Po chwili przerwy odezwał się Juhle.
– Pani siostra powiedziała nam, że spędziła u pani całą noc – we wcześniejszej rozmowie z Jeannette Juhle i Shiu ostrożnie unikali dania jej do zrozumienia, że jest podejrzaną – tak naprawdę, główną podejrzaną – o dokonanie morderstwa. Być może w wersjach sióstr będzie jakaś rozbieżność. – Mogłaby pani prześledzić z nami ten czas?
– Po co, na Boga? – jej zaskoczenie było w pewien sposób przyjemne. Od chwili morderstwa Juhle był niemal pewien, nie rozmawiały ze sobą na temat alibi Jeannette.
Dawało mu to wolną rękę i wykorzystał to.
– Jeannette powiedziała nam, że wyjechała z miasta około czwartej, by uniknąć korków. Czy pamięta pani, o której się spotkałyście?
– To śmieszne – powiedziała Waverly, oczy błyszczały jej ze złości. – Jeannette nie zabiła George’a. Nie wiedziała, że spotykał się z tą dziewczyną – potrząsnęła głową, przeczesała palcami włosy. – Ale w porządku. Była… Przyjechałam do domu o zwyczajnej porze, czyli około siódmej.
– I tam się spotkałyście? U pani w domu? – spytał Juhle.
– Tak.
– A więc była tam, gdy pani przyjechała? – Shiu chciał wyraźnego potwierdzenia.
– Nie – rzuciła im obu wyzywające spojrzenie. – Pracuję cały dzień. Zazwyczaj nie mam w domu dużo jedzenia, a kiedy Jeannette przyjeżdża, często idzie na zakupy, abyśmy mogły coś razem ugotować.
Juhle nie zmniejszył nacisku.
– Czy to właśnie zrobiła tamtego wieczora?
– Tak. Shiu:
– I o której wróciła do domu? Po zakupach?
– Nie jestem pewna. Juhle:
– Ale nie było jej, kiedy pani przyjechała?
– Już powiedziałam, że nie. Shiu:
– Była pani po pracy. Nalała sobie pani drinka po powrocie do domu? Albo wzięła prysznic? Sprawdziła pocztę? Pamięta pani?
Wciąż wyraźnie przygnębiona tym sposobem przesłuchiwania, Waverly niemniej jednak usiadła głębiej na kanapie i zastanowiła się. Wreszcie odkręciła wodę i wzięła duży łyk.
– Zaparkowałam na podjeździe, wyjęłam pocztę, weszłam do środka i z porannych pozostałości zrobiłam sobie mrożoną kawę. Jeannette zadzwoniła do mnie z komórki.
Juhle na ułamek sekundy zerknął na partnera.
– O co chodziło?
– Nie wiedziała, czy mam jakieś schłodzone wino, a zapomniała kupić. Zadzwoniła z prośbą, bym sprawdziła, co też zrobiłam, i nie miałyśmy żadnego, więc powiedziała, że wstąpi do „Adriano” i weźmie butelkę. „Adriano” jest tuż obok 101, następny zjazd.
– Więc dziesięć minut? – sprecyzował Juhle.
– Możliwe, owszem.
– I dziesięć z powrotem – dodał Shiu. – Kiedy zatem przyjechała do pani?
Pytanie wyprowadziło ją z równowagi.
– Cóż, jeśli wyjechała z miasta około czwartej, jak powiedziała, to przyjechała tam pewnie około czwartej czterdzieści pięć. Możliwe, że któryś z sąsiadów ją widział. Moglibyście ich spytać.
– Spytamy – Juhle mówił łagodnym tonem. – Oczywiście, że spytamy.
– Potem, jak już mówiłam, wyszła na zakupy. Juhle nie ustępował.
– Ale nie dojechała do pani domu aż do ósmej, może ósmej trzydzieści. Zgadza się, mniej więcej? Czy było już ciemno, przypomina pani sobie?
Waverly oparła się i zamknęła oczy. W końcu powiedziała:
– Było ciemno. Pamiętam, ponieważ gdy podjechała, wyszła się przywitać i zobaczyłam, że zapomniała wyłączyć światła.
W drodze do Novato Shiu powiedział:
– A więc zapomniała sprawdzić, czy mają wino, potem zapomniała je kupić, a później zapomniała wyłączyć światła…
– Coś innego zaprzątało jej głowę.
Popołudnie było jasne, chmur niewiele. Juhle spojrzał na Zatokę i niemal pozwolił sobie na myśl, iż czeka ich ładna pogoda.
– Ta kobieta – powiedział – jej siostra – to naturalny afrodyzjak.
– Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego – powiedział Shiu.
– Mam jedno dla ciebie – odparł Juhle. – Co powiesz na: „Nie będziesz mówił nie będziesz” - Poza tym, nie jest mężatką. Zatem nie jest żoną żadnego bliźniego.
– Ale ty masz żonę.
– Jeju, dzięki Shiu, przez chwilę jakoś zapomniałem. Nie pożądam jej, cokolwiek to dla ciebie, do diabła, znaczy. Zwyczajnie skomentowałem, że to naturalny afrodyzjak. To nasz zjazd.
– Wiem.
„Adriano” był małym sklepem monopolowym w kolejnym centrum handlowym hrabstwa Marin, którego parking wypełniały w niewiarygodnej części luksusowe samochody. Shiu zaparkował dokładnie naprzeciwko drzwi i inspektorzy weszli do środka. W tle płynęła muzyka klasyczna, a gdy przekroczyli próg, rozległ się dzwonek. Z zaplecza wyszedł dobrze ubrany, niski, siwy mężczyzna o zadbanych wąsach.
Po przedstawieniu się, okazało się, że choć raz wszystko może być proste. Pan Adriano powiedział, że w sklepie pracuje sam. Sześć dni w tygodniu. Poza nim nikt nie ma dostępu do kasy.
Oczywiście zna panią Palmer z widzenia. Była u niego wielokrotnie z Vanessa Waverly.
– Jej siostra, prawda?
Ale chętniej porozmawiałby o Vanessie. Tak między nimi – poznali ją? Mamma mia!
– Z radością oddałbym moje lewe jądro za jedną noc, wiecie panowie, co mam na myśli? Choć obawiam się, że musiałbym ustawić się w bardzo długiej kolejce. Ale, co chcą panowie wiedzieć o jej siostrze, pani Palmer? Jeanne?
– Jeannette – poprawił Shiu.
– A tak, Jeannette. Muszę zapamiętać – jego zwyczajowy uśmiech zbladł. Nagły przebłysk pamięci spowodował, że przyłożył dwa palce do czoła. – Właśnie do mnie dotarło. Panowie. Sędzia. Jej mąż, prawda?
– Obawiam się, że tak, proszę pana. Czy pamięta pan, kiedy była tu po raz ostatni? Pani Palmer – spytał Juhle.
Przez chwilę Adriano drapał się po policzku.
– Na pewno nie ostatnio, nie sądzę. Chyba z miesiąc temu.
– Nie przed dwoma dniami? – spytał Shiu.
– O nie. Na pewno nie.
– Jest pan pewien? W porze kolacji? Około ósmej.
– Nie – odparł mężczyzna, wpatrując się przed siebie. – Mogła wejść i nic nie kupić, jeśli mnie tu nie było i potem może wyszła. Mogłem to przegapić. Zawsze staram się nasłuchiwać dzwoneczka i wychodzić, kiedy pracuję na zapleczu. Ale nie kupiła nic, co miałbym w kasie. I o ósmej nie jest tu zbyt gęsto. Oczywiście
– na jego twarzy ponownie pojawił się szelmowski uśmiech – jeśli schowała się i ukradła butelkę…
– Nie – powiedział Juhle – nie zrobiłaby tego.
– W takim razie, przykro mi – odparł Adriano – nie widziałem jej.
– Nie ma jak w domu – powiedziała Parisi. – Jeśli chcesz, to możesz wejść na dziesięć minut i oddam ci od razu ubrania.
– Mogę je później odebrać. Albo możesz mi je podrzucić.
– Ale oboje już tu jesteśmy.
– Dobra wygrałaś.
Parisi mieszkała w wolno stojącym, jednopiętrowym domu przylegającym do małego parku niemal na samej północy Larkin, przecznicę od, jak się okazało, placu Ghirardelli. Dom był pokryty stiukiem w hiszpańskim stylu, z wąskim paskiem trawnika z przodu i zadaszonym gankiem prowadzącym do drzwi wejściowych. Pomiędzy podjazdem Parisi a jej sąsiadów było miejsce do parkowania. Miało rozmiar pudełka do butów, ale to z takiego właśnie powodu Hunt kupił coopera.
– Masz dom? – spytał, gdy wysiedli z samochodu. – W jaki sposób można w obecnych czasach dochrapać się domu w San Francisco?
– Powiedział człowiek, który mieszka w magazynie.
Читать дальше