– Wyglądasz cudownie – powiedziała Eve. – Na twój widok można paść trupem.
– Mam nadzieję, że niedosłownie.
– Chodzi o to, aby ludzi powalać, kochanie. Nie sądziłam, że muszę ci to wyjaśniać.
Shane wyszedł zza rogu, trzymając wielką stertę koszulek, z których każda miała obrazić kogoś w Morganville, i zatrzymał się na ich widok. Otworzył i zamknął usta. Eve się odsunęła, ale Shane nawet tego nie zauważył. Wpatrywał się w Claire i wyglądał tak, jakby oberwał w czoło patelnią.
– Jak wyglądam? – zapytała, co było idiotycznym pytaniem, biorąc pod uwagę, jak na nią patrzył.
Upuścił koszulki i pocałował ją, długo i słodko. Claire poczuła, jak radość zamienia się w niej w szaleństwo, dzikie i wolne.
Dwójka Gotów, w skórach, z kolcami i ufarbowanymi włosami, prychnęła i odeszła, najwyraźniej obrażona manifestowaniem tak wielkiej radości.
Kiedy Shane dał jej wreszcie odetchnąć, Claire powiedziała:
– Może jednak powinniśmy najpierw kupić rzeczy, a dopiero potem świętować?
– Po co czekać?
I znów ją pocałował.
Dallas było niesamowite. Te wszystkie światła, niesamowite budynki, ruch, hałas, ludzie. Po poranku spędzonym na zakupach Claire była kompletnie padnięta, zbyt zmęczona, by w pełni docenić, jak niesamowity mają hotel, z całym tym szkłem, marmurami i eleganckimi meblami. Michael miał być w studiu dopiero o ósmej wieczorem, więc padła na łóżko i zasnęła w ubraniu. Na długo. Kiedy się obudziła, Eve właśnie kończyła nakładać makijaż – wróciła do wizerunku gotyckiej dziewczyny – i upewniać się, że jej koronkowa mini w czaszki dobrze leży. Zdawało się, że jej nogi są dłuższe niż całe ciało Claire.
– Jej – wyszeptała Claire i usiadła. W lustrze zobaczyła, co upiornego stało się z jej fryzurą. – Aj…
– Prysznic jest niesamowity – powiedziała Eve i odwróciła się bokiem, wygładzając spódnicę. – Myślisz, że przesadziłam?
– Jak na Morganville, na pewno. A na Dallas? Nie mam pojęcia. Ale wyglądasz doskonale.
Eve uśmiechnęła się swoim sekretnym uśmiechem, oczy jej zalśniły.
Było oczywiste, że myśli o Michaelu.
Claire ziewnęła, zsunęła się z łóżka i poszła wypróbować prysznic. Pół godziny później włosy miała w jakim takim stanie, była czysta, wysuszona i ubrana w dżinsy i najładniejszą niebieską koszulkę, o której Shane powiedział, że mu się podoba. Zrobiła sobie nawet delikatny makijaż, ale i tak wiedziała, że w porównaniu z Eve będzie wyglądała jak myszka.
Dziesięć minut później Shane zapukał.do drzwi, a kiedy mu otworzyła, wyglądał na śpiącego, ale zadowolonego. Prosto spod prysznica – uwielbiała ten jego wygląd – włosy miał jeszcze bardziej rozwichrzone niż zwykle, jakby wytarł je ręcznikiem i o nich zapomniał. Wygładziła je, Shane ją pocałował i zawołał.
– Hej, Eve? Pociąg szaleńców rusza z peronu pierwszego!
– Już idę! – krzyknęła Eve i wyszła z łazienki, po raz kolejny wygładzając spódnicę.
Shane zamrugał, ale nic nie powiedział.
– Michael czeka. Boi się, że się spóźni.
– Nie ma obawy – odpowiedziała. – Dobrze wyglądam?
Jak dziewczyna rockmana?
– Nie – odparł Shane, a kiedy spojrzała na niego z urazą, zaśmiał się głośno. – Wyglądasz znacznie lepiej, groźna panno.
Posłała mu buziaka i wyszła na korytarz. Michael z niepokojem kręcił się przy windach. Pod ścianą leżał jego sprzęt. Miał dziwną minę, jakby zamknął się w sobie, ale kiedy tylko zobaczył Eve, rozpogodził się.
Claire westchnęła z radością, kiedy Michael pocałował swoją dziewczynę i pochylił się, aby coś jej szepnąć do ucha. Coś, co sprawiło, że Eve roześmiała się i przytuliła do niego mocniej.
Shane przewrócił oczami.
– Myślałem, że ci się spieszy, chłopie.
– Nigdy aż tak bardzo – stwierdził Michael i podniósł jedną z gitar.
Shane wziął drugą.
– No to ruszamy, Mikey. – Michael popatrzył tylko na niego. Shane zapewnił go: – Michael, dasz radę, wierz mi.
Michael nabrał głęboko powietrza, przybił piątkę i skinął głową, naciskając guzik windy.
Na dole czekał samochód – duży i czarny, prawie jak limuzyna, tylko mniej elegancki. Z kierowcą w czarnej marynarce. Pomógł wsiąść Eve, a następnie Claire. Michael i Shane usiedli naprzeciwko. Gitary, stwierdziła Claire, musiały wylądować w bagażniku.
Michael był blady. Ale w gruncie rzeczy kiedy nie był? Wyciągnął rękę i kiedy ruszyli, wziął dłoń Eve i powiedział:
– Wspaniała sukienka.
– Kocham cię – powiedziała, tak po prostu. Michael uniósł lekko brwi i się uśmiechnął.
– Właśnie przechodziłem do tej części.
– Wiem. – Eve poklepała go po ręku. – Wiem, ale jesteś facetem. Uznałam, że po prostu przejdę do rzeczy. Będziesz wspaniały.
Nie odzywali się więcej podczas tej krótkiej podróży. Samochód miał szklany dach, dzięki czemu mogli podziwiać niesamowite widoki, olbrzymie budynki i kolorowe światła. Claire czuła, jak serce jej wali. To działo się naprawdę. Nie wyobrażała sobie, co musi czuć Michael. Czuła się jak we śnie. Morganville zdawało się snem, takim, który przydarzył się komu innemu, a myśl o tym, że będą musieli opuścić tę rzeczywistość i wrócić do tamtej…
Shane nie musiał, przypomniała sobie Claire. Z ich czwórki tylko on mógł odejść, bo w Morganville nic go nie trzymało.
W każdym razie nic poza nią.
W studiu, które znajdowało się w budynku przemysłowym na skraju centrum, kierowca wypakował gitary i zaprowadził ich do środka, gdzie dwójka ludzi natychmiast skupiła się na Michaelu. Claire, Eve i Shane stali się nagle tylko osobami towarzyszącymi, co było zabawne i w jakiś sposób niesamowite, i podążali za ludźmi ze studia, którzy wyjaśniali wszystko Michaelowi.
Shane niósł obie gitary. Robił to z uśmiechem, co pozwalało zgadnąć, jak dumny jest ze swojego przyjaciela.
Michael wyglądał groźnie – skupiał się na każdym słowie i Claire widziała, że zmienia się już w rockmana, że na scenie będzie zupełnie inny niż na co dzień.
Przy drzwiach do studia nagraniowego jeden z pracowników odwrócił się i zatrzymał Eve, Claire i Shane'a.
– Wy musicie zaczekać w pokoju obok – powiedział. – Tamtymi drzwiami.
Wskazał grube metalowe drzwi z oknem i wziął od Shane'a gitary. Na koniec posłał im uśmiech.
– Będzie świetny. Wierzcie mi. Nie byłoby go tutaj, gdyby nie był.
– Oczywiście – odpowiedział Shane i zaprowadził dziewczyny do pokoju, który okazał się pokojem nagrań.
Potężny mężczyzna o niezwykle kręconych włosach siedział przy mikserze, który wydawał się bardziej skomplikowany niż wnętrze promu kosmicznego. Powiedział im „cześć" i wskazał miejsca na dużej pluszowej kanapie z tyłu pokoju.
Studio było niesamowitym miejscem, pełnym ludzi doskonale znających się na swojej robocie. Realizator dźwięku siedzący za gigantycznym, skomplikowanym mikserem był rozluźniony, spokojny i na luzie, a dwaj pracownicy, którzy po drugiej stronie szyby pomagali Michaelowi rozstawić sprzęt, sprawdzili kilka rzeczy i pozostawiwszy go samego, wyszli do reżyserki.
– Okej – odezwał się realizator i skinął na swoich dwóch asystentów, bo chyba taka była ich funkcja. Claire nie była pewna. – Popatrzmy, co potrafi. – Przesunął jakiś wskaźnik. – Michael? Zaczyna], jak będziesz gotów.
Zaczął od spokojnej piosenki. Grał ze spuszczoną głową. Claire widziała, że wszyscy w studiu słuchali z wielkim zainteresowaniem, kiedy Michael wczuł się w muzykę. Płynęła z niego, gładka jak jedwab, piękna, tak naturalna jak blask słońca. To był efekt gitary akustycznej i przyprawił Claire o łzy. Było w tym coś tak delikatnego i smutnego, i bolesnego. Kiedy skończył, przytrzymał ostatni akord przez dłuższy moment, po czym westchnął i usiadł z powrotem na stołku, patrząc na nich przez szybę.
Читать дальше