywała – na pewno by zdołała to zrobić. Ale ona nie była Penelope Jackson. To jedyny fakt, jakim dysponował. Nie znam Penelope Jackson, mówiła. A czy ktoś, kto naprawdę by jej nie znał, nie powiedziałby tego jakoś inaczej? Nie znam jakiejś Penelope Jackson, nie znam żadnej Penelope Jackson? Do diabła, no to w takim razie skąd masz jej wóz? Zdołała uniknąć odpowiedzi, oferując im rozwikłanie zagadki strasznej zbrodni, a potem jeszcze wskazując policjanta jako sprawcę. Rzuciła im garść informacji – ale po co? Co chciała ukryć?
Wyszedł z budynku, opuścił Reynolds Street. To był smutny dom, nawet przed pożarem. Było w nim dwoje nieszczęśliwych ludzi, razem z frustracją i rozczarowaniem. Mnóstwo kłótni i obelg. Sam kiedyś mieszkał w takim domu, dwa razy. No dobra, raz, przy okazji drugiego małżeństwa. Pierwsze małżeństwo było całkiem w porządku, do czasu. Tabby wydawała się taka słodka. Gdyby spotkał ją teraz… Ale już nigdy jej nie spotka, nie taką Tabby, którą po raz pierwszy ujrzał w Wharf Rat, dwanaście lat temu. Stracił ją, zastąpiła ją kobieta znająca Kevina Infante’a jako łajdaka i krętacza. Czasem wpadał na Tabby, Baltimore było małe – zawsze zachowywała się uprzejmie, on też. Nawet miło sobie gawędzili, śmiali się ze swojego małżeństwa, jakby stanowiło pełną wypadków podróż, zabawny ciąg niepowodzeń. Po dziesięciu latach mogli już stać się wielkoduszni wobec swoich młodszych wcieleń.
Читать дальше