Delacroix przeniósł spojrzenie z Boscha na Edgara i z powrotem. Kiwnął głową.
– Pewnie tak.
Harry pierwszy wszedł na schodek. Przecisnął się do środka obok Delacroix. Poczuł natychmiast woń bourbona, nieświeżego oddechu i kociego moczu.
– Wcześnie pan zaczyna, Delacroix.
– Tak, piłem drinka – odrzekł Delacroix tonem, który stanowił mieszaninę pogardy dla samego siebie i wyzwania. – Jestem już po pracy. Wolno mi.
Edgar wszedł do środka; było mu znacznie trudniej przecisnąć się obok Delacroix. Bosch rozejrzał się po mętnie oświetlonym wnętrzu przyczepy. Na prawo od wejścia znajdował się pokój dzienny z boazerią na ścianach, sofą obitą sztuczną skórą i stolikiem do kawy z obdrapanym blatem, spod którego wierzchniej warstwy wyzierała płyta wiórowa. Był tu też do kompletu stolik pod lampę – bez lampy. Stał na nim niepewnie telewizor i magnetowid. Na wierzchu telewizora leżał stosik kaset. Po przeciwnej stronie stołu stała kanapa z obdartymi – pewnie przez kota – poręczami i wyłażącą wyściółką. Pod stołem leżała sterta gazet, głównie brukowców z krzykliwymi nagłówkami.
Po lewej zamontowano przypominającą kambuz kuchenkę ze zlewem, szafkami, piecykiem i lodówką z jednej strony oraz kącikiem jadalnym na cztery osoby z drugiej. Na stole stała butelka bourbona Ancient Age.
Na podłodze pod stołem walało się trochę okruchów karmy dla kotów. Stało też stare pudełko po margarynie, napełnione do połowy wodą. Ale kota nie było widać, pozostał tylko smród.
Za kuchnią biegł wąski korytarz, prowadzący do jednej lub dwóch sypialni i łazienki.
– Zostawmy otwarte drzwi i uchylmy parę okien – powiedział Bosch. – Może pan siądzie na tej sofie, panie Delacroix?
Delacroix podszedł do niej posłusznie.
– Panowie posłuchają, nie ma tu czego przeszukiwać – powiedział. – Wiem, dlaczego przyjechaliście.
Bosch obejrzał się na Edgara i popatrzył znowu na Delacroix.
– Tak? – spytał Edgar. – Niby dlaczego?
Delacroix osunął się ciężko na środek sofy. Sprężyny były nic niewarte; zapadł się, a boki sofy uniosły się jak dzioby tonących bliźniaczych „Titaniców”.
– Chodzi wam o benzynę – powiedział Delacroix. – I tak prawie jej nie używałem. Nigdzie nie jeżdżę, tylko na pole i z powrotem. Mam ograniczone prawo jazdy za prowadzenie pod wpływem.
– Benzyna? – zapytał Edgar. – O czym pan…
– Panie Delacroix, nie przyjechaliśmy dlatego, że kradnie pan benzynę – wyjaśnił Bosch.
Wziął do ręki jedną z kaset ze stosu na telewizorze. Na kawałku taśmy na grzbiecie napisano: „First Infrantry”, odcinek 46. Bosch odłożył ją i przyjrzał się napisom na niektórych pozostałych kasetach. Na wszystkich były odcinki serialu, w którym Delacroix występował ponad trzydzieści lat temu.
– To i tak nie nasza działka – odezwał się, nie patrząc na Delacroix.
– To o co chodzi? Czego chcecie?
Harry popatrzył na niego.
– Jesteśmy tu w sprawie pana syna.
Delacroix utkwił w nim wzrok na długą chwilę. Powoli rozchylił usta, pokazując pożółkłe zęby.
– Arthura – powiedział wreszcie.
– Tak. Znaleźliśmy go.
Delacroix opuścił wzrok. Wydawało się, że przestał widzieć wnętrze przyczepy, a zamiast tego ogląda dawne wspomnienie. On wiedział. Harry to zauważył; instynkt mówił mu, że to, co powiedzą teraz Delacroix, nie będzie dla niego nowiną. Obejrzał się na Edgara, żeby zorientować się, czy i on to dostrzegł. Jego partner kiwnął głową.
– Nie wygląda pan na zbyt podekscytowanego jak na ojca, który nie widział syna od ponad dwudziestu lat – powiedział.
Delacroix podniósł na niego wzrok.
– Pewnie dlatego, że wiem, że nie żyje.
Harry przyjrzał mu się uważnie przez dłuższy moment, nie wypuszczając powietrza z płuc.
– Dlaczego pan tak powiedział? Dlaczego pan tak sądzi?
– Bo wiem. Cały czas wiedziałem.
– O czym?
– Że nie wróci.
Sytuacja rozwijała się odmiennie od wszystkich scenariuszy, jakie przychodziły wcześniej Harry'emu do głowy. Miał wrażenie, że Delacroix czekał na nich, spodziewał się ich przybycia, może od lat. Uznał, że chyba powinni zmienić taktykę, aresztować Delacroix i odczytać mu jego prawa.
– Jestem aresztowany? – zapytał Delacroix, jakby czytał w jego myślach
Bosch obejrzał się na Edgara, zastanawiając się, czy partner wyczuwa, że sytuacja wymyka się im z rąk.
– Pomyśleliśmy, że najpierw z panem porozmawiamy. Wie pan, nieoficjalnie.
– Równie dobrze możecie mnie aresztować – rzekł spokojnie Delacroix.
– Tak pan sądzi? To znaczy, że nie chce pan z nami rozmawiać?
Delacroix powoli pokręcił głową i znowu utkwił wzrok w oddali.
– Nie, porozmawiam – odparł. – Opowiem wam wszystko.
– O czym pan opowie?
– Jak to się stało.
– Jak co się stało?
– Z moim synem.
– Wie pan, co się stało?
– Pewnie, że wiem. Ja to zrobiłem.
Bosch o mało nie zaklął na głos. Podejrzany dosłownie się przyznał, zanim przedstawili mu jego prawa, łącznie z prawem do odmowy składania obciążających zeznań.
– Panie Delacroix, na razie przerwiemy. Odczytam panu teraz pańskie prawa.
– Chcę tylko…
– Nie, proszę nic więcej nie mówić. Na razie. Załatwmy najpierw jak należy wstępne formalności, a potem chętnie posłuchamy, co ma pan nam do powiedzenia.
Delacroix machnął ręką, jakby to – i wszystko inne – się dla niego nie liczyło.
– Jerry, gdzie masz magnetofon? Nie odebrałem jeszcze swojego z wydziału spraw wewnętrznych.
– W samochodzie. Nie wiem, jak tam baterie.
– Idź sprawdzić.
Edgar wyszedł z przyczepy. Bosch czekał w milczeniu. Delacroix oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Bosch przyglądał się jego pozie. Nieczęsto się to zdarzało, ale nie po raz pierwszy Harry uzyskiwał przyznanie się podczas pierwszego kontaktu z podejrzanym.
Edgar wrócił z magnetofonem, ale pokręcił głową.
– Padły. Myślałem, że masz swój.
– Kurczę. W takim razie będziemy notować.
Bosch wyjął etui z odznaką, a z niego jedną z wizytówek. Kazał je wydrukować z prawami podejrzanego na odwrocie i linią na podpis. Przeczytał Delacroix jego prawa i zapytał, czy je rozumie. Delacroix pokiwał głową.
– Czy mam to uznać za potwierdzenie?
– Tak. Rozumiem.
– W takim razie proszę się podpisać pod tym, co panu właśnie przeczytałem. – Podał Delacroix wizytówkę i długopis. Po podpisaniu schował karteczkę do etui. Obszedł stolik i usiadł na skraju sofy. – Raczy pan teraz powtórzyć to, co powiedział pan nam parę minut temu?
Delacroix wzruszył ramionami, jakby chodziło o drobnostkę.
– Zabiłem mojego syna. Arthura. Wiedziałem, że kiedyś się zjawicie. Wiele czasu wam to zajęło.
Bosch obejrzał się na Edgara, który pisał w notesie. Dzięki temu mieli przynajmniej pewne świadectwo przyznania się podejrzanego. Wrócił wzrokiem do Delacroix i milczał, mając nadzieję, że będzie to dla niego zachętą do kontynuowania. Starszy mężczyzna jednak znowu ukrył twarz w dłoniach. Zaczęły mu drżeć ramiona – rozpłakał się.
– Boże, pomóż mi… Ja to zrobiłem.
Bosch znowu obejrzał się na Edgara i uniósł brwi. Jego partner pokazał, że jest dobrze. Mieli więcej niż dość, by przejść do następnego stadium: nagrania w kontrolowanych warunkach w pokoju przesłuchań na komendzie.
– Ma pan kota, panie Delacroix? – zapytał Bosch. – Gdzie jest?
Читать дальше