Czy naprawdę pochodził z Garlanu o rozległych horyzontach i uśpionych purpurowych górach? Nie wiem. Był to i nadal jest magiczny kraj, gdzie czasami latają dywany i gdzie świątobliwi mężowie wywabiają dźwiękiem fletu liny z wiklinowych koszyków, wspinają się po nich i znikają u ich szczytu, żeby już nigdy nie powrócić. Wielu poszukiwaczy wiedzy z bardziej cywilizowanych krain takich jak Delain i Andua udało się do Garlanu. Większość z nich znikła równie skutecznie i nieodwołalnie jak tajemniczy mistycy wspinający się po linach unoszących się w powietrzu. Ci zaś, którzy pojawili się znowu, nie zawsze wracali zmienieni na lepsze. Tak, Flagg mógł przybyć do Delainu z Garlanu, ale jeśli tak się stało, nie miało to miejsca za czasów dziadka Rolanda, ale o wiele, wiele wcześniej.
W rzeczywistości przybywał do Delainu niejednokrotnie. Za każdym razem miał inne imię, ale zawsze przynosił ze sobą takie same nieszczęścia i śmierć. Tym razem nazywał się Flagg. Poprzednio znano go jako Billa Hincha i był wtedy Lordem Królewskim Najwyższym Katem. Chociaż od tego czasu minęło dwieście pięćdziesiąt lat, matki wciąż używały jego imienia do straszenia niegrzecznych dzieci. – Jeśli natychmiast się nie uciszysz, to przyjdzie Bili Hinch i zabierze cię! – mawiały. Jako Lord Najwyższy Kat trzech najkrwawszych króli w długiej historii Delainu, Bili Hinch zakończył swym toporem życie setek, a niektórzy mówili, że tysięcy więźniów.
Przedtem jeszcze, czterysta lat przed Rolandem i jego synami, przybył jako śpiewak imieniem Brownson, który stał się bliskim doradcą króla i królowej. Brownson znikł bez śladu wywoławszy wielką i krwawą wojnę między Delainem i Anduą.
A przedtem…
No, ale po co to ciągnąć? Nie jestem pewien, czy mi na tym zależy. Gdy upłynie dostatecznie dużo czasu, nawet bajarze zapominają swoje opowieści. Flagg za każdym razem miał inną fizys i inny fach, ale dwie rzeczy zawsze pozostawały te same. Pojawiał się w kapturze, jak gdyby nie miał twarzy i nigdy sam nie zostawał z królem, lecz zawsze naszeptywał w mroku, wlewał truciznę do królewskich uszu.
Kim on naprawdę był, ten czarny człowiek?
Nie wiem.
Dokąd wędrował między swoimi wizytami w Delainie?
O tym też nie mam pojęcia.
Czy go ktokolwiek podejrzewał?
Tak, kilka osób – przede wszystkim historycy i opowiadacze bajek tacy jak ja. Podejrzewali, że człowiek, który teraz nazywał się Flagg, był już przedtem w Delainie i nigdy nie w dobrych zamiarach. Ale bali się mówić. Człowiek, który żył pośród nich przez siedemdziesiąt sześć lat, a wyglądał, jakby postarzał się o dziesięć, był niewątpliwie czarnoksiężnikiem; człowiek, który żył dziesięć razy, a może jeszcze dłużej… ktoś taki mógł być samym szatanem.
Czego chciał? Na to pytanie chyba potrafię odpowiedzieć.
Chciał tego, czego zawsze pragną ludzie źli: mieć władzę i używać jej do złych celów. Stanowisko króla nie interesowało go, bo głowy królów nazbyt często znajdowały się na pikach u zamkowych murów, kiedy coś poszło nie tak. Ale królewscy doradcy… ci, co knują w ukryciu… tacy ludzie zazwyczaj znikali niczym nocne cienie o świcie, gdy tylko zaczynał pracować topór kata. Flagg był chorobą, gorączką szukającą chłodnego czoła, które można by rozpalić. Ukrywał swe działania tak, jak ukrywał swoją twarz. A gdy pojawiały się większe kłopoty – jak to się zwykle dzieje po pewnym czasie – zawsze znikał niczym cień o świcie.
Później, gdy rzeź się już skończyła i gorączka minęła, gdy dokończono już odbudowę i znowu znalazło się coś godnego zniszczenia, Flagg pojawiał się także.
Tym razem Flagg zastał Królestwo Delain w irytująco dobrym stanie. Landry, dziadek Rolanda, był starym, durnym, łatwo ulegającym wpływom pijakiem, ale atak serca zabrał go zbyt szybko. W tym momencie Flagg wiedział, że Lita, matka Rolanda, to ostatnia osoba, jaką chciałby widzieć na tronie. Brakło jej urody, ale miała dobre serce i silną wolę. Taka królowa nie stanowiła dobrej pożywki dla tego rodzaju szaleństwa, jakie reprezentował Flagg.
Gdyby pojawił się wcześniej za panowania Landry’ego, wystarczyłoby mu czasu na usunięcie Lity z drogi, tak jak zamierzał uczynić z Piotrem. Ale miał na to zaledwie sześć lat, czyli o wiele za mało.
Jednakże przyjęła go na doradcę, a to już było coś. Nie lubiła go, ale uznawała głównie dlatego, że umiał doskonale wróżyć z kart. Lita uwielbiała słuchać ploteczek na temat swojego dworu i rządu, a plotki te miały podwójną wartość – traktowały nie tylko o tym, co miało miejsce, lecz także o tym, co się wydarzy. Trudno jest zrezygnować z tak przyjemnej rozrywki, nawet jeśli wyczuwa się, że osoba umiejąca robić takie sztuczki może okazać się niebezpieczna. Flagg nigdy nie relacjonował królowej poważniejszych wiadomości, jakie czasami widział w kartach. Chciała wiedzieć, kto ma kochankę albo kto pokłócił się z żoną czy z mężem. Ciemne intrygi i plany morderstw nie interesowały jej. Od kart oczekiwała niewinnej rozrywki.
Podczas bardzo długiego panowania Lity Flagg ku swojemu niezadowoleniu stwierdził, że jego głównym osiągnięciem było to, iż udało mu się nie zostać wyrzuconym.
Utrzymał się na dworze, i to wszystko. Oczywiście w kilku drobnych sprawach powiodło mu się – wywołał spór między dwoma potężnymi właścicielami ziemskimi w Południowej Baronii i zdyskredytował lekarza, który wynalazł lek na niektóre infekcje krwi (Flagg nie chciał, by istniały leki w królestwie inne niż te związane z magią – to znaczy takie, które udostępniał lub nie, zależnie od swojej fantazji) – oto przykłady pracy Flagga w tym okresie. Ale wszystko to drobiazgi.
Za rządów Rolanda – biednego, krzywonogiego, pozbawionego pewności siebie Rolanda – Flagg zaczął szybciej zbliżać się do celu. Miał on bowiem cel, wiecie, na swój mętny i nie wróżący nic dobrego sposób – a tym razem cel ów był rzeczywiście wielki. Flagg planował ni mniej, ni więcej tylko kompletne obalenie monarchii – krwawą rewoltę, która pogrąży Delain w tysiącletnie mroki anarchii.
Plus minus rok czy dwa, oczywiście.
Spokojny wzrok Piotra stanowił rzeczywiste zagrożenie dla jego planów i długoletniej pracy. Flagg był coraz bardziej przekonany, że należało koniecznie się go pozbyć. Czarnoksiężnik zdawał sobie sprawę, że za długo już siedzi w Delainie. Dawało się już słyszeć szemranie. Praca tak pięknie rozpoczęta za rządów Rolanda – stałe podnoszenie podatków, nocne rewizje w stodołach drobnych farmerów i silosach w poszukiwaniu nie zgłoszonych zbiorów i zapasów żywności, przyznanie uzbrojenia Straży Przybocznej – zostanie uwieńczona pod rządami Tomasza. Nie miał czasu przeczekiwać rządów Piotra, tak jak to zrobił za panowania jego babki.
Piotr mógł nawet nie czekać, aż szemranie poddanych dotrze do jego uszu; pierwszym jego rozkazem mogło okazać się polecenie, aby Flagg został wysłany na wschód za granice królestwa i nigdy nie wracał pod groźbą śmierci. Flagg mógł zamordować doradcę, zanim udzieliłby on młodemu królowi takiej rady, ale cały problem polegał na tym, że Piotr nie potrzebowałby żadnego doradcy. Sam sobie udzielałby rad. A gdy Flagg zauważył, jak spokojnie i bez lęku patrzył na niego obecnie piętnastoletni i bardzo wysoki chłopak, pomyślał, że być może Piotr już teraz podjął taką decyzję.
Chłopiec lubił czytać i lubił historię, a w ciągu ostatnich dwu lat, gdy jego ojciec stopniowo siwiał i słabł, zadawał mnóstwo pytań różnym doradcom swojego ojca i niektórym ze swoich nauczycieli. Wiele z tych pytań – zbyt wiele – albo dotyczyło Flagga, albo prowadziło do Flagga, gdyby poszło się dostatecznie daleko.
Читать дальше