Jabba szybko spojrzał na ekran. Na zewnątrz koncentrycznych kręgów pojawiły się dwie cienkie linie. Wyglądały jak plemniki usiłujące dostać się do niechętnej komórki jajowej.
– Wyczuły krew w wodzie, proszę państwa. – Jabba zwrócił się do dyrektora. – Konieczna jest decyzja. Albo zaczniemy wyłączać teraz, albo nie zdążymy. Gdy tylko ci dwaj zorientują się, że padł komputerowy bastion zewnętrzny, wydadzą okrzyk wojenny.
Fontaine nie odpowiedział. Był pogrążony w myślach. Wiadomość o kluczu w Hiszpanii wydawała się bardzo obiecująca. Jeszcze raz spojrzał na Susan Fletcher. Wyglądała tak, jakby zamknęła się we własnym świecie. Siedziała na fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach. Fontaine nie wiedział, co spowodowało taką reakcję, ale nie miał czasu się tym zająć.
– Proszę o decyzję! – naciskał Jabba. – Teraz!
– W porządku – odrzekł Fontaine, podnosząc głowę. – Masz decyzję. Nie wyłączamy banku danych. Jeszcze poczekamy.
– Co takiego? – Jabbie opadła szczęka. – Ależ to jest…
– Hazard – przerwał mu dyrektor. – Może wygramy. – Wziął telefon komórkowy Jabby i nacisnął kilka guzików. – Midge – powiedział. – Tu Leland Fontaine. Słuchaj uważnie…
– Lepiej niech się pan zastanowi, co pan robi, dyrektorze – syknął Jabba. – Za chwilę nie będziemy już mieli czasu, żeby wyłączyć bank danych.
Fontaine milczał.
W tym momencie, jakby na sygnał, do ośrodka sterowania wbiegła Midge. Z trudem łapiąc oddech, weszła na podium.
– Dyrektorze! Centrala już łączy!
Fontaine zwrócił się w stronę ekranu na przedniej ścianie. Piętnaście sekund później ekran ożył.
Początkowo obraz był zaśnieżony i niewyraźny, ale stopniowo ostrość się poprawiała. System cyfrowej transmisji QuickTime pozwalał na przesłanie tylko pięciu obrazów na sekundę. Na ekranie pojawili się dwaj mężczyźni. Jeden był bladym, krótko ostrzyżonym brunetem, drugi, blondyn, sprawiał wrażenie typowego Amerykanina. Siedzieli przed kamerą jak dwaj spikerzy telewizyjni, oczekujący na początek programu.
– Do diabła, a to co takiego? – spytał Jabba.
– Siedź cicho! – rozkazał Fontaine.
Dwaj mężczyźni najwyraźniej znajdowali się w jakiejś furgonetce. Wszędzie widać było kable i urządzenia elektroniczne. Po sekundzie włączyła się fonia. Słychać było jakieś hałasy.
– Odbieramy sygnały radiowe – zameldował ktoś. – Za pięć sekund będzie połączenie dwukierunkowe.
– Co to za ludzie? – spytał niechętnie Brinkerhoff.
– Oczy w niebie – odpowiedział Fontaine, patrząc na mężczyzn, których wysłał do Hiszpanii. To był konieczny środek ostrożności. Fontaine zaaprobował niemal wszystkie elementy planu Strathmore’a… pożałowania godną konieczność wyeliminowania Tankada, modyfikację Cyfrowej Twierdzy… to wszystko wydawało mu się w porządku. Jego niepokój wzbudziła tylko jedna sprawa: Strathmore chciał wykorzystać Hulohota. Hulohot był wytrawnym profesjonalistą, ale najemnikiem. Czy można mu było zaufać? Czy nie zechce przejąć klucza? Fontaine wolał go pilnować, dlatego poczynił odpowiednie kroki.
– Wykluczone! – krzyknął do kamery krótko ostrzyżony brunet. – Mamy swoje rozkazy! Mamy meldować dyrektorowi Lelandowi Fontaine’owi, i tylko jemu!
– Pan nie wie, kim jestem, prawda? – Fontaine był nieco rozbawiony.
– To chyba nie ma znaczenia! – zapalczywie rzucił blondyn.
– Pozwolą panowie, że wyjaśnię – odrzekł Fontaine. – Chciałbym od razu coś wytłumaczyć.
Kilka sekund później dwaj mężczyźni, zaczerwienieni, całkowicie zmienili front.
– D… dyrektorze – wyjąkał blondyn. – Nazywam się Coliander, jestem agentem. A to agent Smith.
– Doskonale – powiedział Fontaine. – Teraz meldujcie.
Susan Fletcher siedziała z tyłu i usiłowała przełamać dławiące ją poczucie kompletnej samotności. Zamknęła oczy. Słyszała dzwonienie w uszach. Płakała. Była cała odrętwiała. Prawie do niej nie docierało, co się dzieje w ośrodku sterowania.
Zebrani na podium niecierpliwie słuchali relacji agenta Smitha.
– Zgodnie z rozkazami, dyrektorze – zaczął – od dwóch dni jesteśmy w Sewilli. Początkowo śledziliśmy Ensei Tankada.
– Proszę opowiedzieć, jak został zabity – przynaglił go Fontaine.
– Obserwowaliśmy zdarzenie z furgonetki, z odległości czterdziestu pięciu metrów. Samo morderstwo poszło gładko. Hulohot okazał się profesjonalistą. Później jednak jego plan zawiódł. Pojawili się jacyś ludzie i nie zdobył poszukiwanego przedmiotu.
Fontaine kiwnął głową. Agenci powiadomili go, gdy był jeszcze w Ameryce Południowej, że są pewne kłopoty. Właśnie dlatego postanowił przerwać podróż i szybko wrócić.
– Zgodnie z pana rozkazami zajęliśmy się Hulohotem – głos zabrał Coliander. – On nawet nie próbował dostać się do kostnicy. Zamiast tego zaczął śledzić jakiegoś innego faceta. Wyglądał na cywila. W marynarce i krawacie.
– Cywil? – zastanowił się Fontaine. To wyglądało na zagranie Strathmore’a… chciał widocznie ograniczyć zaangażowanie NSA.
– Przestają działać filtry FTP! – krzyknął jeden z techników.
– Potrzebujemy tego przedmiotu – oświadczył Fontaine. – Gdzie jest teraz Hulohot?
– Hm… – Smith spojrzał za siebie. – Mamy go tutaj, proszę pana.
– Gdzie? – ucieszył się Fontaine. To była najlepsza wiadomość, jaką usłyszał tego dnia.
Smith wziął do ręki kamerę i poprawił ustawienie obiektywu. Po chwili na ekranie pojawił się obraz dwóch mężczyzn siedzących na podłodze i opartych bezwładnie o tylne drzwiczki. Ten z lewej był wysoki i miał na nosie okulary w drucianej oprawie; drugi wydawał się młodszy, miał długie, ciemne włosy i zakrwawioną koszulę.
– Hulohot to ten z lewej – powiedział Smith.
– Nie żyje? – spytał dyrektor.
– Tak, proszę pana.
Fontaine wiedział, że nie pora na wyjaśnienia. Rzucił okiem na diagram przedstawiający słabnące osłony banku danych.
– Panie Smith – powiedział powoli i wyraźnie. – Poszukiwany przedmiot. Potrzebuję go, i to teraz.
– Panie dyrektorze – wyjaśnił Smith z wyraźnym zażenowaniem. – Nie mamy pojęcia, co to za przedmiot. Musimy wiedzieć, czego szukać.
– No to szukajcie! – polecił Fontaine po udzieleniu niezbędnych wyjaśnień.
Dyrektor przyglądał się z niepokojem, jak dwaj agenci przeszukują obu mężczyzn, aby zdobyć losową listę cyfr i liter.
– Boże, nie mogą znaleźć – jęknął Jabba. – Koniec z nami!
– Straciliśmy filtry FTP! – krzyknął technik. – Trzecia osłona została zdjęta!
Na ekranie pojawił się agent Smith. Rozłożył bezradnie ręce.
– Proszę pana, nie ma tu klucza. Przeszukaliśmy obu. Kieszenie, ubrania, portfele. Nic nie znaleźliśmy. Hulohot używał komputera Monocle. Sprawdziliśmy, ale najwyraźniej nie przesyłał niczego, co wyglądałoby na losowy ciąg znaków… tylko nazwiska zabitych.
– Niech to diabli! – zaklął Fontaine. Nagle przestał panować nad nerwami. – Musi gdzieś być! Szukajcie dalej!
Jabba najwyraźniej uznał, że to wystarczy. Fontaine zaryzykował i przegrał. Teraz on przejął inicjatywę. Zszedł z podium i zaczął wykrzykiwać polecenia programistom.
– Otworzyć pomocnicze programy! Zaczynamy wyłączać! Szybko!
Читать дальше