– A rzeczy do sprzątania? – spytałam. Położyłam torebkę na kuchennym blacie, zdjęłam płaszcz i powiesiłam go na krześle.
Eva otworzyła szafkę w przyległej pralni. Zauważyłam, że kosz na brudną bieliznę jest pełny.
– Może lepiej pokaż mi najpierw dom?
I mała dziewczynka oprowadziła mnie po swoim domu. To był olbrzymi, dosyć stary dom, z wysokimi sufitami i ciemnymi dębowymi podłogami, które wymagały sporo pracy. Zauważyłam kratkę wentylacyjną od grzejnika kanałowego. Tego typu ogrzewania nie widziałam już od lat. W salonie, jedynym pokoju o przeznaczeniu ogólno rodzinnym, stała choinka udekorowana symbolami religijnymi. Sofa, ława i komplet krzeseł były wykonane z drewna klonowego, a siedzenia obite stonowanym brązowym materiałem w szkocką kratę. Schludnie i paskudnie.
Emory półleżał na krześle, oplatając ręką kubek zimnej kawy. Wiedziałam, że jest zimna, bo wewnątrz kubka zrobiła się ciemna obwódka. Już kiedy zaczął ją pić, była dobrze odstana. W ogóle nie zwrócił uwagi, że przeszłyśmy przez pokój. Zaczęłam się zastanawiać, czy będę go musiała odkurzyć jak mebel.
Sypialnia Osbornów była czysta, chociaż meble wymagały przetarcia z kurzu. Pokój Evy… cóż, łóżko było akurat pościelone, ale podłogę zaścielały lalki Barbie i kolorowanki. Pokój dziecinny wyglądał najporządniej, bo maleństwo nie umie jeszcze chodzić. Kubeł na brudne pieluchy wymagał opróżnienia. Łazienkę należało gruntownie posprzątać. W kuchni nie było tak źle.
– Gdzie znajdę czystą pościel? – zapytałam.
– Pościel mamy jest tam – Eva wskazała mi bieliźniarkę stojącą w sypialni rodziców.
Zdjęłam pościel z małżeńskiego łóżka; brudną zaniosłam do pralni i wstawiłam pranie. Wróciłam do sypialni i otworzyłam bieliźniarkę.
– Tam jest taboret mamy – powiedziała uczynnie Eva. – Zawsze go używa, kiedy sięga po rzeczy z najwyższej półki.
Byłam co najmniej piętnaście centymetrów wyższa od Meredith Osborn i z łatwością poradziłabym sobie bez stołka. Ale jeśli chciałam zobaczyć, co jest za pościelami, taboret mógł się okazać bardzo przydatny.
Weszłam na stołek, zdjęłam pościel i błyskawicznie objęłam wzrokiem zgromadzone z tylu przedmioty. Zapasowy koc, karton z napisem: „Pasta do butów”, tanie metalowe pudło na akta i ważne dokumenty. Nagle pod stosem torebek zauważyłam pudełko z napisem „Eva”. Rzuciłam czystą pościel na łóżko i wysłałam Eve po ściereczkę do wycierania kurzu i środek do pielęgnacji mebli.
Zdjęłam pudełko z półki i otworzyłam je. Musiałam zacisnąć zęby, żeby się zmusić do przejrzenia jego zawartości. Przepełniało mnie poczucie, że naruszam prywatność Meredith.
W pudełku były wyblakłe ze starości kartki z powinszowaniami, jakie rodzina i przyjaciele przysyłają świeżo upieczonym rodzicom. Szybko je przerzuciłam. Nic się za nimi nie kryło. Znajdowały się tam też malutka grzechotka i pajacyk. Pajacyk był uszyty z miękkiej dzianiny, żółtej w zielone żyrafki, miał standardowe zapięcie w kroku i długie rękawy. Był bardzo starannie poskładany. Może w tym pajacyku Eva przyjechała ze szpitala do domu? Nie, Eva urodziła się przecież w domu, przypomniałam sobie. W takim razie było to zapewne ulubione ubranko Meredith. Moja matka też ma jeszcze niektóre ubranka moje i Vareny, trzyma je na strychu.
Zamknęłam pudełko i odłożyłam na miejsce. Zanim Eva wróciła do sypialni, łóżko było już gładko przykryte kwiecistą narzutą, a w jego nogach leżał poskładany koc.
Razem zabrałyśmy się do ścierania kurzu. Eva naturalnie nie była najbardziej skrupulatną pomocnicą, zważywszy, że miała osiem lat i właśnie straciła matkę. Jeśli chodzi o sprzątanie, jestem bardzo wymagająca i nie przywykłam do współpracy, ale jakoś sobie poradziłam.
Opadły mnie wątpliwości, czy Eva powinna brać udział w sprzątaniu rzeczy swojej matki, ale zachowywała się przy tym tak rzeczowo, że zaczęłam się zastanawiać, czy mała zdała już sobie sprawę, że Meredith nigdy nie wróci.
Podczas sprzątania sypialni dołożyłam starań, żeby zajrzeć we wszystkie zakamarki. Nie posunęłam się do przepatrywania szuflad w komodzie i nocnych stolikach, ale wściubiłam nos wszędzie, gdzie tylko było można: pod łóżko, w kąty szafy, za i pod niemal wszystkie meble. Później, kiedy zaczęłam odkładać na miejsce wyprane i wysuszone rzeczy, zajrzałam także do szuflad. Na pierwszy rzut oka nic specjalnego.
Jedna szuflada małego biurka ustawionego w kącie była pełna rachunków za wizyty lekarskie i recept związanych z przebiegiem ciąży Meredith. Sądząc po nich, była to bardzo trudna ciąża. Miałam nadzieję, że pracownicy salonu meblowego są objęci korzystnym ubezpieczeniem grupowym.
– Potrząśnij pojemnikiem – przypomniałam Evie i mała potrząsnęła żółtym pojemnikiem sprayu do mebli. – A teraz spryskaj.
Eva ostrożnie skierowała chmurę środka do pielęgnacji mebli na blat pustego biurka. Starannie wytarłam go ścierką, a potem ustawiłam na nim z powrotem stojak na korespondencję, kubek pełen długopisów i ołówków oraz pudełko ze znaczkami pocztowymi i etykietami z adresem nadawcy. Kiedy Eva przeprosiła mnie, mówiąc, że musi iść do łazienki, zgrzytając zębami, zrobiłam coś, co przejmowało mnie wstrętem: podniosłam szczotkę do włosów należącą do Meredith Osborn, na której wedle wszelkiego prawdopodobieństwa znajdowały się jej odciski palców, zawinęłam ją w niepotrzebny plastikowy worek, poszłam do kuchni i wsunęłam ją do swojej torebki.
Gdy Eva wróciła z łazienki, byłam już z powrotem w sypialni Osbornów i starannie uklepywałam brzegi stosu papierzysk.
– To rachunki mamy – powiedziała mała z powagą. – Zawsze płacimy nasze rachunki.
– Naturalnie.
Pozbierałam środki do czyszczenia oraz szmatki i część z nich wręczyłam Evie.
– Gotowe.
Kiedy zabrałyśmy się do sprzątania pokoju Evy, zauważyłam, że mała zaczęła się nudzić; urok nowości, jakim było pomaganie mi, już przyblakł.
– Co było wczoraj na kolację? – zapytałam od niechcenia.
– Wczoraj byliśmy w restauracji – odpowiedziała. – I dostałam shake'a. Jane spała przez cały czas. Było super.
– Tata was zabrał – zauważyłam.
– Tak, chciał, żeby mama trochę sobie odpoczęła – powiedziała Eva z aprobatą.
Ale pamięć o tym, jak zakończył się ten wieczór, zaraz uderzyła ją jak obuchem i zobaczyłam, że jej mile wspomnienie o shake'u natychmiast się ulatnia. Nie mogłam jej wypytywać o wczorajszy wieczór.
– A może pokażesz mi swoją ostatnią szkolną księgę pamiątkową i opowiesz mi o swoich koleżankach? – zaproponowałam.
Wyjęłam czystą pościel z jej szafy i zaczęłam zmieniać tę na jej łóżku.
– Pewnie! – zawołała entuzjastycznie Eva. Zabrała się do przeszukiwania niskiej biblioteczki, wypełnionej książkami dla dzieci i rozmaitymi bibelotami. Nie panował tam szczególny porządek, więc nie zdziwiłam się, kiedy mi powiedziała, że nie może jej znaleźć. Zamiast tego przyniosła księgę pamiątkową sprzed dwóch lat i doskonale się bawiła, wymieniając mi imiona wszystkich dzieci uwiecznionych na wszystkich zdjęciach. Musiałam tylko się uśmiechać, kiwać głową i od czasu do czasu zapytać: „Naprawdę?” Najswobodniej, jak tylko potrafiłam, sama przejrzałam zawartość biblioteczki. Księgi pamiątkowej z ubiegłego roku nie było.
Oglądanie zdjęć koleżanek i kolegów wyraźnie Eve uspokoiło.
– Byłaś ostatnio u lekarza? – zapytałam ją mimochodem.
Читать дальше