– Czemu zatem miałaby mieć przy sobie nóż?
– Tak naprawdę nie miała.
Reacher wstał i podszedł do łączących pokoje drzwi. Otworzył swoje i zapukał głośno w drugie skrzydło.
– No dobra, Neagley! – zawołał.
Drzwi się otworzyły, do środka weszła kobieta. Przed czterdziestką, średni wzrost, szczupła. Ubrana w niebieskie dżinsy i miękką, szarą bluzę. Miała ciemne włosy, ciemne oczy, czarujący uśmiech. Jej sposób poruszania i ścięgna przegubów świadczyły o tym, że spędza dużo czasu na siłowni.
– To ciebie widziałam na taśmie – rzuciła Froelich.
Reacher się uśmiechnął.
– Frances Neagley, poznaj M.E. Froelich. M.E. Froelich, poznaj Frances Neagley.
– Emmy? – spytała Frances Neagley. – Jak nagrody telewizyjne?
– Inicjały – wyjaśnił Reacher. Froelich patrzyła na niego oszołomiona.
– Kim ona jest?
– Najlepszym zawodowym sierżantem, z jakim zdarzyło mi się pracować. Znakomitym fachowcem we wszelkich możliwych formach walki z bliska. Sam się jej boję. Zwolniono ją w tym samym czasie co mnie. Pracuje jako konsultantka w firmie ochroniarskiej w Chicago.
– Chicago – powtórzyła Froelich. – Dlatego kazałeś tam wysłać czek.
Reacher przytaknął.
– To ona wszystko opłaciła, bo ja nie mam karty kredytowej ani książeczki czekowej. Zresztą pewnie już wiesz.
– Co zatem stało się z Elizabeth Wright z New Jersey?
– Kupiłem ten strój – powiedział Reacher. – Czy raczej wy mi go kupiliście. I buty, okulary przeciwsłoneczne. Moją własną wersję munduru Secret Service. Poszedłem do fryzjera, goliłem się co dzień, chciałem wyglądać wiarygodnie.
Potem zacząłem szukać samotnej kobiety z New Jersey. Wyszedłem w czwartek na kilka lotów z Newark. Obserwowałem tłum. W końcu zagadnąłem panią Wright. Poinformowałem ją, że jestem agentem tajnych służb, że mamy kłopoty z ochroną i że musi iść ze mną.
– Skąd wiedziałeś, że wybiera się na przyjęcie?
– Nie wiedziałem. Sprawdzałem wszystkie kobiety wychodzące z bagażem. I starałem się ocenić, jak wyglądają i co mają ze sobą. Nie było to łatwe. Elizabeth Wright zagadnąłem jako szóstą.
– I uwierzyła ci?
– Miałem imponujące dokumenty. Za dwa dolce kupiłem słuchawkę radiową w Radio Shack. Do tego przewód, znikający gdzieś na karku. Wynająłem samochód, czarny lincoln town car. Wierz mi, wyglądałem jak trzeba. Ona mi uwierzyła, była bardzo podekscytowana. Przywiozłem ją do tego pokoju i pilnowałem cały wieczór. Tymczasem Neagley zajęła jej miejsce. Cały czas słuchałem przez słuchawkę i gadałem do zegarka.
Froelich przeniosła wzrok na Neagley.
– Nie bez powodu potrzebowaliśmy kogoś z New Jersey – powiedziała ciemnowłosa sierżant. – Ich prawa jazdy najłatwiej jest podrobić, wiedziałaś o tym? Miałam ze sobą laptop i kolorową drukarkę. Wcześniej zrobiłam Reacherowi legitymację Secret Service. Nie mam pojęcia, czy przypomina te prawdziwe, ale wyglądała świetnie. Zrobiłam prawo jazdy z Jersey z moim zdjęciem, stosownym nazwiskiem i adresem, wydrukowałam je, zafoliowałam w maszynce, którą kupiliśmy w Staples za sześćdziesiąt dolców, przytarłam krawędzie papierem ściernym, trochę po gięłam i wsadziłam do torebki. Potem wystroiłam się, zabrałam ze sobą zaproszenie pani Wright i zeszłam na dół.
Do sali balowej dostałam się bez problemów, z nożem w kieszeni.
– I?
– Trochę się pokręciłam. Potem dorwałam waszego faceta i przytrzymałam go chwilę.
Froelich spojrzała wprost na nią.
– Jak byś to zrobiła?
– Trzymałam go za prawą rękę, przyciągnęłam bliżej, odwrócił się lekko. Miałam wolną drogę aż do jego szyi. Siedmiocentymetrowe ostrze. Przecięłabym tętnicę szyjną, potem trochę poszarpała. W ciągu niecałej pół minuty wykrwawiłby się na śmierć. Wystarczył jeden ruch ręki. Twoi ludzie byli w odległości trzech metrów. Oczywiście po wszystkim by mnie dorwali, ale nie zdołaliby mnie powstrzymać.
Froelich pobladła śmiertelnie. Neagley odwróciła wzrok.
– Bez noża byłoby trudniej – dodała. – Ale to możliwe. Skręcenie mu karku sprawiłoby pewien kłopot, bo ma trochę mięśni. Musiałabym błyskawicznie się przesunąć, żeby go ruszyć. Gdyby twoi ludzie okazali się dostatecznie szybcy, powstrzymaliby mnie na czas. Przypuszczam zatem, że wybrałabym uderzenie w krtań, dość mocne, by ją zmiażdżyć. Cios lewym łokciem w zupełności by wystarczył. Zapewne zginęłabym jeszcze przed nim, ale udusiłby się tuż po mnie. Chyba że macie pod ręką ludzi, którzy w ciągu niecałej minuty mogliby przeprowadzić tracheotomię na podłodze sali balowej. A bardzo w to wątpię.
– Nie – przyznała Froelich. – Nie mamy. – Znów umilkła.
– Przykro mi, że zepsułam ci dzień – powiedziała Neagley. – Ale hej, chciałaś przecież wiedzieć, prawda? Nie ma sensu przeprowadzać audytu i nie ujawniać wyników.
Froelich przytaknęła.
– Co mu szepnęłaś?
– Powiedziałam: „Przyszłam z nożem, tak dla zabawy”. Ale bardzo cicho. Gdyby ktokolwiek się czepiał, wyjaśniłabym, że mówiłam: „Może się spotkamy?” Jakbym na niego leciała. Podejrzewam, że od czasu do czasu to się zdarza.
Froelich ponownie przytaknęła.
– Owszem, od czasu do czasu. Co jeszcze?
– W swoim domu jest bezpieczny – oznajmiła Neagley.
– Sprawdziliście?
– Co dzień – rzekł Reacher. – Byliśmy na miejscu w Georgetown od wtorkowego wieczoru.
– Nie widziałam was.
– Taki był plan.
– Skąd wiedzieliście, gdzie mieszka?
– Jechaliśmy za limuzynami.
Froelich milczała
– Niezłe limuzyny – dodał Reacher. – Zgrabna taktyka.
– Najlepszy był piątkowy ranek – dodała Neagley.
– Ale reszta piątku poszła znacznie gorzej – uzupełnił Reacher. – Brak koordynacji spowodował poważny błąd komunikacyjny.
– Gdzie?
– Twoi ludzie z Waszyngtonu sfilmowali salę balową. Najwyraźniej jednak ludzie z Nowego Jorku nie widzieli tych taśm, bo Neagley była nie tylko kobietą z czwartku, ubraną w wieczorową suknię, ale też jednym z fotografów przed budynkiem giełdy.
– Pewna gazeta z Dakoty Północnej ma swoją stronę w Sieci – wyjaśniła Neagley. – Tak jak inne, z grafiką przedstawiającą nagłówek. Ściągnęłam ją, zmodyfikowałam i przerobiłam na legitymację prasową. Zafoliowałam, zabezpieczyłam otwory i powiesiłam na szyi na metalowej lince. Pogrzebałam w antykwariatach na Manhattanie, szukając zniszczonego sprzętu fotograficznego. Cały czas trzymałam przed sobą aparat, żeby Armstrong mnie nie poznał.
– Powinniście stworzyć zamkniętą listę – oznajmił Reacher. – Jakoś to kontrolować.
– Nie możemy – mruknęła Froelich. – Gwarancje konstytucyjne. Pierwsza poprawka daje dziennikarzom pełny dostęp do polityków, gdy tylko zechcą. Ale wszystkich przeszukaliśmy.
– Nie miałam przy sobie broni – wyjaśniła Neagley. – Po prostu dla zabawy przeszłam przez ochronę. Ale mogłam mieć broń, wierz mi. Przy takiej rewizji mogłabym wnieść do środka bazookę.
Reacher wstał, podszedł do komody, wyciągnął jedną z szuflad i wyjął z niej plik zdjęć. Były to zwykłe odbitki 15 na 10 centymetrów. Uniósł pierwszą z nich. Ujęcie od dołu przedstawiające Armstronga stojącego przed budynkiem giełdy. Nad jego głową niczym aureola unosił się fronton z charakterystycznym napisem.
– Zrobiła je Neagley – rzekł. – Całkiem niezłe zdjęcie.
Może powinniśmy sprzedać je jakiejś gazecie, odzyskać trochę kosztów.
Читать дальше