Uwielbiał wyobrażać sobie maleńkie ludziki zapełniające dom; czasami wydawali mu się tak prawdziwi, że niemal ich widział. Przemawiał za nich różnymi głosami i wszystkie sam wymyślił. Stanowili oni królewską rodzinę. Był więc król Roger, wielce potężny i odważny (chociaż niezbyt wysoki i o krzywych nogach), który niegdyś zabił smoka. Była też piękna królowa Sara, jego żona, a także ich mały synek, Piotruś, który ich kochał i był kochany. Nie mówiąc już o wszystkich wymyślonych sługach, którzy słali łóżka, palili w piecu, przynosili wodę, gotowali posiłki i łatali ubrania.
Ponieważ był chłopcem, niektóre z historii, jakie wymyślał w związku z domem, okazywały się nieco bardziej krwiożercze niż opowieści, jakie układała Sasha jako mała dziewczynka. W jednej z nich piraci anduańscy otoczyli dom pragnąc wedrzeć się do środka i wymordować całą rodzinę. Była to przesławna bitwa. Dziesiątki piratów zabito, ale w końcu okazało się, że jest ich jednak za dużo. Szykowali się do ostatniego ataku. Ale zanim ruszyli do akcji, królewska straż przyboczna – tę rolę odegrały ołowiane żołnierzyki Piotra – nadeszła i zgładziła przeklęte anduańskie wilki morskie co do jednego. W innym opowiadaniu smoki zagnieździły się w pobliskim lesie (zazwyczaj pobliski las znajdował się pod kanapą Sashy przy oknie) i chciały spalić dom swym wściekłym oddechem. Ale Roger i Piotruś wypadli ze swoimi łukami i zabili je wszystkie. – Aż ziemia poczerniała od ich ohydnej krwi – opowiadał Piotr ojcu, królowi, przy kolacji, a Roland wydał ryk aprobaty.
Po śmierci Sashy Flagg powiedział Rolandowi, że jego zdaniem chłopiec nie powinien bawić się domami lalek. Może stać się zniewieściały. No i nie byłoby dobrze, gdyby rozeszło się to pośród ludzi. A takie historie zawsze się rozchodzą. Zamek jest pełen służby. Służący widzą wszystko i klepią językami.
– Ale on ma tylko sześć lat – powiedział niepewnie Roland. Flagg ze swoją białą, godną twarzą ukrytą pod kapturem i ze swymi magicznymi zaklęciami zawsze pozbawiał go pewności siebie.
– Sześć lat to wiek, w którym należy zacząć kształcić chłopca we właściwym kierunku, panie – powiedział Flagg. – Zastanów się nad tym. Twój osąd będzie niewątpliwie, jak zawsze, słuszny.
Zastanów się nad tym – powiedział Flagg, no i właśnie tak uczynił król Roland. Trzeba mu przyznać, że nie zastanawiał się nad niczym równie głęboko podczas dwudziestu paru lat swojego panowania jako władca Delainu.
Może wam się to wydać dziwne, jeśli pomyślicie o wszystkich obowiązkach króla – ważnych sprawach, takich jak nakładanie podatków na pewne rzeczy lub zdejmowanie ich z innych, ogłaszanie wojny, nakładanie kar albo okazanie łaski. Czym, powiecie, była decyzja, by pozwolić małemu chłopcu bawić się domkiem dla lalek lub nie, w porównaniu z tym wszystkim?
Może niczym, a może czymś. Sami podejmijcie decyzję. Powiem wam tylko, że Roland nie należał do najinteligentniejszych władców Delainu. Zastanawianie się zawsze stanowiło dlań ciężką pracę. Czuł się wtedy tak, jak gdyby w głowie obracały mu się ogromne kamienie. Oczy mu łzawiły i pulsowało w skroniach. Jeśli myślał nad czymś bardzo usilnie, zatykał mu się nos.
Gdy był chłopcem, nauka pisania wypracowań, matematyka i historia przyprawiały go o taki ból głowy, że pozwolono mu ich zaprzestać, gdy osiągnął dwanaście lat, i zająć się tym, co robił najlepiej, to znaczy polowaniem. Starał się bardzo być dobrym królem, ale zawsze czuł, że nie jest dostatecznie dobry i wystarczająco inteligentny, by rozwiązywać problemy królestwa lub podejmować dużo właściwych decyzji, i wiedział, że jeśli dokona złego wyboru, ucierpią na tym ludzie. Gdyby usłyszał, jak Sasha opowiadała Piotrowi o królach po uczcie, zgodziłby się z nią całkowicie. Królowie są naprawdę więksi niż inni ludzie i czasami – bardzo często – żałował, że nie jest mniejszy. Jeśli kiedykolwiek w życiu zastanawialiście się, czy się nadajecie do wykonania jakiegoś zadania, to wiecie, co czuł. Ale czego możecie nie wiedzieć, to tego, że taki niepokój zaczyna po pewnym czasie żywić się samym sobą. Nawet jeśli na początku poczucie, że się do czegoś nie nadajecie, nie jest zgodne z prawdą, może się nią stać z czasem. Tak właśnie było z Rolandem, który z upływem lat polegał coraz bardziej i bardziej na Flaggu. Czasami martwił się, że Flagg jest królem we wszystkim poza imieniem – ale niepokoje takie nachodziły go tylko późnym wieczorem. W dzień czuł do Flagga wdzięczność za pomoc.
Gdyby nie Sasha, Roland mógłby zostać o wiele gorszym królem niż w rzeczywistości, a to dlatego, że cichy głosik, który czasami słyszał, gdy nie mógł zasnąć, był o wiele bliższy prawdy niż to, co słyszał za dnia. Albowiem Flagg rzeczywiście rządził królestwem i był bardzo złym człowiekiem. Trzeba będzie o nim później powiedzieć trochę więcej, niestety, ale teraz dajmy mu spokój, i bardzo dobrze.
Sasha przełamała nieco wpływ, jaki Flagg wywierał na Rolanda. Jej rady były dobre i praktyczne, i o wiele łagodniejsze i sprawiedliwsze niż rady czarnoksiężnika. Nigdy nie lubiła Flagga – mało kto go lubił w Delainie, a wielu drżało na sam dźwięk jego imienia – ale jej niechęć była umiarkowana. Prawdopodobnie odnosiłaby się do niego inaczej, gdyby wiedziała, jak bacznie Flagg jej się przygląda i jaką rosnącą, jadowitą nienawiść do niej żywi.
Aż raz Flagg spróbował otruć Sashę. Miało to miejsce wkrótce potem, jak poprosiła Rolanda o ułaskawienie dwu dezerterów, którym, jak tego chciał Flagg, miano ściąć głowy na placu Iglicy. Twierdził on, że dezerterzy dają zły przykład. Jeśli pozwoli się komuś wykręcić od płacenia najwyższej kary, inni zechcą pójść w jego ślady. Jedyny sposób, żeby ich do tego zniechęcić, powiedział, to pokazać im głowy tych, którzy już tego spróbowali. Inni potencjalni dezerterzy przyjrzą się tym spuchniętym głowom o martwych oczach i dwa razy się zastanowią nad powagą ich służby dla króla.
Ale Sasha dowiedziała się od jednej ze swych pokojówek faktów, o których Roland nie wiedział. Matka pewnego chłopca poważnie zachorowała. W rodzinie byli jeszcze trzej młodsi bracia i trzy młodsze siostry. Wszystkim groziła śmierć w czasie srogich zimowych mrozów, jakie zwykle zdarzały się zimą w Delainie, gdyby chłopak nie opuścił obozu, pojechał do domu i narąbał drzewa dla matki. Młodszy poszedł z nim, bo był najlepszym przyjacielem starszego, krwią zaprzysiężonym bratem. Sam chłopak potrzebowałby dwu tygodni, żeby narąbać drewna na całą zimę. Gdy pracowali obaj, zajęło im to tylko sześć dni.
Fakty te rzuciły nowe światło na całą sprawę. Roland bardzo kochał swoją matkę i z radością by dla niej umarł. Zbadał sprawę i stwierdził, że opowiadanie Sashy było zgodne z prawdą. Dowiedział się też, że dezerterzy uciekli dopiero wtedy, gdy sadystyczny sierżant kilkakrotnie odmówił przekazania ich prośby o zwolnienie swemu zwierzchnikowi i że natychmiast wrócili do obozu, gdy tylko cztery sagi drewna zostały narąbane, chociaż wiedzieli, że czeka ich sąd wojskowy i topór kata.
Roland wybaczył im. Flagg skinął głową, uśmiechnął się i powiedział tylko: – Wola twoja jest wolą Delainu, panie. – Nawet za wszystko złoto w Czterech Królestwach nie pozwoliłby Rolandowi zobaczyć chorobliwej furii, jaką spowodował opór króla wobec jego woli. Łaska okazana chłopcom wywołała zadowolenie w Delainie, gdyż wielu poddanych Rolanda znało fakty, a ci, którzy ich nie znali, zostali o nich szybko poinformowani przez innych. Pamiętano o mądrej i życzliwej decyzji Rolanda, gdy wprowadzał mnę, mniej ludzkie ustawy (które z reguły były pomysłami czarnoksiężnika). Ale Flaggowi nie robiło to różnicy. Chciał, żeby chłopców zgładzono, a Sasha pomieszała mu szyki. Czemu Roland nie poślubił innej? Nie znał żadnej z nich i nie interesował się kobietami. Czemu nie inna? No nic, nieważne. Flagg uśmiechał się słysząc o akcie łaski, ale w sercu przysiągł sobie, że wkrótce pójdzie na pogrzeb Sashy.
Читать дальше