Harry przyjrzał się uważnie Delacroix, starając się obmyślić, jak ma postąpić. Musiał bardzo uważać. Uzyskanie odpowiedzi, nad którą adwokat mógłby pastwić się całymi dniami w sądzie, byłoby strzałem do własnej bramki.
– Pamiętam tylko, że zabrało mi to wiele czasu – powiedział nagle nieproszony Delacroix. – Nie było mnie prawie całą noc. I pamiętam, że przytuliłem go z całych sił, zanim wrzuciłem do dołu. Jakbym urządzał mu pogrzeb.
Delacroix pokiwał głową i poszukał oczyma oczu Boscha, jakby pragnął uzyskać od niego potwierdzenie, że słusznie postąpił. Harry odpowiedział beznamiętnym spojrzeniem.
– Zacznijmy od tego – powiedział. – Ta dziura, do której pan go wrzucił – jaką miała głębokość?
– Była niegłęboka, miała może trochę ponad pół metra.
– Jak pan ją wykopał? Miał pan ze sobą narzędzia?
– Nie. Nie myślałem o tym. Musiałem wykopać ją rękami. Dlatego nie była bardzo głęboka.
– A co z plecakiem?
– Też go wrzuciłem. Do dołu. Ale nie jestem pewny.
– No dobrze. – Harry pokiwał głową. – Przypomina pan sobie coś jeszcze z tego miejsca? Było strome, płaskie, błotniste?
– Nie pamiętam.
– Były tam zabudowania?
– Niedaleko stały domy, owszem, ale nikt mnie nie widział, jeśli o to panu chodzi.
Harry doszedł do wniosku, że za bardzo ryzykuje, podążając tym tropem. Musiał się cofnąć, by wyjaśnić jeszcze kilka szczegółów.
– A co z deskorolką syna?
– Nie rozumiem.
– Co pan z nią zrobił?
Delacroix pochylił się naprzód, by się nad tym zastanowić.
– Wie pan, naprawdę sobie nie przypominam.
– Zakopał ją pan razem z nim?
– Nie mogę… Nie pamiętam.
Bosch czekał długą chwilę ciekaw, czy uda mu się uzyskać coś więcej. Delacroix jednak milczał.
– No dobrze. Panie Delacroix, zrobimy przerwę, żebym mógł porozmawiać z moim partnerem. Chcę, żeby zastanowił się pan nad tym, o czym właśnie rozmawialiśmy. O miejscu, dokąd zabrał pan ciało syna. Musi pan sobie przypomnieć więcej szczegółów. I zostaje jeszcze sprawa deskorolki.
– Dobrze, spróbuję.
– Przyniosę panu więcej kawy.
– Byłbym bardzo wdzięczny.
Bosch wstał, zabierając puste kubki. Natychmiast przeszedł do pokoju obserwacyjnego. Zastał w nim Edgara w towarzystwie drugiego, nieznanego mu mężczyzny. Obydwaj patrzyli przez jednostronne lustro na Delacroix. Edgar wyciągał właśnie rękę, żeby wyłączyć kamerę.
– Nie gaś – powiedział Bosch. Edgar cofnął dłoń. – Niech się nagrywa. Jeśli przypomni sobie coś więcej, nie chcę, żeby ktoś mógł twierdzić, że mu to podpowiedzieliśmy w przerwie.
Edgar pokiwał głową. Drugi mężczyzna odwrócił się od szyby i wyciągnął rękę. Wyglądał na niecałe trzydzieści lat. Miał ciemne, zaczesane gładko do tyłu włosy i bardzo jasną skórę. Uśmiechał się szeroko.
– Witam. George Portugal z prokuratury okręgowej. – Bosch odstawił puste kubki na stół i uścisnął mu dłoń. – Wygląda na to, że macie tu ciekawą sprawę – dodał Portugal.
– Z każdą chwilą ciekawszą – odparł Harry.
– Cóż, z tego, co widziałem przez ostatnich dziesięć minut, nie macie się czym martwić. Trafienie bez pudła.
Harry pokiwał głową, ale nie uśmiechnął się w odpowiedzi. Chciało mu się śmiać z naiwności Portugala. Widział zbyt wiele, żeby ufać instynktowi początkującego prokuratora. Przypomniało mu się, co się wydarzyło, zanim Delacroix znalazł się w pokoju po drugiej stronie szyby. Wiedział też, że w jego pracy nie ma czegoś takiego, jak trafienie bez pudła.
O siódmej wieczorem Bosch i Edgar przewieźli Samuela Delacroix do Parker Center, by tam przedstawić mu zarzut zamordowania syna. Przy udziale Portugala przesłuchiwali Delacroix jeszcze przez godzinę, lecz uzyskali już tylko kilka nowych szczegółów dotyczących morderstwa. Dwadzieścia lat poczucia winy i whisky nadwerężyły staremu pamięć.
Portugal wyszedł z pokoju nadal przekonany, że trafili w dziesiątkę. Bosch nie był jednak tego taki pewny. Nigdy nie odnosił się do dobrowolnych przyznań do winy równie ochoczo jak prokuratorzy i inni detektywi. Wierzył, że prawdziwa skrucha to rzadkość w tym świecie. Podchodził do nieoczekiwanych wyznań z wyjątkową ostrożnością, zawsze szukając czegoś, co może kryć się za słowami. Dla niego każda sprawa przypominała dom w budowie. Gdy dochodziło do przyznania się do winy, była to betonowa płyta, na której wznoszono resztę konstrukcji. Jeśli jednak cement został źle wymieszany lub wylany, dom mógł nie przetrzymać pierwszego trzęsienia ziemi. Kiedy jechał z Delacroix do Parker Center, mimowolnie przyszło mu na myśli, że w fundamentach tego domu są niewidoczne szczeliny. I że zbliża się trzęsienie ziemi.
Rozmyślania Boscha przerwało brzęczenie telefonu komórkowego. Dzwoniła Grace Billets.
– Wymknęliście się, zanim mieliśmy okazję porozmawiać.
– Wieziemy Delacroix do aresztu.
– Wyglądasz na zadowolonego.
– No… Nie bardzo mogę rozmawiać.
– Jesteś z nim w samochodzie?
– Tak.
– Jakieś kłopoty czy tylko bawisz się w kwokę?
– Jeszcze nie wiem.
– Wydzwaniają do mnie Irving i wydział kontaktów z mediami. Pewnie rozeszły się już wieści z biura rzecznika prokuratury, że szykuje się akt oskarżenia. Jak mam się zachować?
Bosch popatrzył na zegarek. Uznał, że po dostarczeniu Delacroix dojadą na ósmą do domu Sheili. Kłopot polegał na tym, iż w razie oświadczenia dla mediów dziennikarze mogli trafić tam wcześniej.
– Coś pani powiem. Najpierw chcielibyśmy porozmawiać z córką. Może pani zadzwonić do prokuratury i poprosić, żeby wstrzymali się do dziewiątej? To samo z wydziałem kontaktów z mediami.
– Nie ma sprawy. Posłuchaj, kiedy go zostawicie, zadzwoń z miejsca, gdzie będziesz mógł rozmawiać. Chcę wiedzieć, jeśli są jakieś problemy.
– Załatwione.
Złożył telefon i obejrzał się na Edgara.
– Portugal pewnie od razu zadzwonił do rzecznika prasowego.
– Przypuszczalnie. Przypuszczalnie to jego pierwsza duża sprawa. Chce z niej wycisnąć, ile tylko zdoła.
– No.
Przez kilka minut jechali w milczeniu. Harry zastanawiał się nad tym, co zasugerowała porucznik Billets. Nie potrafił określić powodów swojego niezadowolenia. Sprawą przestawały się zajmować organy ścigania, a zabierał się do niej system sądowy. Zostało jeszcze mnóstwo detektywistycznej pracy, ale każde śledztwo zmieniało charakter, gdy podejrzanego zatrzymano i przedstawiono mu zarzuty. Harry przeważnie doznawał uczucia ulgi w momencie, gdy zabierał mordercę na przedstawienie zarzutów. Czuł się wspaniale, miał wrażenie, że jego praca coś znaczy. Tym razem było jednak inaczej i nie bardzo wiedział dlaczego.
Wreszcie przypisał swoje emocje własnym błędom i nieprzewidywalnym zmianom biegu śledztwa. Uznał, że nie może świętować ani czuć się wspaniale, skoro sprawa kosztowała go tak wiele. Owszem, mieli w samochodzie mordercę dziecka, który przyznał się do zbrodni, i wieźli go do aresztu. Nicholas Trent i Julia Brasher jednak nie żyli. W budowanym domu zawsze będą pokoje nawiedzane przez ich duchy. Zawsze będą nawiedzały jego – Boscha.
– Mówił pan o mojej córce? Chcecie z nią rozmawiać?
Harry popatrzył w lusterko wsteczne. Delacroix garbił się, bo miał ręce skute za plecami. Harry musiał poprawić lusterko i włączyć światło pod sufitem, żeby zobaczyć jego oczy.
Читать дальше