Przeszli do kwestii ogólnych. Jones był dziennikarzem wolnym strzelcem i „oddanym" ojcem, który ożenił się z bardzo młodą dziewczyną w ciąży z Atlanty w stanie Georgia i przeprowadził z nią do południowego Bostonu. Miał w aktywach kilka milionów dolarów pochodzących z niewiadomego źródła.
Zarówno przez detektywa Millera, jak i sierżant Warren został uznany za „niechętnego do współpracy", co oczywiście nie przemawiało na jego korzyść. Wyglądało także na to, że ma obsesję na punkcie rygli i stalowych drzwi.
Brewster z kolei był zarejestrowanym przestępcą seksualnym, którego w przeszłości łączyły intymne relacje z czternastolatką. Od dwóch lat miał tę samą pracę, mieszkał pod tym samym adresem. Jego kuratorka sądowa go lubiła i wczoraj zadzwoniła o dwudziestej pierwszej, aby im przekazać, że w jego mieszkaniu nie znalazła niczego podejrzanego. Plus dla niego.
Sama ofiara nie znajdowała się w grupie podwyższonego ryzyka. Oddana mama i świeżo upieczona nauczycielka, w jej przeszłości nie było narkotyków, alkoholu czy seksualnej rozwiązłości. Dyrektor gimnazjum opisał ją jako osobę punktualną, solidną i sumienną. Mąż twierdził, że nigdy z własnej woli nie zostawiłaby swojej córki. Z drugiej jednak strony była młoda, mieszkała we względnie obcym mieście i raczej nie miała wsparcia ze strony bliskich przyjaciół czy krewnych. Mieli więc dwudziestokilkuletnią towarzysko wyizolowaną śliczną mamę, która większość wieczorów spędzała sama ze swoim małym dzieckiem.
Miejsce przestępstwa: brak śladów wdarcia się siłą. Żadnych śladów krwi czy wyraźnych oznak przemocy. Mieli jedną stłuczoną lampę w sypialni, ale żadnego dowodu na to, że została ona użyta jako broń lub uległa zniszczeniu w trakcie szamotaniny. Mieli niebiesko zielony koc, który wcześniej leżał na łóżku, ale który ktoś włożył do pralki razem z fioletową koszulą nocną. Mieli jeszcze torebkę żony, telefon komórkowy, kluczyki od samochodu i samochód. Nie brakowało żadnych ubrań, biżuterii czy bagażu. Pikap męża został przeszukany, ale okazał się czysty. W laboratorium kry minalistycznym badano właśnie śmieci rodziny Jones. RBCW Regionalne Bostońskie Centrum Wywiadowcze bardzo by chciało zajrzeć do rodzinnego komputera.
Na koniec D.D. dopisała: i zaginiony rudy kot.
Odsunęła się od białej tablicy. Wszyscy przyglądali jej się uważnie.
Kiedy nikt nie miał już niczego nowego do dodania, odłożyła pisak i odwróciła się do zastępcy komisarza wydziału zabójstw.
Sandry Jones nie ma już od ponad dwudziestu czterech godzin oświadczyła. Nie leży w żadnym tutejszym szpitalu ani kostnicy. W tym czasie nikt nie użył też jej kart kredytowych.
Przeszukaliśmy dom, podwórze, dwa pojazdy i okolicę. W tej chwili nie mamy ani jednego tropu co do miejsca jej pobytu.
Telefon komórkowy? warknął zastępca komisarza. Od jej operatora staramy się uzyskać dostęp do wszystkich usuniętych wiadomości w poczcie głosowej i wiadomości tekstowych, jak również do listy wszystkich połączeń przychodzących i wychodzących. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin z telefonu komórkowego korzystała jedynie w sprawach zawodowych: próbowali się do niej dodzwonić różni członkowie grona pedagogicznego i uczniowie.
E mail? ciągnął
Clemente.
Wczoraj bez powodzenia próbowaliśmy uzyskać nakaz zajęcia rodzinnego komputera. Sędzia uzasadniła odmowę tym, że Sandra Jones za krótko jest zaginiona. Dziś rano ponownie złożymy wniosek, skoro upłynęły już wymagane dwadzieścia cztery godziny.
Strategia?
D.D. wzięła głęboki oddech, zerknęła na detektywa Millera. Przebywali tutaj już od piątej, przegrupowawszy się po zaledwie kilku godzinach desperacko potrzebnego snu. Przekroczenie granicy dwudziestu czterech godzin było czymś zarazem najlepszym i najgorszym, co im się mogło przytrafić.
Z jednej strony mogli oficjalnie otworzyć sprawę Sandry Jones. Z drugiej jednak szanse na odnalezienie kobiety, które do tej pory były jednak spore, zdążyły zmaleć o połowę. Teraz czekał ich wyścig z czasem, jako że z każdą kolejną minutą wszystko malowało się w coraz czarniejszych barwach.
Musieli ją znaleźć w ciągu następnych dwunastu godzin. W innym wypadku najprawdopodobniej będą szukać już tylko jej ciała.
Uważamy, że są dwa sensowne tryby postępowania oświadczyła D.D. Po pierwsze, sądzimy, że dziecko, Clarissa Jones, może mieć informacje dotyczące tego, co tamtej nocy wydarzyło się w jej domu. Musimy zmusić Jasona Jonesa do wyrażenia zgody na przesłuchanie dziewczynki, abyśmy mogli określić, co wie.
Jak macie zamiar to zrobić?
Zamierzamy mu powiedzieć, że albo pozwoli nam przesłuchać Clarissę, albo uznamy jego dom za miejsce przestępstwa i wyrzucimy stamtąd jego wraz z córką. Prawdopodobnie zgodzi się na przesłuchanie, chcąc zapewnić swemu dziecku stałe środowisko.
Clemente spojrzał na nią.
Nie, jeśli jest przekonany, że córka może zdradzić szczegóły, które go mogą obciążyć.
D.D. wzruszyła ramionami.
Tak czy inaczej zdobędziemy jakieś nowe informacje.
Clemente przez chwilę się zastanawiał.
Zgoda. Drugi tryb postępowania?
Wzięła kolejny głęboki oddech.
Zważywszy na obecny brak tropów, musimy zaapelować publicznie o pomoc. Minęły dwadzieścia cztery godziny. Nie wiemy, co się stało z Sandrą Jones. Najpewniejszym sposobem na zdobycie jakichkolwiek informacji jest zaangażowanie społeczeństwa. W tym celu chcielibyśmy utworzyć oficjalny oddział specjalny, który się zajmie tym mnóstwem tropów, jakie się pojawią. Potrzebna by nam była także pomoc innych agencji, aby wytypować osoby dowodzące lokalną ekipą poszukiwawczą, jak również inne możliwości prowadzenia śledztwa. Na koniec, o dziewiątej rano chcielibyśmy zwołać konferencję prasową, na której zaprezentowalibyśmy zdjęcia Sandry Jones, jak również numer linii specjalnej, pod którym czekalibyśmy na informacje. Istnieje oczywiście możliwość, że sprawa tego rodzaju zwróci na siebie uwagę całego kraju, no ale przecież może się to okazać przydatne.
Clemente przyglądał jej się z powątpiewaniem.
D.D. lekko rozluźniła napięte mięśnie, na tyle, żeby wzruszyć ramionami.
Kurde, Chuck, media i tak to w końcu zwietrzą. Równie dobrze możemy to zrobić na naszych warunkach. Clemente westchnął, wziął do ręki leżącą przed nim szarą papierową teczkę i zastukał nią kilka razy w stół.
Programy na kablówkach będą zachwycone. Będzie nam potrzebny specjalny funkcjonariusz odpowiedzialny za public relations stwierdziła D.D. Dziewięćdziesiąt pięć procent „wskazówek i informacji" będzie pochodzić od samotnych ludzi w czapeczkach z folii aluminiowej, sypiącymi jak z rękawa opowieściami o porwaniach przez UFO.
Już dość dawno nie mieliśmy od nich żadnych wieści powiedziała poważnie D.D. Może wyznaczylibyśmy drugiego funkcjonariusza do zaktualizowania ich adresów.
Clemente prychnął.
Nie mam na to budżetu, a oni i tak nigdy się nie ruszają z piwnic swoich matek. Ujął teczkę w obie dłonie. prasa będzie was pytać o męża. Co zamierzacie powiedzieć?
W obecnej chwili zajmujemy się wszystkimi tropami.
Zapytają, czy współpracuje z policją.
Co oznacza, że zadzwonię do niego o ósmej trzydzieści i zasugeruję, aby pozwolił nam przesłuchać córkę, tak bym mogła na to pytanie odpowiedzieć twierdząco i oszczędzić mu zmartwień.
A zarejestrowany przestępca seksualny?
D.D. się zawahała.
W obecnej chwili zajmujemy się wszystkimi tropami.
Clemente pokiwał głową.
Читать дальше