Niestety komputer rodzinny, względnie nowy Dell z pamięcią pięciuset gigabajtów, z którego korzystał we wczesnych godzinach porannych, gdy Sandra jeszcze spała, napawał go prawdziwym przerażeniem. Nie mógł dopuścić, aby policja go zajęła; dlatego też dał im na przynętę swojego pikapa. Zerknął na zegarek i ocenił, że ma jakieś trzy godziny na zmniejszenie strat.
Na początek wsunął kartę pamięci do napędu E. Potem zaczął na nią przenosić kolejne pliki. Pliki programowe, pliki internetowe, pliki z dokumentami, pliki w formatach JPEG i PDF. Było ich całe mnóstwo, więcej niż był w stanie przenieść w ciągu trzech godzin, starannie je więc selekcjonował.
Gdy pliki zaczęły się kopiować, zalogował się do Internetu, żeby w nim trochę poszperać. Zaczął od Aidana Brewstera. zarejestrowanego przestępcy seksualnego. Zawsze dobrze znać sąsiadów, no nie?
Znalazł trochę podstawowych informacji i mnóstwo żargonu w rodzaju „pliki zamknięte". Ale był
przecież dziennikarzem, a nie kimś, kto zatrzymuje się za każdym razem, kiedy napotka zamknięte drzwi. Zanotował kilka numerów telefonów, poszperał w sieci jeszcze trochę, co dało mu całkiem interesujące wyniki.
Zakończywszy pierwszą misję, otworzył stronę AOL i zalogował się jako swoja żona. Już kilka lat temu domyślił się, jakiego używa hasła; zdecydowała się na LilBun1, imię ulubionej maskotki Ree.
Gdyby jednak nie udało mu tego odgadnąć, skorzystałby z któregoś z komputerowych programów śledczych, takich jak Forensic Toolkit Produkcji AccessData czy ProDiscover produkcji Technology Pathways. Takimi właśnie rzeczami się zajmował. Takim właśnie był mężem.
Czy Sandy to w końcu odkryła? Czy dlatego odeszła? Nie znal odpowiedzi na to pytanie, dlatego zaczął przeglądać jej e maile w poszukiwaniu wskazówek dotyczących kilku ostatnich godzin, jakie jego żona spędziła w domu.
W jej skrzynce znajdowały się sześćdziesiąt cztery wiadomości, większość to były oferty implantów penisa albo prośby o pomoc w transferze środków finansowych z krajów Trzeciego Świata. Patrząc na to, można było sądzić, że Sandra albo ma obsesję na punkcie męskich genitaliów, albo lada chwila wzbogaci się, pomagając jakiemuś zamorskiemu pułkownikowi w przelewie pieniędzy.
Przekopał się najpierw przez spam, potem przez phishing, aż w końcu dotarł do sześciu e maili zaadresowanych chyba rzeczywiście do jego żony. Jeden był z przedszkola Ree i przypominał rodzicom o zbliżającej się imprezie dobroczynnej. Kolejny od dyrektora szkoły, przypominającego nauczycielom o zbliżających się warsztatach. Pozostałe cztery to odpowiedzi na e mail zbiorczy od jednego nauczyciela, w którym pytał innych nauczycieli, czy nie byliby zainteresowani utworzeniem grupy chodzącej razem po szkole na spacery.
Jason zmarszczył brwi. Kiedy zaglądał tu po raz ostatni kilka miesięcy temu, Sandra miała co najmniej dwadzieścia pięć e maili osobistych, od wiadomości od uczniów do łańcuszków dla mam.
Sprawdził folder ze starymi wiadomościami. Znalazł w nim jedynie usunięty przed chwilą spam.
Zajrzał do folderu „wysłane". Także pusto. I wtedy, z rosnącym uczuciem strachu, zaczął szukać na poważnie. Książka adresowa: wyczyszczona. Ulubione miejsca: wyczyszczone. Znajomi z AOL: wyczyszczone. Historia odwiedzanych ostatnio stron internetowych: wyczyszczona.
Jasna cholera, pomyślał i przez chwilę nie był w stanie oddychać. Był jeleniem schwytanym w potrzask samochodowych reflektorów; czuł, jak wzbiera w nim coraz większa panika, grożąc wymknięciem się spod kontroli.
Dzień i godzina, pomyślał gorączkowo. Ustalić dzień i godzinę. Wszystko się sprowadzało do dnia i godziny.
Kliknął ponownie w folder ze starymi wiadomościami, po czym dłonią, która znowu zaczynała drżeć, zabrał się za przeglądanie stron od najnowszych do najstarszych. Sześćdziesiąt cztery kliknięcia później już wiedział: najstarszy wysłany e mail został dostarczony we wtorek o szesnastej czterdzieści dwa, nieco ponad dwadzieścia cztery godziny przed tym, jak Sandra zniknęła.
Jason oparł się o krzesło, trzymając dłonie na ściśniętym z emocji brzuchu i próbując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Ktoś dokładnie wyczyścił konto Sandry na AOL u. Gdyby zdarzyło się to w środę w nocy, wtedy gdy zniknęła, nasuwałby się logiczny wniosek, że zrobił to ktoś, kto ją zabrał prawdopodobnie w celu zatarcia śladów.
Ale cała operacja odbyła się wcześniej, jakąś dobę. Co to oznaczało?
Zasada ekonomii myślenia, no nie? Najprostsze wytłumaczenie bywa najczęściej tym właściwym. Co oznacza, że najprawdopodobniej to sama Sandra wyczyściła swoje konto. Najpewniej dlatego, że robiła w sieci coś, co według niej powinna ukryć. Flirtowanie w Internecie? Prawdziwy fizyczny związek? Coś, czego nie chciała ujawnić przed nim lub kimkolwiek innym.
To wytłumaczenie było mniej złowieszcze niż wizja zagadkowego mężczyzny, który najpierw zrobił
krzywdę Sandrze, a potem siedział zadowolony przy stole w kuchni i zacierał za sobą ślady, gdy tymczasem Ree przypuszczalnie spała na górze.
A jednak akurat to bardziej go zabolało. Sugerowało premedytację. Sugerowało, że Sandra wiedziała, iż odchodzi, i chciała mieć pewność, że on nie będzie jej w stanie znaleźć.
Jason uniósł zmęczoną dłoń. Zasłonił oczy i przez chwilę czuł zaskoczenie z powodu przypływu uczuć, jakie zaciskały mu gardło.
Nie ożenił się z Sandrą z miłości. Nie był człowiekiem, który wobec życia żywił tego rodzaju oczekiwania. A jednak, przez jakiś czas bardzo przyjemnie było się czuć jak część rodziny. Przyjemnie było czuć się normalnie.
W lutym wszystko spieprzył. Pokój w hotelu, kolacja, szampan… Nie powinien był zrobić tego, co wtedy zrobił.
Odchrząknął, potarł oczy. Odepchnął od siebie własne wyczerpanie i zerkając na śpiące dziecko, zmusił się, aby wrócić do pracy.
Sandra nie była tak sprawna w systemach komputerowych jak on. Zakładał, że jeśli to ona wyczyściła swoje konto, zrobiła to przez czyszczenie pamięci podręcznej co oznaczało, że te informacje nadal są na twardym dysku, usunięto jedynie katalog określający lokalizację wszystkich usuniętych danych. A wykorzystując kilka całkiem prostych programów śledczych, był w stanie przywrócić większość usuniętych informacji.
Problem stanowił czas. Co najmniej godzinę zajęłaby praca takiego programu i kilka kolejnych przeczesanie odtworzonych danych, dopóki nie znalazłby tego, czego szukał. Nie miał kilku godzin.
Zerknął na zegarek. Miał trzydzieści minut. Cholera.
Ponownie potarł twarz zmęczonymi dłońmi i wziął głęboki oddech.
No dobrze, pora na plan B.
Karta pamięci zapełniła się w stu procentach. Wyjął ją, wrócił do menu systemowego i przejrzał
zawartość. Podsuwał zbyt dużo i jednocześnie zbyt mało. Wybrał kolejnych kilka plików do skasowania, ponownie zerknąwszy na zegarek.
Początkowo miał nadzieję zgrać, co się tylko da, a potem uruchomić oficjalny program czyszczący.
Teraz jednak nie potrafił ot tak zniszczyć twardego dysku, skoro mógł on zawierać wskazówki dotyczące ostatnich godzin Sandry w domu. Co sprawiło, że pojawił się interesujący dylemat. Ten komputer miał potencjalną moc, aby zarówno odnaleźć jego żonę, jak i wsadzić go na zawsze do więzienia.
Zastanowił się nad tym. A po chwili już wiedział, co zrobi.
Przeniesie stary komputer z piwnicy do kuchni, wgra całe oprogramowanie z nowego komputera.
Przeniesie na niego podstawowe pliki ze swojej karty pamięci, wystarczająco dużo śmieci, aby stary komputer wyglądał na używany.
Читать дальше