— Jak znajdujecie czas, żeby wszystko tak dobrze wykonać? — spytał, pokazując wiosło.
— Jeśli już coś robić — powiedziała Valiha — to robić to pięknie. Zresztą wiele innych rzeczy również robimy inaczej niż ludzie. Nie robimy rzeczy, które można natychmiast wyrzucić. Produkujemy sprzęty w miarę, jak zużywają się stare, a nie na zapas. Tytanie nie znają taśmowej roboty.
Odwrócił się.
— Czy tylko o to chodzi? Odmienny wygląd? Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
— To oczywiście wszystkiego nie tłumaczy. Pewne znaczenie ma tu również fakt, że w ogóle nie śpimy. Wy, ludzie, trzecią część życia spędzacie, nic nie robiąc, nawet nie myśląc. To straszna strata czasu.
— To musi być bardzo dziwne uczucie. — Wiedział, że nie śpią, ale nigdy się nie zastanawiał, jakie to ma konsekwencje.
— Dla mnie nie. Podejrzewam, że mamy odmienne od was poczucie czasu. Nasz czas jest ciągły. Oczywiście odmierzamy go, ale raczej jako ciągły przepływ niż następujące po sobie kolejne dni.
— Taak… ale co to ma wspólnego z poziomem rzemiosła?
— Po prostu mamy więcej czasu. Nie śpimy, ale czwartą część życia spędzamy na odpoczynku. Siedzimy, śpiewamy, a ręce muszą mieć zajęcie. Trochę się tego nazbiera.
Podróżujący po Ophionie często zwracali uwagę na poczucie bezczasowości, jakie dawała rzeka. Ophion był zarówno źródłem, jak i kresem wszelkiej rzeczy na Gai, kręgiem wód, który wszystko spajał. Wytwarzał aurę starej rzeki, ponieważ sama Gaja czuła się stara.
Ophion był stary, ale i to określenie było względne. Dorównując wiekiem samej Gai, był oczywiście młodzieniaszkiem w porównaniu z wielkimi rzekami Ziemi. Trzeba było również pamiętać, że większość ludzi widziała go tylko na terenie Hyperionu, gdzie rozlewał się szeroko i gdzie bez trudu można było nim podróżować. W innych częściach czterech tysięcy kilometrów swojej długości był tak bystry i kapryśny jak Kolorado.
Chris nastawiał się na bystrą żeglugę. Tak się żeglowało kajakiem: szukało się szybkiego nurtu i walczyło ze spienionymi falami.
— Możesz się spokojnie odprężyć — dobiegł głos z tyłu. — Za szybko się zmordujesz i zaśniesz. We śnie ludzie są straszliwie nudni. Znam dobrze tę część rzeki. Stąd do Aglai nie ma się czego obawiać. Tutaj Ophion jest dobrotliwy.
Położył wiosło na dnie łodzi i odwrócił się. Valiha spokojnie siedziała zaraz za przykrytym brezentem stosem zapasów. Jej wiosło było dwa razy większe niż jego. Wyglądała na zupełnie rozluźnioną, z wszystkimi czterema nogami podkulonymi pod siebie. Chris mocno zdziwił się tym widokiem. Nie spodziewał się, by istota tak podobna do konia lubiła siedzieć w takiej pozycji.
— Zdumiewacie mnie — powiedział. — Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tytanie włażącą na drzewo, myślałem, że mi się przywidziało. Teraz z kolei okazuje się, że jesteście również ludem żeglarskim.
— A mnie z kolei zadziwiają ludzie — odparowała Valiha. — Weźmy choćby rzecz tak zagadkową, jak utrzymywanie równowagi. Kiedy ruszacie do biegu, wpierw padacie przed siebie, a potem wasze nogi próbują nadążyć za resztą ciała. Ciągle ocieracie się o katastrofę.
Chris roześmiał się.
— A wiesz, że masz rację. W każdym razie w odniesieniu do mnie. — Przyglądał się jej, jak wiosłuje i przez chwilę nie odzywał się, wsłuchany w cichy plusk wody.
Chciałbym jakoś ci pomagać. Chyba powinniśmy zmieniać się przy wiośle, prawda?
Oczywiście. Ja powiosłuję trzy czwarte obrotu, a ty możesz pomachać do jego końca.
— To chyba niezbyt sprawiedliwe?
— Wiem, co robię. To właściwie nie jest praca.
— Ale płyniemy całkiem szybko.
Valiha puściła do niego oko i zaczęła wiosłować naprawdę. Łódź prawie fruwała, odbijając się od wody niczym kamień puszczony kaczką. Pomachała tak jeszcze kilkadziesiąt razy, a później wróciła z powrotem do poprzedniego wypoczynkowego rytmu.
— Mogłabym tak przez cały obrót — powiedziała. — Weź pod uwagę, że jestem od ciebie znacznie silniejsza. A poza tym nie jesteś teraz w formie. Wciągaj się stopniowo, dobrze?
— Chyba masz rację… A jednak mam uczucie, że powinienem coś robić.
— Zgoda, ale na razie oprzyj się i pozwól mi odwalać całą czarną robotę.
Tak też zrobił, wolałby jednak, żeby użyła innego eufemizmu. Dotknęła czegoś, co w skrytości ducha go męczyło.
— Czuję się niezręcznie — powiedział. — Właściwie wszystko sprowadza się do tego, że my, to znaczy… ludzie używają tytanii jako… no więc, jako zwierząt pociągowych.
— Ależ my rzeczywiście możemy uciągnąć znacznie więcej niż wy.
— W porządku, to już wiem. Ale ja nie mam nawet plecaka. I… no cóż, czuję się jakoś niezręcznie, czuję, że cię wykorzystuję, gdy…
— Jazda na mnie cię denerwuje, prawda? — wyszczerzyła zęby w uśmiechu i wywróciła oczy. — Zaraz zaproponujesz, że od czasu do czasu pójdziesz piechotą, by dać mi odpocząć, co?
— Coś w tym rodzaju.
— Chris, spacer z człowiekiem jest najnudniejszą rzeczą, jaką znam.
— Nudniejszą niż towarzystwo śpiącego człowieka?
— Tu mnie masz. To jeszcze nudniejsze, fakt.
— Wydaje się, że uważasz nas za nieciekawy gatunek.
— Ależ nie, jesteście nieskończenie frapujący. Nigdy się nie wie, co człowiek zaraz zrobi albo z jakiego powodu. Gdybyśmy mieli uniwersytety, najbardziej uczęszczanym kierunkiem byłby Wydział Studiów nad Człowiekiem. Ja jestem młoda i niecierpliwa, jak słusznie powiedziała Czarodziejka. Jeśli chcesz, możesz iść, a ja spróbuję iść wolno. Nie wiem jednak, czy spodoba się to innym.
— Zapomnij o tym — powiedział Chris. — Po prostu nie chcę być dla ciebie ciężarem. Tylko tyle.
— Nie jesteś — zapewniła go. — Kiedy mnie dosiadasz, moje serce rośnie, a nogi mkną jak wicher. — Patrzyła mu w oczy z dziwnym wyrazem twarzy. Trudno mu go było odczytać, ale poczuł, że musi zmienić temat.
— Dlaczego tu jesteś, Valiha? Dlaczego płyniesz tą łodzią, dlaczego podjęłaś tę podróż?
— Myślisz konkretnie o mnie czy również o innych tytaniach? — Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. — Psałterium jest tutaj, ponieważ jest wszędzie tam, gdzie Gaby. To samo Piszczałka. Co do Obój… przypuszczam, że jest tu dlatego, że Czarodziejka często przyznaje dziecko temu, kto opłynie wielką rzekę.
— Naprawdę? — Roześmiał się. — Zastanawiam się, czy przyzna mi dziecko, gdy wrócę? — Myślał, że to ją rozśmieszy, ale znowu dostrzegł to szczególne spojrzenie. — Nie powiedziałaś jeszcze, dlaczego ty tu jesteś. Jesteś… no, jesteś w ciąży, prawda?
— Tak. Chris, naprawdę strasznie mi przykro, że wtedy uciekłam i zostawiłam cię. Mogłam…
— Mniejsza z tym. Już raz mnie przepraszałaś, a poza tym denerwuje mnie, że co chwilę chcesz to robić. Czy w twoim stanie nie powinnaś się oszczędzać?
— To odległa przyszłość. Poza tym to nie jest dla nas jakaś szczególna niewygoda. A jestem tutaj, ponieważ to wielki zaszczyt pójść z Czarodziejką. A także dlatego, że jesteś moim przyjacielem.
I znowu ten dziwny wyraz oczu.
— Mogę się dołączyć?
Chris z zaskoczeniem podniósł głowę. Nie spał już, ale nie był jeszcze całkowicie rozbudzony. Kolana zesztywniały mu od nie zmienianej od wielu godzin pozycji.
— Pewnie. Wchodź. — Łódź Gaby zbliżyła się do czółna Chrisa i Valihy. Gaby przeszła do nich i usiadła naprzeciw Chrisa. Przechyliła głowę z wyrazem powątpiewania na twarzy.
Читать дальше