– Skoro tak, to spróbujmy skorzystać z nadarzającej się okazji.
– Co masz na myśli?
– Zawsze uważałem, że oszustwa i matactwa to skuteczna taktyka w podobnych sytuacjach. Niech wystąpi na tym koncercie. Trzeba tylko zadbać o to, by twój przyjaciel Keller nie zmienił recitalu w prawdziwie niezapomniane wydarzenie.
– No proszę, oto Ari Shamron, którego znam i uwielbiam. Wykorzysta jednego z najlepszych muzyków świata jako przynętę.
– Musimy grać takimi kartami, jakie nam przypadły w rozdaniu.
– Będę z nią w Wenecji. Chciałbym, aby sprawy w Zurychu przejął ktoś, komu ufam.
– Kto taki?
– Eli Lavon.
– Mój Boże, zjazd rocznika 1972! Gdybym był kilka lat młodszy, dołączyłbym do ciebie.
– Nie dajmy się ponieść fantazji. Jeśli chodzi o Odeda i Mordecaia, obaj dobrze się sprawdzili w Paryżu. Ich też chcę.
– W Odedzie dostrzegam cząstkę siebie – wyznał Shamron i uniósł toporne dłonie murarza. – Ma potężny uścisk. Jak kogoś złapie, to już nie puści.
Zurych
Eva upierała się przy kupnie drogiego mieszkania z widokiem na Jezioro Zuryskie, chociaż leżało to poza możliwościami finansowymi Gerhardta Petersona, żyjącego ze skromnej pensji urzędnika państwowego. Przez pierwszych dziesięć lat małżeństwa uzupełniali niedobory pieniężne z jej spadku. Teraz jednak pieniądze się rozeszły, a na Gerhardcie spoczął obowiązek zapewnienia żonie poziomu życia, do którego w swoim mniemaniu miała prawo. Gdy w końcu dotarł do domu, w mieszkaniu panowały ciemności. Peterson przekroczył próg, a ukochany rottweiler Evy rzucił się na niego z mroku, boleśnie uderzając go twardym jak skała łbem w rzepkę.
– Leżeć, Schultzie! Wystarczy, piesku. Leżeć! Niech cię cholera, Schultzie!
Przesunął dłonią po ścianie i zapalił światło. Pies lizał jego zamszowe buty.
– Już dobrze, Schultzie. Idź sobie. Naprawdę wystarczy.
Pies odtruchtał, postukując pazurami o marmurową posadzkę. Peterson dokuśtykał do sypialni, rozcierając obolałe kolano. Eva siedziała w łóżku, z książką w rękach. W telewizji wyświetlano kryminał. Eva miała na sobie szyfonowy szlafrok. Jej włosy były świeżo wystylizowane, na lewym nadgarstku połyskiwała złota bransoletka, której Peterson sobie nie przypominał. Pieniądze, które Eva wydawała na Bahnhofstrasse, dorównywały majątkowi zgromadzonemu w skarbcach pod tą ulicą.
– Co z twoim kolanem?
– Twój pies się na mnie rzucił.
– Wcale się na ciebie nie rzucił. On cię uwielbia.
– Dziękuję za taką uczuciowość.
– Jest mężczyzną, tak jak ty. Oczekuje twojej aprobaty. Gdybyś od czasu do czasu poświęcił mu więcej uwagi, nie zachowywałby się tak entuzjastycznie na twój widok.
– Wiesz to od jego terapeuty?
– Podpowiada mi to zdrowy rozsądek.
– Nigdy nie chciałem tego cholernego psa. Jest za duży do tego mieszkania.
– Dzięki niemu czuję się bezpiecznie pod twoją nieobecność.
– To miejsce przypomina fortecę. Nikt się tu nie dostanie, a Schultzie nigdy nie atakuje nikogo poza mną.
Eva pośliniła koniec palca wskazującego i przewróciła kartkę książki, tym samym kończąc dyskusję. W telewizji amerykańscy policjanci wyłamywali drzwi do jakiegoś mieszkania w biednej dzielnicy. Gdy wpadli do środka, dwóch podejrzanych otworzyło ogień z pistoletów maszynowych. Policjanci odpowiedzieli strzałami z własnej broni, kładąc obydwu facetów trupem. Peterson pomyślał, że telewizja pokazuje za dużo agresji. On sam rzadko nosił broń i nigdy dotąd z niej nie skorzystał na służbie.
– Co tam w Bernie?
Peterson nakłamał żonie, aby mieć alibi na czas wizyty u Ottona Gesslera. Usiadł na brzegu łóżka i zdjął buty.
– Jak zawsze.
– To dobrze.
– Co czytasz?
– Nie wiem. Coś o kobiecie i mężczyźnie.
Był zdziwiony, że też chce się jej w ten sposób tracić czas.
– Co u dziewczyn?
– W porządku.
– A u Stefana?
– Kazał mi obiecać, że po powrocie pójdziesz do jego pokoju i dasz mu buzi na dobranoc.
– Nie chcę go obudzić.
– Nie obudzisz. Po prostu idź i pocałuj go w czoło.
– Skoro go nie obudzę, to co za różnica? Rano mu powiem, że go pocałowałem, kiedy spał, i będzie zadowolony.
Eva zamknęła książkę i popatrzyła na niego po raz pierwszy, odkąd wszedł do sypialni.
– Gerhardt, wyglądasz fatalnie. Pewnie padasz z głodu. Idź, zrób sobie kolację.
Poczłapał do kuchni. “Idź, zrób sobie kolację”. Nie przypominał sobie, kiedy po raz ostatni Eva zaproponowała, że mu coś ugotuje. Spodziewał się, że gdy zaniknie między nimi zainteresowanie seksualne, powstałą lukę wypełnią inne atrakcje, choćby dzielenie przyjemności delektowania się domowym posiłkiem. Nic podobnego. Eva najpierw odcięła mu dostęp do swojego ciała, a potem do uczuć. Peterson był samotną wyspą we własnym domu.
Otworzył lodówkę i przejrzał kolekcję na wpół opróżnionych pojemników po daniach na wynos, poszukując czegoś, co nie zgniło i nie zarosło pleśnią. W popaćkanym tłuszczem kartonie natrafił na skarb: niewielką kupkę raclette z kluskami i bekonem. Na dolnej półce, za pudełkiem z pozieleniałym serkiem ricotta, spoczywały dwa jajka. Usmażył je i podgrzał raclette w kuchence mikrofalowej. Potem nalał sobie ogromny kieliszek czerwonego wina i wrócił do sypialni. Eva malowała lakierem paznokcie u stóp.
Starannie podzielił kolację, tak aby każdemu kęsowi jajka towarzyszyła porcyjka raclette. Eva uważała ten nawyk za irytujący i między innymi dlatego z niego nie rezygnował. W telewizji pokazywano sceny rodem z rzeźni. Kumple zabitych kryminalistów właśnie mordowali policjantów w odwecie za śmierć swoich kompanów. Kolejny dowód na potwierdzenie teorii Herr Gesslera, że życie jak fortuna kołem się toczy.
– Stefan ma jutro mecz piłki nożnej. – Podmuchała na palce u stóp. – Chciałby, żebyś przyszedł.
– Wykluczone. Mam ważną sprawę w biurze.
– Będzie rozczarowany.
– Nic na to nie poradzę, przykro mi.
– Co masz takiego ważnego do załatwienia, że nie chcesz iść z własnym synem na mecz piłkarski? Zresztą w tym kraju nigdy nie dzieje się nic ważnego.
Pomyślał, że musi przygotować zabójstwo Anny Rolfe. Zastanawiał się, jak zareagowałaby Eva, gdyby jej to wyznał. Niewiele brakowało, a powiedziałby to głośno, tylko na próbę: żeby sprawdzić, czy ona w ogóle słucha tego, co do niej mówi.
Eva skończyła zajmować się paznokciami i wróciła do książki. Peterson odłożył talerz oraz sztućce na nocny stolik i zgasił światło. Chwilę później Schultzie rąbnął łbem w drzwi, wtoczył się do środka i przystąpił do wyjadania resztek jajka i tłuszczu z kosztownej, ręcznie malowanej porcelany Evy. Peterson zamknął oczy. Eva pośliniła koniec palca wskazującego i przewróciła następną kartkę.
– Co tam w Bernie? – spytała.
Korsyka
Wieści o fatalnym humorze Anglika szybko obiegły całą dolinę. W dzień targowy snuł się w milczeniu po placu i bez entuzjazmu wybierał oliwki oraz sery. Wieczory spędzał ze starymi znajomymi, lecz unikał rozmów i odmawiał gry w bule, nawet kiedy odwoływano się do jego honoru. Był tak głęboko pogrążony w myślach, że zdawał się nie dostrzegać chłopców na deskorolkach.
Wciąż jednak z niespotykaną prędkością pędził po drogach doliny swoim poobijanym jeepem, mimo że drastycznie pogorszyła się jego sprawność prowadzenia samochodu. Któregoś dnia tuż przed maską wyrósł mu wredny kozioł don Casablanki. W rezultacie jeep wylądował w przydrożnym rowie, a Anton Orsati postanowił interweniować. Poinformował Anglika o krwawej wendecie między dwoma rywalizującymi klanami, która wybuchła z powodu przypadkowej śmierci psa myśliwskiego. Przed zawarciem pokoju zginęło czterech ludzi:, dwóch z rąk taddunaghiu Orsatiego. Stało się to sto lat temu, lecz Orsati podkreślił, że wspomnienia tamtych dni są wciąż jeszcze żywe. Umiejętne przedstawienie wydarzeń z historii Korsyki zrobiło swoje. Następnego ranka Anglik obdarował Casablance ogromnym kawałem szynki i przeprosił za wystraszenie jego kozła. Po tym incydencie jeździł już znacznie spokojniej.
Читать дальше