– Cześć – powiedziała wesoło.
Reacher nie odpowiedział, tylko się na nią gapił. Widział, jak jej twarz się chmurzy, a uśmiech staje z lekka zawstydzony.
– Aha! Widzę, że chcesz załatwić FAQ od razu, prawda? – spytała.
– Co?
– FAQ. No wiesz, często zadawane pytania.
– Nie jestem pewien, czy mam jakieś pytania.
Tym razem uśmiechnęła się z ulgą. Z tym uśmiechem sprawiała wrażenie szczerej i bezpośredniej.
– Co to są te często zadawane pytania? – spytał Reacher.
– Och, no wiesz, pytania, które zadają wszyscy nowi. Okropnie nudne.
Mówiła szczerze. Widział, że mówi szczerze. Mimo wszystko spytał:
Jakie pytania?
Dziewczyna skrzywiła się, zrezygnowana.
– Jestem Lisa Harper – powiedziała. – Mam dwadzieścia dziewięć lat, tak, naprawdę, pochodzę z Aspen w Kolorado, mam metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, tak, naprawdę, jestem w Quantico od dwóch lat, tak, umawiam się z mężczyznami, nie ubieram się tak, bo to lubię, nie, nie jestem mężatką, nie, w tej chwili nie mam partnera i nie, nie zjemy kolacji dziś wieczorem.
Zakończyła z uśmiechem i Reacher też się uśmiechnął.
– To może jutro? – zaproponował.
Potrząsnęła głową.
– Jedyne, co musisz wiedzieć, to to, że jestem agentką FBI. Na służbie.
– Jaka to służba?
– Pilnowanie ciebie. Gdzie ty, tam ja. Masz kwalifikację SN, „status nieznany”, może przyjaciel, może wróg. Zazwyczaj dotyczy to przestępczości zorganizowanej i układu sądowego, no wiesz, jakiś bandyta sypie szefów. Dla nas to użyteczne, ale ufać komuś takiemu? Akurat.
– Nie mam nic wspólnego z przestępczością zorganizowaną.
– Nasze akta twierdzą, że możesz mieć.
– To wasze akta są gówno warte. Dziewczyna skinęła głową i znów się uśmiechnęła.
– Sprawdziłam tego Petrosjana. Jest Syryjczykiem, a więc jego wrogowie to Chińczycy. A Chińczycy zatrudniają wyłącznie Chińczyków. Nie ma mowy, żeby korzystali z twoich usług.
– Komuś o tym wspomniałaś?
– Jestem pewna, że wszyscy i tak wiedzą. Po prostu robią, co mogą, żebyś potraktował ich groźby serio.
– A powinienem potraktować ich groźby serio? Skinęła głową. Przestała się uśmiechać.
– Tak, powinieneś. I powinieneś jeszcze dużo myśleć o Jodie.
– Jodie też jest w aktach.
Kolejne skinienie
– Wszystko jest w aktach.
– Więc dlaczego w drzwiach mojego pokoju nie ma klamki? Akta wykazują, że nie jestem tym facetem.
– Bo my jesteśmy bardzo ostrożni, a twój profil jest bardzo zły. Sprawca pewnie okaże się prawie taki jak ty.
– Też zajmujesz się profilami psychologicznymi? Potrząsnęła głową. Koński ogon zatańczył wesoło.
– Nie. Jestem agentem operacyjnym. Przydzielonym do ciebie na określony czas. Ale umiem słuchać. Słuchaj i ucz się, prawda? No to idziemy.
Uprzejmie przytrzymała mu drzwi. Zamknęły się za nimi z cichym sykiem. Podeszli do windy, ale nie tej, którą tu przyjechał. Ta wyposażona była w jeszcze pięć guzików pod trzema, oznaczającymi piętra nad ziemią. Lisa Harper wcisnęła najniższy. Reacher stał obok niej i bardzo starał się nie oddychać jej zapachem. Winda zatrzymała się gwałtownie i otworzyła na korytarz jasno oświetlony lampami fluorescencyjnymi.
– Jesteśmy w bunkrze – wyjaśniła Harper. – Kiedyś to był schron przeciwatomowy, teraz mieści się PB.
– Pieprzenie w bambus?
– Psychologia behawioralna. A twój dowcip ma długą brodę. Skręcili w prawo. Korytarz był wąski i czysty, ale nie tak czysty, jak w części ogólnodostępnej. Tu się pracowało. Reacher czuł słaby zapach potu, kawy i chemikaliów. Na ścianie wisiały tablice ogłoszeniowe, w rogach stały pudła po artykułach papierniczych. Po lewej stronie znajdował się rząd drzwi.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiła Harper. Zatrzymali się przy drzwiach. Zapukała i otworzyła je, uprzejmie puszczając Reachera przodem.
– Zaczekam tutaj – powiedziała.
Po przekroczeniu progu Reacher od razu zobaczył Nelsona Blake’a, siedzącego za zagraconym biurkiem w małym, niechlujnym gabinecie. Na ścianach wisiały równo naklejone mapy i fotografie. Wszędzie piętrzyły się stosy papierów. Krzesła dla gości nie było. Blake sprawiał wrażenie wściekłego, na twarzy był jednocześnie czerwony od podwyższonego ciśnienia i blady z napięcia. Gapił się w telewizor z wyłączonym dźwiękiem. Telewizor nastawiony był na kanał informacyjny kablówki. Facet w koszuli czytał coś komitetowi. Podpis głosił: „Dyrektor FBI”.
– Przesłuchania budżetowe – burknął Blake. – Śpiewa, żeby zarobić dla nas na cholerną kromkę chleba.
Reacher milczał. Blake nie odrywał wzroku od telewizora.
– Spotkanie w sprawie za dwie minuty – oznajmił. -
Przedstawię ci zasady. Uważaj się za kogoś w rodzaju skrzyżowania gościa z więźniem, rozumiesz?
Reacher skinął głową.
– Harper już mi to wyjaśniła.
– Świetnie. Będzie przy tobie przez cały czas. Cokolwiek robisz, gdziekolwiek idziesz, jesteś pod jej ciągłym nadzorem. Tylko sobie nie myśl. Nadal jesteś chłopcem Lamarr, ale ona tu zostaje, bo nie chce latać, a ty musisz mieć swobodę ruchów. A my musimy mieć cię na oku, więc naszym okiem będzie ona. Sam to możesz siedzieć zamknięty w swoim pokoju. Twoje obowiązki określi Lamarr. Identyfikator masz zawsze przy sobie.
– W porządku.
– W sprawie Harper niczego sobie nie wyobrażaj. Z nią jest tak, że wygląda ładnie, ale jak jej wejdziesz w drogę, budzi się w niej suka z piekła rodem. Rozumiesz?
– Jasne.
– Jakieś pytania?
– Czy mój telefon jest na podsłuchu?
– Oczywiście, że tak. – Blake przerzucał leżące na biurku papiery. Grubym palcem przesunął po jakimś wydruku. – Dzwoniłeś do swojej dziewczyny: bezpośredni do biura, dom, komórka. Nie złapałeś jej.
– Gdzie ona jest?
Blake wzruszył ramionami.
– Skąd, do diabła, mam wiedzieć?
Doszukał się czegoś w stosach papieru. Wyciągnął rękę, trzymał w niej dużą brązową kopertę.
– Z pozdrowieniami od Coza – powiedział. Reacher wziął od niego kopertę, grubą i ciężką. Były w niej fotografie. Osiem fotografii, kolorowych, na błyszczącym papierze, formatu osiem na dziesięć. Zrobiono je na miejscu przestępstwa. Wyglądały jak żywcem wyjęte z taniego magazynu pornograficznego, tyle że kobiety nie żyły. Bezwładne ciała ułożono w nędznym naśladownictwie rozkładówki. Zostały okaleczone. Brakowało ich części, za to tu i tam umieszczono różne przedmioty.
– Odręczne dzieło Petrosjana – wyjaśnił Blake. – Żony, siostry i córki ludzi, którzy go wkurzyli.
– I tak sobie żyje jak gdyby nigdy nic?
Blake odpowiedział po krótkiej, ale wyczuwalnej przerwie.
– Są dowody i dowody, prawda? Reacher skinął głową.
– Więc gdzie jest Jodie?
– Skąd, do diabła, mam wiedzieć? – powtórzył Blake. – Póki grasz w naszej drużynie, ona nic nas nie obchodzi. Nie pilnujemy jej. Jeśli o to chodzi, Petrosjan może znaleźć ją sam, my mu nie pomożemy. Przecież to byłoby nielegalne.
– Tak jak skręcenie ci karku. Blake skinął głową.
– Przestań mnie straszyć, dobrze? – poprosił. – W twojej sytuacji straszenie mnie nie ma wielkiego sensu.
– Wiem, że to ty wpadłeś na ten pomysł. Blake potrząsnął głową.
– Nie boję się ciebie, Reacher. Gdzieś tam, w głębi serca, uważasz się za dobrego człowieka. Pomożesz mi, a potem o mnie zapomnisz.
Reacher uśmiechnął się.
Читать дальше