Na zewnątrz było wciąż ciemno, ale w powietrzu czuło się… że niedługo coś się zmieni. Jakby świat wciąż jeszcze śnił, ale śnił o tym, że się zbudzi. Powietrze było świeże i chłodne, a ciemność już odrobinę się rozjaśniała.
– Już niedługo świt – powiedział Michael. – To dobra i zła wiadomość.
– Dla nas dobra – odparł Shane. – No, nie licząc naszego towarzystwa.
– Nie ma jak przyjaciel.
– Jeśli zaczniesz płonąć, to wturlam cię w cień. Ale nie licz na więcej, jeśli chodzi o ratowanie twojego zadka.
Przez kilka chwil stali przed budynkiem i rozglądali się po okolicy. Pani Grant dała im mocne latarki diodowe, ale jakoś ich światło nie sięgało zbyt daleko w mrok. Claire pomyślała, że trzy metry dalej w ciemnościach może się czaić wszystko. I pewnie tak było.
Michael wyłączył latarkę i po prostu… zniknął. Według planu miał wyjść poza obręb światła i rozejrzeć się, czy nic im nie grozi. Takie skrzyżowanie zwiadowcy z przynętą. Chwilę później włączyła się krótkofalówka Claire – nie padły żadne słowa, tylko cichy sygnał elektroniczny.
– Ruszamy! – rzuciła. – Droga wolna.
Biegli, starając się patrzeć pod nogi w zdradliwym, ostrym świetle latarek. Blacke przypominało senny koszmar albo hollywoodzką dekorację do filmu katastroficznego – zniszczone budynki, porzucone samochody, pozamykane i ciemne budynki, wybite szyby w oknach. Nad wszystkim górowało wielkie gotyckie merostwo. Pomnik Hirama… jak mu tam… leżał w wysokiej trawie; Claire pomyślała, że właściwie to chyba najlepsze dla niego miejsce. Przynajmniej nie pochylał się niebezpiecznie i nie groził, że zwali się na ludzi. Szczególnie na nią, bo to byłaby najgorsza śmierć kwalifikująca do nagrody Darwina.
Dotarli do chodnika przy merostwie.
– Tędy – wskazał Shane. – Powinien być na tamtym rogu, naprzeciwko merostwa.
Michael nagle wyłonił się z cienia.
– Nadchodzą. Za nami i na lewo. Z tyłu merostwa.
– Uciekać! – krzyknął Shane i ruszyli. Światła latarek migotały, odbijając się od potłuczonego szkła i metalu. Metalowy płot wokół merostwa był powyginany i Shane musiał co chwilę robić uniki, aby nie nadziać się na ostre, pokryte rdzą ozdobne ornamenty ogrodzenia sterczące na wysokości jego twarzy. Claire potknęła się o jeden z metalowych prętów, który odpadł od ogrodzenia. Kopnęła go na bok, ale po chwili go podniosła.
– Nie zatrzymuj się – syknęła Eve i pociągnęła ją.
Metalowy pręt z ostrym zakończeniem w kształcie grotu strzały był ciężki, ale według Claire mógł się nadać jako włócznia. Claire udało się go przez chwilę trzymać w ręce, ale na następnym krawężniku znów się potknęła. Latarka wypadła jej z ręki i rozbiła się na ziemi. Błysnęła jeszcze mocniejszym światłem i zgasła.
Nagle pojawił się przy niej Michael, podał jej swoją latarkę i wziął od niej pręt.
– Biegnij dalej! – krzyknął i odwrócił się, aby pilnować tyłów. Eve spojrzała za siebie. W świetle białych diod jej twarz była niezwykle blada, a ciemne oczy wielkie i przerażone.
– Michael?
– Nie zatrzymuj się!
Został jakieś trzy czy cztery kroki za nimi i zniknął w ciemnościach. Claire usłyszała jakby warknięcie i coś jakby uderzenie ciała o ziemię.
A potem krzyk, wysoki i dziki.
Przed sobą w blasku latarki ujrzała fragment czegoś w kolorze wyblakłego różu. Był to pochylony, poruszający się ze zgrzytem drogowskaz. Claire nie była pewna, ale wydawało jej się, że rdzawe litery układają się w słowo „warsztat".
Kilka metrów dalej ujrzała budynek z surowej cegły, przed którym stało kilka starego typu dystrybutorów paliwa. Wyglądały, jakby nie działały od czasów dzieciństwa matki Claire. Szyby w oknach budynku były wybite, ale okna zasłonięte tak dokładnie, że nie dało się zajrzeć do środka.
Shane dobiegł do drzwi budynku – były podrapane i wypłowiałe, z metalowymi zawiasami – i zaczął w nie walić pięściami.
– Oliver! – krzyknął. – Kawaleria!
Zabawne, Claire nie czuła się specjalnie jak kawaleria. Że niby przy galopowali, strzelając z pistoletów, aby ratować sytuację, tak? Czuła się raczej jak ścigany królik. Serce jej waliło i mimo chłodu pociła się i trzęsła. A jeśli to pułapka?
Drzwi otworzyły się i z ciemności wysunęła się czyjaś ręka, która złapała Shane'a za koszulę i wciągnęła do środka.
– Nie! – Claire, widząc Shane'a wciąganego do środka, rzuciła się do przodu, unosząc wysoko latarkę. Nie mając czasu ani miejsca by naciągnąć łuk, rzuciła go na bok, wyciągnęła z kołczanu strzałę i zamachnęła się na wampira, który odciągał gdzieś Shane'a.
Oliver się odwrócił, warknął i wytrącił strzałę z ręki Claire, uderzając tak mocno, że aż jej dłoń zdrętwiała. Złapała powietrze i cofnęła się, bo Oliver… wyglądał przerażająco. Był brudny, w podartym ubraniu, a ramie i przód koszuli miał we krwi.
Na jego gardle była widoczna świeża rana, która powoli zaczynała się goić.
Claire uświadomiła sobie, że to jego krew. Coś… ktoś… go ugryzł. I prawie zabił.
– Do środka! – rzucił, gdy Eve podeszła do drzwi i zajrzała do środka. – Michael?
Michael złapał upuszczony przez Claire łuk i wepchnął Eve do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Zamknął duże, staroświeckie metalowe zasuwy i rzucił Claire łuk. Oliver wskazał na grubą deskę, którą Michael wsunął w uchwyty po obu stronach drzwi.
W tym samym momencie coś uderzyło w drzwi tak mocno, że metalowe bolce wygięły się, a deska pękła.
Na zewnątrz coś jęknęło i zaczęło drapać drzwi szponami.
Michaelowi nic się nie stało. A przynajmniej Claire niczego nie dostrzegła. Objął Eve i oboje podeszli do Claire, która stała przy Oliverze.
A Oliver wciąż trzymał Shane'a za koszulę, zaciskając pięść.
– Hej – odezwał się w końcu Shane. – Puszczaj! Ale już!
Oliver chyba w ogóle zapomniał, że trzyma Shane'a, ale gdy tylko odwrócił się w jego stronę, jego oczy przybrały ciemnoczerwoną barwę i rozbłysły, gdy Shane zaczai się szarpać.
– Przestań – powiedziała cicho Claire. – Stracił dużo krwi, nie jest sobą. Nie ruszaj się Shane.
Shane wziął głęboki wdech i spróbował się opanować, ale Claire widziała, ile go to kosztuje. Chciał walczyć, wyrwać się, uciec od tego głodu błyszczącego w oczach Olivera.
Ale tego nie zrobił. A Oliver po kilku trwających w nieskończoność sekundach puścił go i się odsunął, gwałtownie się odwrócił i uciekł.
Shane spojrzał na Claire. Przez moment widziała w je – go oczach prawdziwy strach. Ale po chwili uśmiechnął się i gestem palca wskazującego zbliżonego do kciuka pokazał odległość dwóch centymetrów.
– Było blisko.
– Może nie jesteś w jego typie – zasugerował żartobliwie Michael.
– Och, doszło do tego, że ot tak mnie obrażasz? – Shane mocno ścisnął dłoń Claire. Nie miał nic przeciwko temu, żeby Claire poczuła, jakie emocje wciąż nim targają, ale nie chciał, aby Michael to zauważył. – To co tu się, do licha, dzieje?
Z ciemności zaczęły wyłaniać się niewyraźne kształty. Claire i Shane szybko stanęli plecami do siebie. To samo uczynili Eve i Michael. We czwórkę mogli się bronić z każdej strony.
– Czajenie się to żadna odpowiedź – powiedział Shane. – Oliver? Pomożesz?
W odpowiedzi z cienia wyszedł Morley. Claire poczuła ulgę i zarazem wściekłość. Oczywiście, że to był Morley. Dlaczego wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Przecież był mistrzem czajenia się.
Читать дальше