Kiedy się skończyła, Claire nadal huczało w uszach, ale nie dbała o to. Razem z Shane'em i Eve klaskała, wrzeszczała i gwizdała, a Michael poważnie się ukłonił, po czym wyłączył amplituner i odłączył kabel. Shane wstał i przybił z nim piątkę.
– To było niesamowite, stary. Jak ty to robisz?
– Nie mam pojęcia. – Odpowiedział Michael. – Hej, Claire. Jak tam rodzice?
– Dobrze. Tata mówi, że mogę oficjalnie wprowadzić się z powrotem.
Nie żeby kiedykolwiek się tak naprawdę wyprowadziła.
– Wiedziałam, że ich przekonamy – odezwała się Eve. – W końcu jesteśmy naprawdę świetni.
I tym razem to Eve przybiła piątkę Shane'owi.
– Przynajmniej jak na paczkę pokręconych wariatów i ciamajd.
– Do której grupy należysz? – zapytał Shane. Trzepnęła go. – A tak, ciamajd. Dzięki za przypomnienie.
Claire sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego przepustki, które przyniósł jej Myrnin.
– Ehm… dostałam je dzisiaj. Czy ktoś może mi to wyjaśnić?
Michael podszedł do niej z wampirzą prędkością i wyrwał jej kopertę z rąk. Rozłożył przepustki i patrzył na nie zadziwiony.
– Ale… nie sądziłem…
– Najwyraźniej ktoś się zgodził – odezwała się Claire. – Eve?
Eve się skrzywiła.
– Co? Co to jest?
– Przepustki – odpowiedział Michael. – Żeby wyjechać z miasta. Żeby pojechać do Dallas. Na próbne nagranie.
– Dla ciebie?
– Dla nas wszystkich. – Michael podniósł wzrok i się uśmiechnął. – Wiecie, co to znaczy?
Shane odrzucił głowę do tyłu i zawył jak wilk.
– Wycieczka! Super!
Michael objął Eve, która przylepiła się do niego, opierając bladą trójkątną twarz na jego piersi i oplatając go rękami w pasie. Claire zobaczyła, jak przyjaciółka zamyka oczy i na jej twarzy pojawiają się spokój i radość. Po czym otworzyła je gwałtownie.
– Chwila. Ja nigdy… to znaczy… Na zewnątrz? Poza Morganville? Do Dallas? Ty chyba nie mówisz serio? Podniósł przepustkę z jej nazwiskiem:
– Jest podpisana. Ważna.
– Pozwalają nam opuścić miasto? Oszaleli? Jak wreszcie dotrę do sklepów w Dallas, to nie sądzę, aby chciało mi się wracać do domu. – Eve się skrzywiła. – I nie wierzę, że właśnie pomyślałam o Morganville jak o domu. Nie sądziłam, że jestem taka beznadziejna.
– No, okropnie – stwierdził Shane. – Ale musimy wrócić, prawda?
– Tak – odpowiedział Michael. – No, ja muszę. Nie mam gdzie się podziać. Ale wy…
– Przestań – przerwała mu Eve i zasłoniła mu usta ręką, by wzmocnić zakaz. – Natychmiast przestań. Proszę.
Spojrzał na nią i ich spojrzenia się skrzyżowały. Odsunął jej dłoń od ust, po czym uniósł delikatnie jej rękę i złożył na czubkach jej palców długi pocałunek. To była jedna z najbardziej seksownych rzeczy, jakie Claire kiedykolwiek widziała – przepełniona miłością, słodyczą i oddaniem. A sądząc z miny Eve, była to też jedna z najbardziej seksownych rzeczy, które i ona widziała.
– Pogadamy o tym w drodze – oznajmił Michael. – Przepustki są ważne przez tydzień. Podzwonię trochę i ustalę, kiedy mam się pojawić w studiu.
Eve skinęła głową. Claire miała wątpliwości, czy jej koleżanka byłaby w stanie wydobyć teraz z siebie głos.
– Hej – odezwał się Shane i dał Claire prztyczka w nos. – Obudź się.
– Co? Co!
– Naprawdę, masz to spojrzenie panienki – którą – trafił – romantyczny – moment. Uspokój się.
– Kretyn.
Wzruszył ramionami.
– Nie jestem romantycznym gościem. Jak chcesz takiego, to umawiaj się z Michaelem.
– Nie! – stwierdziła marzycielsko Eve. – Mój.
– Spadł mi poziom cukru we krwi – powiedział Shane. – Robi się późno, Claire musi iść jutro do szkoły, a ja mam przed sobą długi dzień siekania mięsa…
– My tu jeszcze zostaniemy – rzucił Michael. On i Eve nadal nie odrywali od siebie wzroku.
– Na to na pewno nie będę patrzył. – Shane wziął Claire za rękę. – Na górę?
Skinęła głową, zarzuciła plecak na ramię i poszła za nim. Shane otworzył drzwi do swojego pokoju, odwrócił się i podniósł jej dłoń do ust. Ale jej nie pocałował. W jego ciemnych oczach czaił się uśmiech.
– Kretyn – powtórzyła, tym razem bardziej stanowczo. – Nie byłbyś w stanie zachować się romantycznie, nawet gdyby zależało od tego twoje życie.
– A wiesz, co jest fajne? Większość drani nie prosi o to, żeby być romantycznym na rozkaz, więc to raczej nie ma znaczenia.
– Tylko dziewczyny by tego chciały.
– No, je można by zakwalifikować do arcydrani. Ale tylko jeśli mają tajemną podziemną bazę. Czekaj… Twoim szefem jest szalony naukowiec, a laboratorium…
– Daruj sobie. – Pacnęła go w ramię. – Pocałujesz mnie na dobranoc czy nie?
– Widzisz? Romantyczny na rozkaz.
– Świetnie. – Tym razem Claire naprawdę się zirytowała. – To nie. Dobranoc.
Odwróciła się na pięcie i poszła do swojego pokoju, otworzyła drzwi, trzasnęła za sobą z hukiem i padła na łóżko, nie zawracając sobie głowy zapalaniem światła. Po kilku chwilach przypomniała sobie, że w Morganville takie zachowanie to nie najlepszy pomysł i zapaliła przy łóżku lampkę w stylu Tiffany'ego. Kolorowe światło tworzyło wzory na drewnie, ścianach, jej skórze.
W cieniu nie kryły się żadne potwory. Była zbyt zmęczona, by sprawdzić, czy jakieś są pod łóżkiem albo w szafie.
– Kretyn – powiedziała jeszcze raz, po czym zakryła sobie twarz poduszką i wykrzyczała w nią sfrustrowana. – Shane Collins to kretyn!
Przestała, słysząc pukanie do drzwi. Odłożyła poduszkę i czekała, nasłuchując.
Znowu pukanie.
– Jesteś kretynem! – krzyknęła.
– Wiem – zgodził się Shane. – Mogę ci to jakoś wynagrodzić?
– Tak jakbyś umiał.
– Daj mi szansę.
Westchnęła, ześlizgnęła się z łóżka i otworzyła drzwi. Za nimi oczywiście stał Shane. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i powiedział:
– Usiądź.
– Co robisz?
– Po prostu usiądź.
Usiadła na brzegu łóżka i zmarszczyła brwi. Naprawdę zachowywał się zupełnie inaczej, kompletna odwrotność złośliwego nastolatka, jakim był przed chwilą.
Wydawał się bardziej… dorosły.
– Kiedy byłaś w szpitalu, po tym jak Dean… no wiesz. – Przeszedł go dreszcz. – Byłaś trochę otumaniona lekami. Nie jestem pewien, co z tego pamiętasz.
Tak naprawdę nie pamiętała za wiele. Chłopak o imieniu Dean porwał ją i dość mocno pokiereszował. Straciła sporo krwi i dostała coś na koszmary. Pamiętała, że wszyscy przychodzili ją odwiedzać – mama, tata, Eve, Michael, Shane. Nawet Myrnin. Nawet Amelie i Oliver.
Shane… Siedział tam z nią. Powiedział…
Tak naprawdę nie pamiętała, co powiedział.
– W każdym razie powiedziałem, że to musi poczekać.
Myślę, że już poczekało.
Wyciągnął z kieszeni małe jedwabne pudełeczko, a serce Claire… zamarło. Myślała, że zemdleje. Było jej gorąco w głowę, a całe ciało miała zimne. Była tylko w stanie patrzeć na pudełeczko.
On nie… On nie mógł…
A może?
Shane także patrzył na pudełeczko. Nieustannie obracał je w palcach.
– To nie to, co myślisz – powiedział. – To nie… posłuchaj. To pierścionek, ale nie chcę, żebyś myślała…
Otworzył pudełeczko i pokazał jej, co jest w środku. Był to piękny pierścionek, srebrny, z czerwonym kamieniem w kształcie serca, przytrzymywanym w dłoniach.
Читать дальше