Mimo że smak był gorzki, przypadł do gustu Tomaszowi.
Bo to było jego własne serce.
A teraz sprawa wieczornego kieliszka wina.
Piotr przyszedł do Tomasza i powiedział:
– Pomyślałem, że byłoby miło, gdybyśmy przynosili tacie co wieczór kieliszek wina, Tom. Pytałem podczaszego, ale on stwierdził, że nie może nam tak po prostu dać butelki wina, bo musi rozliczać się z głównym winiarzem co sześć miesięcy, ale powiedział też, że możemy złożyć się i kupić butelkę „Barony Fifth Vat”, które ojciec lubi najbardziej. Ono nie jest takie drogie. Zostało nam mnóstwo kieszonkowego. I…
– Myślę, że ten pomysł jest najgłupszy ze wszystkich! – wybuchnął Tomasz. – Wszystko wino należy do ojca, wino w całym królestwie, i może go wypić tyle, ile zechce! Po co mamy wydawać nasze pieniądze, żeby dać ojcu coś, co i tak jest jego własnością? Napchamy tylko kieszeń temu tłustemu podczaszemu i tyle!
Piotr powiedział cierpliwie:
– Ale ojcu sprawi przyjemność, jeśli wydamy na niego pieniądze, nawet jeśli kupimy mu coś, co i tak do niego należy.
– A skąd ty to wiesz?
Z irytującą prostotą Piotr odpowiedział:
– Po prostu wiem.
Tomasz popatrzył na niego spode łba. Jak mógł powiedzieć Piotrowi, że główny winiarz złapał go w piwnicach, jak kradł butelkę wina zaledwie miesiąc temu? Tłusty wieprzek wytrząsł go i zagroził, że powie o wszystkim ojcu, jeśli Tomasz nie da mu sztuki złota. Tomasz zapłacił ze łzami wściekłości i wstydu w oczach. Gdyby to był Piotr, poszedłbyś w drugą stronę i udawał, że nic nie widzisz, ty świnio, pomyślał. Gdyby to był Piotr, odwróciłbyś się plecami. Bo już niedługo Piotr zostanie królem, a ja będę zawsze tylko księciem. Przyszło mu też do głowy, że po pierwsze, Piotr nigdy nie usiłowałby kraść wina, ale prawda zawarta w tej myśli spowodowała, że jego złość na brata tylko wzrosła.
– Myślałem… – zaczął Piotr.
– Myślałem, myślałem – przedrzeźniał go z furią Tomasz. – To idź myśleć gdzie indziej! Gdy ojciec dowie się, że zapłaciłeś głównemu winiarzowi za jego własne wino, wyśmieje cię i powie, że jesteś głupi!
Ale Roland nie wyśmiał Piotra ani nie nazwał go głupcem – powiedział drżącym, prawie łzawym głosem, że jest dobrym synem. Tomasz wiedział o tym, bo zakradł się za Piotrem, gdy ten zaniósł ojcu wino pierwszego wieczoru. Patrzył przez oczy smoka i widział wszystko.
Gdybyście zapytali Flagga wprost, dlaczego pokazał Tomaszowi to miejsce i prowadzący do niego tajny korytarz, nie potrafiłby wam udzielić zadowalającej odpowiedzi. A było tak dlatego, że sam Flagg nie wiedział dokładnie, dlaczego to zrobił. Miał talent do robienia intryg, tak jak inni ludzie zdolności do matematyki albo umiejętność odnajdywania kierunku. Zamek liczył już wiele lat i znajdowało się w nim mnóstwo tajnych drzwi i korytarzy. Flagg znał większość z nich (z tym że nikt, nawet on, nie znał wszystkich), ale Tomaszowi pokazał tylko jeden. Instynkt snucia intryg podpowiedział mu, że to może narobić zamieszania, więc Flagg po prostu usłuchał go. W końcu intrygi były dla niego chlebem powszednim.
Co jakiś czas wpadał do pokoju Tomasza i wołał:
– Tomku, znowu jesteś ponury! Mam coś, co na pewno chciałbyś zobaczyć! Idziesz?
Prawie zawsze mówił: „jesteś ponury, Tomku” albo „wyglądasz, jakby ogarnęła cię czarna melancholia, Tomku” lub „wyglądasz, jakbyś siedział na szpilkach, Tomku”, bo miał talent do pojawiania się właśnie wtedy, gdy Tomasz odczuwał szczególne przygnębienie lub smutek. Flagg wiedział, że chłopak się go boi i że starałby się wykręcić od pójścia z nim, chyba że czułby się wyjątkowo osamotniony… a równocześnie tak przygnębiony i nieszczęśliwy, że byłoby mu wszystko jedno, kim jest osoba, która ową samotność przełamie. Flagg zdawał sobie z tego sprawę, ale Tomasz nie – sam przed sobą ukrywał swój strach przed Flaggiem. Zazwyczaj uważał, że czarownik to fajny, rozrywkowy facet. Czasami rozrywki, jakich dostarczał, okazywały się trochę złośliwe, ale to często odpowiadało nastawieniu Tomasza.
Czy wydaje wam się dziwne, że Flagg wiedział coś o Tomaszu, o czym sam Tomek nie miał pojęcia? Nic w tym niezwykłego. Umysły ludzkie, a zwłaszcza dzieci, są niczym studnie – głębokie studnie wypełnione czystą wodą. A czasami, jeśli jakaś myśl jest zbyt trudna do zniesienia, osoba, której przyszła ona do głowy, zamyka ją do solidnego pudełka i wrzuca do tej studni. Nadsłuchuje plusku… a potem pudełko znika. Oczywiście naprawdę wcale tak nie jest. Flagg, stary i mądry, oprócz tego, że nikczemny, wiedział, iż nawet najgłębsza studnia ma dno, a to, że coś znikło nam z oczu, nie oznacza, że przestało istnieć. Nadal leży tam, na dnie. I wiedział on także, że szkatułki, w których zamknięte są owe złe, przerażające myśli, mogą się rozpaść, a zawarta w nich złość wyleje się po jakimś czasie i zanieczyści wodę… a gdy studnia umysłu jest już porządnie zatruta, nazywamy to szaleństwem.
Jeśli czarnoksiężnik czasami pokazywał Tomaszowi różne przerażające rzeczy kryjące się w zamku, czynił to dlatego, że im większy lęk będzie budził w Tomaszu, tym więcej zdobędzie nad nim władzy… a wiedział, że uda mu się ją uzyskać, bo zdawał sobie sprawę z czegoś, o czym już wam mówiłem – Tomasz był słaby, a jego ojciec często go zaniedbywał. Flagg chciał, żeby Tomasz się go bał, i pragnął mieć pewność, że w miarę upływu lat wrzuca on coraz więcej zamkniętych szkatułek w swoją mroczną studnię.
A jeśli po objęciu tronu ogarnie Tomasza szaleństwo, tym lepiej! Flaggowi będzie tylko łatwiej rządzić; jego władza może dzięki temu zwiększyć się.
Skąd Flagg wiedział, kiedy odwiedzać Tomasza i zabierać na tajemnicze wędrówki po zamku? Czasami widział, co zasmuciło lub rozgniewało Tomasza, patrząc w swój kryształ. Jeszcze częściej po prostu odczuwał nagłe pragnienie, żeby pójść do niego, i ulegał mu – instynkt intryganta rzadko sprawiał mu zawód.
Raz zaprowadził Tomasza wysoko na Wschodnią Wieże – wspinali się po schodach, aż Tomasz zasapał się jak pies, ale Flagg sprawiał wrażenie zupełnie nie zmęczonego. Na szczycie znajdowały się drzwiczki tak maleńkie, że nawet Tomasz musiał przez nie przejść na czworakach. Za nimi mieścił się ciemny pokój pełen tajemniczych szelestów. Miał on jedno okno. Flagg zaprowadził go do niego bez słowa, a gdy Tomasz zobaczył widok – całe miasto Delain, Miasta Obok, a nawet wzgórza wznoszące się między Miastami Obok i Wschodnią Baronią i ginące w błękitnej mgiełce – pomyślał, że nie na darmo męczył nogi na schodach. Serce wezbrało mu radością na widok takiego piękna, więc odwrócił się do Flagga, żeby mu podziękować – ale coś w bladej, niewyraźnej pod kapturem twarzy czarnoksiężnika sprawiło, że słowa zamarły mu na ustach.
– A teraz patrz! – powiedział Flagg unosząc rękę. Błękitny płomień wystrzelił mu ze wskazującego palca, a szelesty w pokoju, które Tomasz z początku wziął za wiatr, zmieniły się w rosnący szum rozkładanych skrzydeł. Chwilę później Tomasz krzyczał i rozpaczliwie na ślepo oganiał się rękoma uciekając w stronę maleńkich drzwiczek. Z okrągłego pokoiku na szczycie Wschodniej wieży zamku rozciągał się najlepszy widok na Delain, któremu jedynie widok z celi na szczycie Iglicy mógł dorównać, ale teraz Tomasz zrozumiał, dlaczego nikt tu nie przychodził. W pomieszczeniu zagnieździły się olbrzymie nietoperze. Zaniepokojone światłem, które zapalił Flagg, zaczęły krążyć i pikować. Później, gdy już wyszli, Flagg uspokoił chłopca – nienawidzący nietoperzy Tomasz wpadł w histerię – czarnoksiężnik utrzymywał, że to był tylko żart, którym chciał mu poprawić humor. Tomasz uwierzył mu… ale długie tygodnie potem budziły go po nocach koszmary senne, w których nietoperze trzepotały mu nad głową, wplątywały się we włosy i rozdzierały twarz swymi ostrymi pazurami i szczurzymi zębami.
Читать дальше