– Jest pan pierwszym mężczyzną, którego moja siostra przyprowadziła do domu – powiedział Carlo. – Musiał jej się pan bardzo spodobać.
– Ona mi się też bardzo podoba.
– Naprawdę? Zamierza się pan nią zaopiekować?
– Uważam, że twoja siostra sama potrafi zadbać o swoje interesy.
Carlo uśmiechnął się głupkowato.
– Tak, wiem. – Siedzący naprzeciwko niego nieznajomy był dobrze ubrany i niewątpliwie bogaty. Czemu w takim razie zatrzymał się u nich, skoro mógł zamieszkać w jakimś eleganckim hotelu? Jedyny powód, który przyszedł Carlowi do głowy, to że mężczyzna się ukrywa. Chłopak zwietrzył dobry interes. Wiadomo, że kiedy bogaty facet się ukrywa, można przy tej okazji zarobić nieco forsy.
– Skąd pan jest? – spytał Carlo.
– Z żadnego szczególnego miejsca – odpowiedział uprzejmie Robert. – Dużo podróżuję.
Carlo skinął głową.
– Rozumiem. – Wyciągnę z Pier, kto to taki. Ktoś prawdopodobnie chętnie zapłaci za niego kupę forsy. Podzielimy się nią z Pier.
– Pracuje pan? – kontynuował wypytywanie Carlo.
– Nie, jestem na emeryturze.
Nietrudno będzie zmusić tego faceta do gadania - stwierdził chłopak. Lucca, przywódca Diavoli Rossi, szybko się z nim upora.
– Jak długo zatrzyma się pan u nas?
– Trudno powiedzieć. – Ciekawość chłopca zaczęła irytować Roberta.
Pier razem z matką wyszła z kuchni.
– Czy chce pan jeszcze kawy? – spytała matka.
– Nie, dziękuję. Kolacja była wyśmienita. Kobieta uśmiechnęła się.
– Dziś to jeszcze nic. Jutro przygotuję prawdziwą ucztę.
– Dziękuję. – Już go tu wtedy nie będzie. Wstał. – Jeśli państwo wybaczą, chciałbym się teraz położyć. Jestem dosyć zmęczony.
– Ależ bardzo proszę – powiedziała matka. – Dobranoc panu.
– Dobranoc.
Obserwowali Roberta, idącego w stronę sypialni. Carlo uśmiechnął się.
– Uważa, że nie jesteś wystarczająco dobra, by z nim spać, co? Uwaga ta dotknęła Pier do żywego. Takie zresztą było założenie Carla. Nie przejmowałaby się tym, gdyby Robert był homoseksualistą, ale słyszała, jak rozmawiał z Susan. Jeszcze pokażę temu stronzo.
Robert leżał w łóżku, zastanawiając się nad kolejnym ruchem. Zyskał nieco na czasie, naprowadzając policjantów dzięki ukrytemu w karcie kredytowej urządzeniu na fałszywy trop. Ale nie mógł zbytnio na tym polegać. Do tej pory na pewno już dopadli czerwonej ciężarówki. Ludzie, którzy go ścigali, byli bezwzględni i nie w ciemię bici. Robert zastanawiał się, czy w tę aferę zaplątani byli przywódcy największych światowych potęg? Czy może ma do czynienia z organizacją wewnątrz organizacji, z jakąś kliką w środowisku wywiadowczym, pracującą nielegalnie na własny rachunek? Im więcej Robert o tym myślał, tym mniej prawdopodobne wydawało mu się, by przywódcy państw nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje. Uderzyła go pewna myśl. Zawsze wydawało mu się podejrzane, że admirał Whittaker został tak nagle przeniesiony na emeryturę i skazany na zapomnienie. Ale jeśli został do tego zmuszony, bo ktoś wiedział, że admirał nigdy nie zgodzi się na udział w takim spisku, wtedy wszystko stawało się jasne. Muszę się skontaktować z admirałem - pomyślał Robert. Admirał był jedyną osobą, której ufał i która mogła mu pomóc w rozszyfrowaniu całej tej afery. Jutro - postanowił – jutro. Zamknął oczy i natychmiast usnął.
Obudziło go skrzypnięcie drzwi do sypialni. Usiadł na posłaniu, kompletnie rozbudzony. Ktoś zbliżał się do łóżka. Robert napiął mięśnie, gotów skoczyć. Wtem poczuł zapach perfum Pier. Wślizgnęła się pod koc tuż obok niego.
– Pier… co ty tu…?
– Ciii… – Przywarła do niego całym ciałem. Była zupełnie naga. – Poczułam się taka samotna – szepnęła i przytuliła się mocniej.
– Przykro mi, Pier, ale… ale nic nie mogę dla ciebie zrobić.
– Nie? – spytała Pier. – W takim razie pozwól, bym ja coś zrobiła dla ciebie – powiedziała cicho.
– To na nic – Robert poczuł głęboką frustrację. Chciał im obojgu oszczędzić zakłopotania z powodu tego, co było nieuniknione.
– Nie podobam ci się, Robercie? Nie uważasz, że mam piękne ciało?
– Ależ tak. – Naprawdę mu się podobała. Czuł ciepło bijące od jej ciała.
Głaskała go delikatnie, przesuwając palce wzdłuż jego piersi, a potem coraz niżej.
Musi ją powstrzymać, nim znów powtórzy się ten sam poniżający moment.
– Pier, nie mogę się kochać. Od… od bardzo dawna nie jestem w stanie kochać się z żadną kobietą.
– Nie musisz nic robić, Robercie – powiedziała. – Chcę cię tylko popieścić. Lubisz, jak cię ktoś pieści?
Nie czuł nic. Przeklęta Susan! Nie tylko odeszła od niego, odebrała mu również jego męskość. Pier zsunęła się niżej.
– Połóż się na brzuchu – poprosiła.
– Pier, to nie ma sensu…
Przewróciła go. Leżał przeklinając Susan, przeklinając swą impotencję. Poczuł na plecach język Pier. Zataczała nim malutkie kółeczka, coraz niżej i niżej. Palcami delikatnie muskała jego skórę.
– Pier…
– Ciii…
Czuł jej miękki i gorący język coraz niżej. Podnieciło go to. Poruszył się.
– Ciii… Leż spokojnie.
Czuł na skórze dotyk jej jędrnych piersi. Serce zaczęło mu bić mocniej. Tak - pomyślał. – Tak! O, właśnie tak! Ogarniało go coraz większe podniecenie i kiedy nie mógł już dłużej wytrzymać, chwycił Pier i przewrócił ją na wznak. Poczuła go na sobie i jęknęła:
– Mój Boże, jesteś niesamowity. Chcę cię czuć w sobie.
Chwilę później Robert wszedł w nią głęboko i poczuł się naraz tak, jakby się na nowo narodził. Pier była doświadczoną i namiętną kochanką. Robert upajał się jej aksamitnym, miękkim ciałem. Tej nocy kochali się trzy razy, nim w końcu usnęli.
DZIEŃ OSIEMNASTY
Neapol, Włochy
Robert obudził się, kiedy przez okno zaczęło wpadać blade światło poranka. Przytulił do siebie Pier i szepnął:
– Dziękuję.
Pier uśmiechnęła się figlarnie.
– Jak się czujesz?
– Cudownie – powiedział Robert. I była to prawda. Pier przytuliła się do niego.
Jesteś potworem!
Robert roześmiał się.
– A ty jesteś prawdziwą czarodziejką. Pier usiadła i spytała poważnie:
– Nie jesteś przemytnikiem narkotyków, prawda? Cóż za naiwne pytanie!
– Nie.
– Ale szuka cię Interpol. Nie mógł temu zaprzeczyć.
– Tak.
Jej twarz rozjaśniła się.
– Wiem już! Jesteś szpiegiem! – Była podekscytowana jak małe dziecko.
Robert nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Tak sądzisz?
– Przyznaj się – nalegała Pier. – Jesteś szpiegiem, prawda?
– Tak – powiedział poważnie Robert. – Jestem szpiegiem.
– Wiedziałam! – Oczy Pier błyszczały. – Czy możesz mi zdradzić kilka sekretów?
– Jakich znów sekretów?
– No wiesz, szpiegowskich… o szyfrach i takich tam… Ubóstwiam powieści szpiegowskie. Czytam ich mnóstwo.
– Naprawdę?
– Och, tak! Ale to są wszystko tylko wymyślone historyjki. A ty znasz prawdziwe chwyty, prawda? Na przykład tajne sygnały, jakimi posługują się szpiedzy. Czy możesz mi zdradzić jeden z nich?
Robert odparł poważnie:
– Cóż, nie powinienem, ale myślę, że jeden mogę ci zdradzić. – Co jej takiego powiedzieć, żeby uwierzyła? – Jest taki stary numer z żaluzją.
Читать дальше