Powiedziała to odrobinę flirtującym tonem.
– Może lepiej nie – odparł z uśmiechem Bosch.
Spodobał mu się jej żart. Wszystko mu się tu podobało, dlatego czuł się tym gorzej, że przyjechał nie bez powodu. Popatrzył w swoją lampkę z winem.
– Przez cały dzień łowiłem, ale niczego nie złapałem – powiedział. – Polowałem głównie na mikrofilmy.
– Widziałam cię dzisiaj w dzienniku – odparła. – Starasz się przycisnąć tego gościa, który molestował dzieci?
Bosch upił łyk wina, żeby dać sobie czas do namysłu. Uchyliła drzwi, które musiał bardzo ostrożnie przekroczyć.
– To znaczy? – spytał.
– No, skoro powiedziałeś dziennikarce o jego kryminalnej przeszłości, to domyślam się, że masz w tym swój cel. No wiesz, chcesz wywrzeć na niego presję. Żeby się wygadał lub coś w tym rodzaju. Wydaje się to dość ryzykowne.
– Dlaczego?
– No, po pierwsze, ufanie dziennikarzom zawsze jest ryzykowne. Wiem to z czasów, kiedy byłam prawniczką i się na tym sparzyłam. Po drugie… po drugie, nigdy nie wiadomo, jak człowiek zareaguje, kiedy wyjdzie na jaw jego sekret.
Bosch przyjrzał się jej uważnie przez chwilę i potrząsnął głową.
– Nic jej nie powiedziałem – rzekł. – Zrobił to ktoś inny. – Popatrzył jej w oczy, szukając śladów, że wyczuwa jego podejrzenia. Nic takiego nie ujrzał. – Będą z tego kłopoty – dodał.
Uniosła brwi. Nadal niczym się nie zdradziła.
– Dlaczego? Skoro nie przekazałeś jej żadnych informacji, dlaczego miałyby…
Urwała, a on zorientował się, że dopiero teraz zrozumiała podtekst sytuacji. Dojrzał rozczarowanie w jej oczach.
– Och, Harry…
Spróbował cofnąć się za te drzwi.
– Słucham? O mnie się nie martw. Dam sobie radę.
– To nie ja, Harry. Dlatego tu przyjechałeś? Sprawdzić, czy to ja byłam źródłem przecieku, czy jak to nazywacie?
Nagle odstawiła lampkę z winem na stolik do kawy. Czerwone wino wylało się na blat. Nie zrobiła nic, by je wytrzeć. Bosch zrozumiał, że konfrontacja jest nieunikniona. Spieprzył sprawę.
– Posłuchaj, tylko cztery osoby wiedziały…
– A ja byłam jedną z nich. Pomyślałeś więc, że przyjedziesz tutaj i nieoficjalnie wyciągniesz ze mnie, czy to ja? – Czekała na odpowiedź. Bosch zdołał się wreszcie zmusić do kiwnięcia głową.
– Nie, to nie ja. I chyba powinieneś już pójść.
Bosch skinął głową i odstawił kieliszek. Wstał.
– Słuchaj, przepraszam. Spieprzyłem. Myślałem, że najlepszym sposobem, żeby niczego nie spaprać między nami, będzie…
– Zrobił bezradny gest rękami, idąc w stronę drzwi. – Będzie przyjechanie tu nieoficjalnie – dokończył. – Po prostu nie chciałem niczego zepsuć. Musiałem jednak wiedzieć. Myślę, że gdybyś była na moim miejscu, zachowałabyś się tak samo. – Otworzył drzwi i obejrzał się. – Przepraszam, Julio. Dziękuję za wino.
Odwrócił się, żeby odejść.
– Harry.
Obrócił się z powrotem. Podeszła do niego i ujęła go za klapy marynarki. Powoli przyciągnęła go do siebie i odepchnęła, jakby w zwolnionym tempie pokazywała podejrzanemu, czym jest brutalne traktowanie. Opuściła wzrok na pierś Harry'ego i po chwili najwyraźniej podjęła decyzję.
Przestała nim potrząsać, ale nie wypuszczała z rąk jego marynarki.
– Pogodzę się z tym – powiedziała. – Chyba.
Popatrzyła mu w oczy i przyciągnęła go do siebie. Pocałowała go mocno, przeciągle w usta, a potem odepchnęła.
– Mam nadzieję. Zadzwoń jutro.
Bosch kiwnął głową i wyszedł za drzwi. Zamknęła je za nim.
Zszedł na chodnik obok kanału. Zapatrzył się w odbicia domów w wodzie. Dwadzieścia metrów dalej kanał spinał łuk mostu, oświetlonego wyłącznie przez księżyc i idealnie odbijającego się w wodzie. Bosch zawrócił na ganek. Znów zawahał się pod drzwiami, aż Julia otworzyła.
– Ganek skrzypi, pamiętasz?
Kiwnął głową. Czekała. Nie był pewien, co chce powiedzieć.
– Kiedyś byłem w jednym z tych tuneli, o których wczoraj rozmawialiśmy – zaczął wreszcie. – Wpadłem na człowieka z Wietkongu. Czarny strój, usmarowana twarz. Przez ułamek sekundy wpatrywaliśmy się w siebie. Potem pewnie górę wzięły instynkty. Obydwaj unieśliśmy broń i wystrzeliliśmy. Równocześnie. A później zaczęliśmy spieprzać w przeciwne strony. Robiliśmy w portki ze strachu i darliśmy się jak głupi w ciemnościach. – Urwał, zastanawiając się nad tym wydarzeniem; w zasadzie wciąż miał je przed oczami. – Tak czy inaczej, myślałem, że na pewno mnie trafił. Strzelał prawie z przyłożenia, był za blisko, żeby spudłować. Odniosłem wrażenie, że mój pistolet się zaciął, nabój był ślepy czy coś w tym rodzaju. Odrzut nie był taki, jak powinien. Kiedy wyszedłem na powierzchnię, od razu obejrzałem się od stóp do głów. Nie czułem bólu, nie było krwi. Nic. Spudłował. Strzelał prawie z przyłożenia, ale mimo to spudłował.
Julia przeszła przez próg i oparła się o frontową ścianę pod lampą na ganku. Nic nie mówiła.
– Tak czy inaczej, sprawdziłem swoją czterdziestkępiątkę.
Wtedy do mnie dotarło, dlaczego nie oberwałem. Jego kula była w lufie mojego pistoletu. Razem z moją. Wycelowaliśmy w siebie i jego pocisk trafił w lufę mojej broni. Jaka była na to szansa? Milion do jednego? Miliard?
Mówiąc, wyciągnął przed siebie rękę, jakby mierzył w Julię z pistoletu. Wycelował ją prosto w jej pierś. Tamtego dnia w tunelu kula trafiłaby go w serce.
– Pewnie chciałem, żebyś wiedziała, jakie mam szczęście, że z tobą teraz rozmawiam.
Pokiwał głową, odwrócił się i zszedł z ganku.
Śledztwo w sprawie morderstwa często trafia w ślepy zaułek, napotyka liczne przeszkody i charakteryzuje się mnóstwem zmarnowanego czasu i wysiłku. Bosch zdawał sobie z tego sprawę każdego dnia pracy, ale przypomniał sobie o tym ponownie tuż przed południem w poniedziałek, kiedy dotarł do swojego biurka. Okazało się, że trud całego ranka najprawdopodobniej poszedł na marne, bo pojawiła się całkiem nowa przeszkoda.
Stanowisko sekcji zabójstw znajdowało się w tylnym kącie pokoju detektywów. Sekcja składała się z trzech zespołów po trzech policjantów. Każdy zespół miał do dyspozycji trzy zestawione ze sobą biurka: dwa tyłem do siebie, trzecie prostopadle do nich. Na miejscu po Kiz Rider siedziała młoda kobieta w dwuczęściowym kostiumie. Miała ciemne włosy i jeszcze ciemniejsze oczy, o tak twardym wyrazie, iż wydawało się, że można nimi łuskać orzechy. Nie spuszczała wzroku z Boscha przez cały czas, gdy podchodził do niej przez salę.
– W czym mogę pomóc? – zapytał, gdy dotarł do biurka.
– Harry Bosch?
– To ja.
– Detektyw Carol Bradley, wydział spraw wewnętrznych. Muszę odebrać od pana zeznanie.
Bosch się rozejrzał. Na sali było kilkoro detektywów, którzy starali się sprawiać wrażenie zajętych, ale przyglądali się im ukradkiem.
– Zeznanie w jakiej sprawie?
– Zastępca komendanta Irving poprosił nas o ustalenie, czy kryminalna kartoteka Nicholasa Trenta została udostępniona w nieprzepisowy sposób mediom.
Bosch na razie nie siadał. Stanął za swoim fotelem i oparł się o niego. Potrząsnął głową.
– Myślę, że można spokojnie założyć, że została udostępniona w nieprzepisowy sposób.
– W takim razie muszę ustalić, kto to zrobił.
Bosch pokiwał głową.
– Staram się tu prowadzić dochodzenie, a wszystkich obchodzi tylko to…
Читать дальше