– Mogłoby do ciebie wreszcie dotrzeć, że mogę – warknął. – Mogłabyś też zauważyć, że ten chłopak nie należy do mojej grupy. Czy to cię wcale nie niepokoi, Claire?
– Ja…
– A powinno. Bo poza wampirami, które mieszkają w Morganville, nie powinno być żadnych innych. Amelie, bez względu na to, co o niej myślisz, jest dokładna. Ci, którzy nie zgodzili się wziąć udziału w jej eksperymencie społecznym, zostali zabici. Nie ma na tym świecie żywych wampirów, których nie znam. – Trącił chłopaka butem. – Ale tego nie znam. Ani tej watahy szakali, która zeżarła mi właśnie zapasy.
– Watahy? – Claire spojrzała w górę i zamarła, zaskoczona kolejnym dochodzącym z góry łomotem. Morley zignorował ją i popędził jak strzała na górę. Dochodziły stamtąd krzyki.
– Hej, zaczekaj! Zjedli wasze… zapasy… nie chodzi ci o…
Zanim dokończyła, Morley dotarł na szczyt schodów i zniknął.
– Moich przyjaciół? – skończyła cicho, po czym zamrugała z niedowierzaniem, bo z ciemności wynurzyli się Michael i Shane.
Michael niósł Eve, która nadal wyglądała na nieprzytomną.
Zeszli szybko ze schodów. Claire wcale nie podobał się wyraz twarzy Michaela, ani Shane'a.
– Musimy iść – rzucił Michael. – Już. Natychmiast.
– A co z Oliverem? Co z Jasonem?
– Nie ma czasu. Ruszaj, Claire.
– Mój kołek…
– Zrobię ci nowy, śliczny i błyszczący… – obiecał Shane. Z trudem chwytał powietrze. Złapał ją za rękę i pociągnął kuśtykającą za Michaelem, który szedł w stronę pokoju z wybitym oknem, którym się tu dostali. – Wszystko w porządku?
– Pewnie. – Pohamowała jęk, kiedy znów źle postawiła chorą stopę. Czuła się na pewno lepiej niż ludzie na górze. – Co tam się dzieje?
– Morley ma wyjątkowo zły dzień – odpowiedział Michael. – Opowiemy później. Teraz musimy się stąd wydostać, zanim…
– Za późno – stwierdził cicho Shane, gdy z ciemności wyłoniły się dwa wampiry i zagrodziły całej czwórce drogę. Pierwszy był staruszkiem o szalonych oczach i burzy siwych włosów. Drugi był młody, w koszulce piłkarskiej – pewnie był z tej samej drużyny, co ten, którego dźgnęła Claire. Był wyższy i potężniejszy od Shane'a. Podobnie jak starzec wyglądał dziwnie… Wyglądał na szalonego, nawet jak na wampira.
– Daj – skamlał starzec dziwnym, ochrypłym głosem. – Daj.
– O cholera, to trochę okropne – powiedział Shane. – No dobra, ktoś ma jakiś pomysł?
– Tutaj! – Michael kopnął drzwi po drugiej stronie korytarza i otworzył z okropnym zgrzytem zawiasów. Shane pchnął Claire do pokoju. Michael skoczył za nimi i zatrzasnął drzwi przed nosami wampirów. Oparł się o nie plecami i krzyknął:
– Barykadować!
– Robi się! – Shane skinął na Claire, żeby złapała z drugiej strony ciężkie biurko, które przeciągnęli w stronę drzwi.
Michael, z Eve w ramionach, wskoczył bez trudu na blat i zeskoczył z drugiej strony, gdy je przeciągali.
– Myślisz, że to wystarczy?
– Nie ma mowy. Widziałeś tego faceta?
Eve zaczęła się kręcić w jego ramionach i coś mamrotać. Spojrzał na nią z niepokojem. Kiedy odwróciła głowę, Claire zobaczyła zmierzwione w jednym miejscu włosy i prawie niewidoczną krew.
– Co się stało?
Michael pokręcił głową.
– Nie wiem.
– Naraziła się Morleyowi – wyjaśnił Shane. – Uderzył ją i poleciała na ścianę. Trafiła głową w róg. Myślałem… – Zamilkł na chwilę. – Wystraszyła mnie na śmierć. Ale nic jej nie jest, prawda?
– Nie wiem – powiedział Michael.
– No to użyj swoich nadprzyrodzonych mocy!
– Idioto, jestem tylko wampirem! Nie mam rentgena w oczach.
– Też mi superpotwór – westchnął Shane. – Stary, przypomnij mi, żebym cię wymienił na wilkołaka. Byłby pewnie teraz bardziej przydatny.
Claire zignorowała chłopaków i przeszła na drugą stronę pokoju pokrytego kurzem i martwymi owadami. Odblokowała jedno skrzydło okna, ale wcale nie chciało się ruszyć. Zorientowała się, że po drugiej stronie są okropnie brudne żelazne kraty.
– Michael, dasz radę je wyważyć?
– Może… Proszę, potrzymaj ją. – Podał Eve Shane'owi, który utrzymał ją na rękach z dużo większym trudem.
Spojrzał na skąpane w słońcu kraty. – To może być pewien problem.
Wciąż miał na sobie skórzaną kurtkę, ale rękawiczki miał w strzępach – wyglądały, jakby ktoś je rozszarpał pazurami. Przez dziury było widać jego bladą skórę.
Shane, który opierał się o biurko taranujące drzwi, prawie się przewrócił, kiedy wampiry z drugiej strony spróbowały wedrzeć się do wnętrza. Biurko przesunęło się kilkanaście centymetrów, nim Shane zaparł się nogami i zaczął je pchać z powrotem. Przesuwało się powoli centymetr po centymetrze i w końcu Shane'owi udało się przycisnąć je do drzwi, przytrzaskując ręce starego wampira.
– Myślcie szybko! – krzyknął Shane. – Kończy nam się czas!
Michael wziął głęboki oddech, złapał jedną ze starych zakurzonych zasłon i szarpnął nią w dół. Następnie owinął nią obie dłonie i chwycił kraty. Mimo jego starań, gdy uniósł dłonie, rękawy płaszcza opadły i Claire zobaczyła, jak zaczerwieniona od słońca skóra zaczyna skwierczeć. Michael aż zatrząsł się z wysiłku, ale słońce go pokonało. Puścił kraty i cofnął się, dysząc. Oczy mu poczerwieniały i rzucały wściekłe błyski.
– Do cholery! – krzyknął i kopnął w kraty. To okazało się skuteczniejsze. Buty i dżinsy lepiej chroniły przed słońcem, a kopniak wygiął kraty i naderwał śruby.
Nie zdążył kopnąć drugi raz, gdy wampiry po drugiej stronie drzwi znów zaatakowały, tym razem tak skutecznie, że biurko wyjechało aż na środek pokoju, a Shane poleciał na Claire. Michael obrócił się w samą porę, by stanąć twarzą w twarz z młodszym wampirem.
Michael był szybki, ale tego dnia słońce mocno go osłabiło. Obcy wampir zaatakował pierwszy, uderzając tak mocno, że Michael zatoczył się aż na przeciwległą ścianę. Szybko się otrząsnął i poderwał na nogi, podczas gdy krwiożerczy sportowiec rzucił się na Claire.
Michael złapał go za tył koszuli i szarpnął tak mocno, że tamten zwalił się na plecy. Przycisnął go kolanem do podłogi, ale to nie wystarczyło. W tym czasie drugi wampir, starzec, wszedł do pokoju, powłócząc nogami i uśmiechając się półgębkiem. Zdawał się jeszcze bardziej martwy niż większość wampirów i Claire miała wrażenie, że w jego chaotycznych ruchach dostrzega coś znajomego… coś…
Nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo starzec rzucił się na nich jak jakiś obrzydliwy pająk, wyciągając ręce z rozcapierzonymi jak szpony palcami. Shane odskoczył, nie wypuszczając z rąk Eve. Dzięki temu Shane i Eve znaleźli się bliżej drzwi. Shane rzucił za siebie zrozpaczone spojrzenie, po czym wyskoczył z pokoju.
– Claire, uciekaj! – krzyknął Michael. – Biegnij!
– Nie mogę biec – odpowiedziała z żalem. Kuśtykanie raczej nie miało sensu. Oba wampiry mogły ją w każdej chwili dopaść. Krok za krokiem odsuwała się od starego wampira i kierowała w stronę okna.
Najwyraźniej nie zorientował się, co planuje Claire, dopóki nie wszedł w snop światła i nie zaczął płonąć. Ale nawet wtedy musiało minąć kilka sekund, nim zorientował się, co się dzieje. Szedł dalej w jej stronę, podczas gdy jego skóra przybierała kolor różowy, następnie czerwony, aż wreszcie zaczęła dymić.
Dopiero wtedy zawył i skoczył w cień.
Читать дальше