– Mamy więc dziesięcio-, trzynastoletniego chłopca, zabitego od dwudziestu do dwudziestu pięciu lat temu – podsumował Edgar z nutą przygnębienia w głosie.
– Wiem, że daję wam bardzo ogólne parametry, detektywie – powiedział Golliher. – Aktualnie jednak nauka tylko tyle może zrobić.
– Nie pańska wina, doktorze.
Bosch zanotował wszystko. Mimo szerokiego przedziału czasowego wyznaczenie jego ram i tak miało kluczowe znaczenie dla śledztwa. Według szacunku Gollihera chłopiec został zabity Pod koniec lat siedemdziesiątych lub na początku osiemdziesiątych. Boschowi przemknęło przez głowę, jak wyglądał w tamtym okresie Laurel Canyon. Była to rustykalna, modna enklawa, po części dla bohemy, po części dla zamożnych. Prawie wszystkie ulice zamieszkiwali handlarze kokainy i ci, którzy ją brali, twórcy pornografii i wypaleni rockandrollowi hedoniści. Gdzie w tym wszystkim było miejsce na tajemniczą śmierć dziecka?
– Przyczyna zgonu – ciągnął Golliher. – Coś wam powiem; zajmijmy się tym na końcu. Chcę zacząć od kończyn i tułowia, żebyście mieli pojęcie, co ten chłopak zniósł w swoim krótkim życiu.
Przez chwilę popatrzył Boschowi w oczy, a następnie ponownie spojrzał na kości. Harry wciągnął głęboko powietrze, co wywołało ból w nadwerężonych żebrach. Czuł, że obawa, która dręczyła go od chwili znalezienia drobnych kości na wzgórzu, zaraz się potwierdzi. Instynktownie przez cały czas zdawał sobie sprawę, że do tego dojdzie. Wzruszona ziemia ujawni historię koszmaru.
Zaczął zapisywać w notesie słowa Gollihera, mocno przyciskając długopis.
– Po pierwsze, znaleziono jedynie około sześćdziesięciu procent szkieletu – powiedział antropolog. – Mimo to mamy niezaprzeczalne dowody wielokrotnych urazów kośćca i przewlekłego maltretowania. Nie wiem, jak dobrze znacie się na antropologii, ale zakładam, że wiele z tego, co wam powiem, będzie dla was nowością. Zacznę od podstaw. Kości goją się same. Właśnie dzięki badaniom nad regeneracją kości możemy ustalić historię maltretowania. Na tych kościach znajdują się ślady licznych urazów w różnych stadiach wygojenia. Są złamania stare i świeże. Mamy tylko dwie z czterech kończyn, ale obydwie noszą ślady wielokrotnych urazów. Krótko mówiąc, ten chłopiec przez większość życia odnosił obrażenia, które następnie się goiły.
Bosch popatrzył na swój notes i zaciśnięty w dłoni długopis. Zauważył, że zbielały mu kłykcie.
– Do poniedziałku dostaniecie ode mnie pisemną opinię, ale jeśli chcecie liczb już teraz, to powiem wam, że znalazłem czterdzieści cztery miejsca wskazujące na odrębne urazy w różnym stadium gojenia. A chodzi tu tylko o kości, panowie. Pomijamy uszkodzenia doznane przez narządy wewnętrzne i tkanki miękkie. Bez wątpienia jednak ten chłopiec dzień po dniu cierpiał.
Bosch zapisał cyfry w notesie. Wydało mu się to bezsensownym gestem.
– Skatalogowane przeze mnie obrażenia można wykryć przede wszystkim dzięki zmianom podokostnowym – powiedział Golliher. – Chodzi o cienkie warstwy nowej kości, narastające pod powierzchnią strefy urazu lub krwawienia.
– „Podoko…”. Jak to się pisze? – spytał Bosch.
– Czy to ważne? Będzie w opinii. Bosch pokiwał głową.
– Przyjrzyjcie się – powiedział Golliher.
Podszedł do przeglądarki radiogramów na ścianie i włączył światło. Wisiało już na niej zdjęcie przedstawiające długą, cienką kość. Przesunął palcem wzdłuż jej trzonu, docierając do poła o nieznacznie zmienionej barwie.
– To jedyna odnaleziona kość udowa – powiedział. – Ta linia o nieco innej barwie reprezentuje jedno z obrażeń. To znaczy, iż w to miejsce – na udzie – padł silny cios na kilka tygodni przed śmiercią. Miażdżące uderzenie. Nie złamało kości, ale ją uszkodziło. Tego rodzaju obrażenie na pewno spowodowało powierzchniowe sińce i moim zdaniem odbiło się na chodzie chłopca. Nie mogło pozostać niezauważone.
Bosch podszedł bliżej i przyjrzał się zdjęciu. Edgar został z tyłu. Gdy Bosch skończył oględziny, Golliher zdjął je z przeglądarki i zawiesił trzy kolejne, zakrywając ją w całości.
– Mamy też ubytki okostnej na obu kończynach. Chodzi o zdarcie jej z powierzchni kości; spotyka się je przede wszystkim w wypadkach maltretowania dzieci, gdy dorosła osoba uderza ukośnie w kończynę ręką lub jakimś narzędziem. Charakter gojenia się wskazuje, że tego rodzaju urazy następowały wielokrotnie w ciągu kilku lat.
Golliher urwał i zajrzał do swoich notatek, po czym obejrzał się na kości na stole. Wziął w rękę prawą kość ramienną i przytrzymał ją przed sobą, nie przestawał przy tym mówić i zaglądać do zapisków. Bosch zauważył, że antropolog nie nałożył rękawiczek.
– Prawa kość ramienną – kontynuował Golliher. – Widać na niej ślady dwóch oddzielnych, wygojonych złamań. Szczeliny złamań biegną podłużnie. Świadczy to, że były skutkiem wykręcania ręki z wielką siłą. Spotkało to chłopca raz, a potem ponownie.
Odłożył kość i podniósł jedną z kości przedramienia.
– Na kości łokciowej widać wygojone złamanie podłużne. Spowodowało niewielkie odchylenie w przebiegu osi kości. Stało się tak, ponieważ kość zrosła się bez złożenia.
– Nie nastawiono złamania? – zapytał Edgar. – Nie zabrano dziecka do lekarza ani izby przyjęć?
– Właśnie. Tego rodzaju złamania, chociaż zwykle są przypadkowe i spotyka się je na co dzień w izbie przyjęć, mogą powstać podczas obrony; jeśli wystawia się rękę, by zasłonić się przed ciosem, który w rezultacie pada na przedramię. Dochodzi wtedy do złamania. Ze względu na brak śladów opatrzenia chirurgicznego tego złamania wnioskuję, że nie było przypadkowe, lecz stanowiło element systematycznego maltretowania.
Golliher delikatnie odłożył kość na miejsce, pochylił się nad stołem i przyjrzał klatce piersiowej. Udało się odnaleźć wiele żeber; leżały ułożone w szeregach na blacie.
– Żebra – powiedział. – Ponad dwadzieścia złamań w różnych stadiach gojenia. Moim zdaniem można uznać, że wygojone złamanie dwunastego żebra nastąpiło, kiedy chłopiec miał zaledwie dwa lub trzy lata. Na dziewiątym znajduje się kostnina świadcząca o tym, że do urazu doszło zaledwie kilka tygodni przed śmiercią. Występuje konsolidacja pierwotna złamań w kątach żeber. U niemowląt wskazuje to na gwałtowne potrząsanie. U starszych dzieci dowodzi to zwykle bicia po plecach.
Bosch przypomniał sobie odczuwany przez siebie ból, tak silny, że z jego powodu nie mógł spać. Pomyślał o chłopcu, który cierpiał tak całe lata.
– Muszę obmyć twarz – powiedział nagle. – Proszę mówić dalej.
Wepchnął notes i długopis w ręce Edgarowi i podszedł do drzwi. Na korytarzu skręcił w prawo. Znał rozkład piętra sal sekcyjnych i wiedział, że toalety są za następnym zakrętem korytarza.
Wszedł do otwartej kabiny w toalecie. Czuł mdłości, ale nic z nich nie wynikło. Po długiej chwili ustąpiły.
Bosch wyszedł z kabiny w chwili, gdy do toalety wszedł kamerzysta Teresy Corazon. Popatrzyli na siebie czujnie przez chwilę.
– Niech pan stąd wyjdzie – powiedział Bosch. – Może pan wrócić później.
Mężczyzna bez słowa odwrócił się i wyszedł.
Harry podszedł do umywalki i popatrzył na swoje odbicie w lustrze. Był zaczerwieniony. Pochylił się, złożył dłonie i zanurzył twarz w zimnej wodzie, przemywając oczy. Pomyślał o chrztach i drugich szansach. O odradzaniu się. Uniósł powoli twarz i znowu popatrzył na swoje odbicie.
Читать дальше