– Dobrze, proszę pani.
Elżbieta wstała z miejsca i ruszyła w kierunku drzwi.
– Było mi miło panią poznać – powiedział Joeppli na pożegnanie. – Bardzo lubiłem pani ojca.
– Dziękuję. Sądzi pan, że lek będzie przydatny dla ludzi?
– Jestem tego pewien.
– Kto zatwierdza nowe projekty badawcze? – zapytała Elżbieta sekretarkę po powrocie do biura.
– To zależy, na jaką sumę opiewa projekt.
– Co przez to rozumiesz?
– Jeżeli projekt nie przekracza pięćdziesięciu tysięcy dolarów, wówczas każdy z dyrektorów może zezwolić na rozpoczęcie badań. Powyżej tej sumy projekt musi uzyskać akceptację całego zarządu.
– A co się dzieje w przypadku badań ściśle tajnych?
– Zanim trafią do tak zwanej czerwonej teczki, muszą przejść pozytywnie testy wstępne.
– Oznacza to, że muszą dobrze rokować – wtrąciła Elżbieta. – Co się dzieje dalej?
– Później prace nad nimi zleca się jednemu z naszych tajnych laboratoriów, a wszystkie wyniki umieszcza się w czerwonej teczce. Dostęp do niej ma tylko troje ludzi: naukowiec prowadzący badania, prezes korporacji i jeden z jej dyrektorów.
– Który?
– Pani ojciec wybrał Walthera Gassnera.
– Dziękuję, Kate.
Elżbieta nie wspomniała sekretarce ani słowem o projekcie Joeppli, ale czuła, że ta wie o jego istnieniu. Były tylko dwie możliwości: albo Sam miał do niej zaufanie i powiedział jej o tajnych badaniach, albo dowiedziała się o nich od kogoś innego.
Postanowiła porozmawiać z Gassnerem. Nacisnęła guzik interkomu.
– Słucham – usłyszała głos Kate.
– Chciałam… Nie, nic, Kate. – W ostatnim momencie doszła do wniosku, że lepiej będzie, jeżeli spotka się z nim osobiście.
Jeszcze tego samego popołudnia poleciała do Berlina.
Walther Gassner był bardzo zdenerwowany. Jedli kolację w jednej z restauracji w Kurfiirstendamm.
Jeszcze nie tak dawno, gdy przyjeżdżała do Berlina, Walther zapraszał ją na kolację do domu, gdzie czekała na nich Anna. Tym razem zaproponował kolację w restauracji i przyszedł bez Anny.
Walther swoim wyglądem przypominał gwiazdora filmowego. Miał jednak bladą, zmęczoną twarz i drżały mu ręce. Wydawał się żyć w ciągłym napięciu. Gdy zapytała go o Annę, udzielił niejasnej odpowiedzi.
– Nie mogła przyjść, bo nie czuje się najlepiej.
– Czy to coś poważnego?
– Nie, skądże. Jest teraz w domu. Odpoczywa.
– Zadzwonię do niej.
– Lepiej jej nie przeszkadzaj – powiedział stanowczo.
Zastanawiała się, co sprawiło, że Walther z sympatycznego człowieka przemienił się w ponuraka. W końcu zdecydowała się porozmawiać o projekcie badawczym Emila.
– To, nad czym ten człowiek pracuje, może uratować “Roffe & Sons”. Walther pokiwał głową.
– Narobi niezłego zamieszania.
– Poprosiłam Joeppli, aby od tej pory nie składał ci już więcej raportów. Spojrzał na nią zaskoczony.
– Dlaczego to zrobiłaś?
– Nie zrozum mnie źle. Uczyniłabym to samo w przypadku każdego innego członka zarządu. Po prostu chcę sama sprawować nadzór nad tym projektem.
– Rozumiem – odparł i położył ręce na stole, próbując opanować ich drżenie. – Masz rację. – Uśmiechnął się, choć widziała, ile go to kosztowało. – Chcę cię jednak o coś prosić.
– Słucham.
– Zgódź się, proszę, na sprzedaż akcji. Pieniądze, które dostalibyśmy, bardzo by nam pomogły… Sama rozumiesz…
– Rozumiem, Waltherze, ale nie mogę się na to zgodzić. Jeszcze nie teraz.
–
Herr Julius Badrutt był szczupłym, wysokim mężczyzną. W czarnym garniturze przypominał do złudzenia kapłana. Siedział teraz wraz z pięcioma innymi bankierami za prezydialnym stołem i nie spuszczał wzroku z Elżbiety.
– Bardzo dziękuję panom za przybycie – zaczęła.
Mężczyźni ukłonili się grzecznie. Wszyscy, podobnie jak Badrutt, mieli na sobie czarne garnitury, białe koszule i krawaty w ciemnych kolorach.
– Pragnę prosić panów o przedłużenie terminów spłaty pożyczek, które zaciągnął u panów mój ojciec – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Julius Badrutt pokręcił przecząco głową.
– Już informowaliśmy panią…
– Jeszcze nie skończyłam. – Elżbieta spojrzała na twarze bankierów. – Wiem, że gdybym była na miejscu panów, również odmówiłabym.
Bankierzy wydawali się zaskoczeni.
– Zastanawiam się jednak, dlaczego zgodziliście się przełożyć spłatę długu, kiedy żył mój ojciec, a nie chcecie zrobić tego teraz, gdy ja zostałam prezesem? Może dlatego, że mój ojciec był doskonałym biznesmenem?
– Sama odpowiedziała sobie pani na to pytanie – powiedział Badrutt.
– Współpracujecie z “Roffe & Sons” od ćwierćwieku – kontynuowała, ignorując uwagę Badrutta. – Jestem pewna, że większość z was znała mojego ojca i szanowała go.
– To prawda, proszę pani. – Kilku bankierów uśmiechnęło się. Z ich reakcji wynikało, że go lubili.
– Chciałabym zobaczyć miny panów, kiedy dziś rano dowiedzieliście się, że to ja zajęłam jego miejsce.
Jeden z bankierów wybuchnął głośnym śmiechem i powiedział:
– Wypadła mi z rąk filiżanka z kawą. Pozostali zawtórowali mu śmiechem.
– Jestem pewna, że na miejscu panów zareagowałabym podobnie. – Elżbieta uśmiechnęła się niewinnie.
– Pozwoli pani, że zapytam – odezwał się siedzący najbliżej bankier – co jest naprawdę powodem naszego spotkania? Nasze stanowisko w sprawie pożyczek jest jasne, więc… – Rozłożył ręce.
Elżbieta przełknęła ślinę i powiedziała:
– Zarządzają panowie najpotężniejszymi bankami na świecie. Ale nie odnieślibyście sukcesu, gdyby świat wokół miał dla was jedynie postać dolarów i centów.
– To prawda, panno Roffe, jesteśmy biznesmenami, a nie księgowymi, jednak…
– “Roffe & Sons” jest przecież doskonałą inwestycją. Dopiero gdy usiadłam za biurkiem ojca, uświadomiłam sobie, jak wiele istnień ludzkich zawdzięcza swoje życie naszej korporacji, jak wielki wnieśliśmy wkład w rozwój medycyny. Mamy filie w…
– Przepraszam bardzo – przerwał jej energicznie Badrutt – to, co pani mówi, jest godne pochwały, ale odbiegamy od tematu. Wiem, że naciskano na panią, aby zgodziła się pani na sprzedaż udziałów. W ten sposób uzyskałaby pani pieniądze potrzebne na spłatę długów.
“Wiem, że naciskano na panią”. Skąd mógł wiedzieć, że na nią naciskano, skoro nie był obecny na zebraniu zarządu? Dyrektorzy byli przecież zobowiązani do zachowania tajemnicy. Któryś z nich miał jednak za długi język.
– Dla panów to zapewne bez różnicy, skąd pochodzą pieniądze na spłatę długów?
Badrutt przyjrzał się jej badawczo. Zastanawiał się, czy w tym, co mówi, nie kryje się jakaś pułapka.
– Nie… to oczywiste.
– Pieniądze mogą więc pochodzić zarówno ze sprzedaży akcji, jak i z naszych zysków.
– Tak.
– Proszę więc o wyświadczenie mi grzeczności i przełożenie terminu spłaty długów o trzy miesiące.
Julius Badrutt poruszył się nerwowo w fotelu.
– Współczujemy pani, ale nie możemy…
– Trzy miesiące, plus karne odsetki. W sali zaległa cisza nie wróżąca nic dobrego. Postanowiła więc być z nimi szczera.
– Wyjawię panom pewien sekret. Muszą mi jednak panowie obiecać, że to, co powiem, nie wyjdzie poza tę salę.
Wszyscy mężczyźni skinęli głowami.
– Otóż “Roffe & Sons” prowadzi prace badawcze nad lekiem, który wkrótce zrewolucjonizuje wszystkie dotychczasowe osiągnięcia w pewnej dziedzinie medycyny.
Читать дальше