– W porządku. Po drugie, natychmiast po zakończeniu tej sprawy złoży pan rezygnację.
– Nie mogę…
– Może pan i zrobi to. Inaczej pańska rola w tej aferze zostanie ujawniona przez CNN. Zgoda?
– Zgoda – szepnął Sparkman z żałosną miną.
– I jeszcze coś. Niech pan przekaże Razowowi, że nadal nie wiemy, po co porwano NR-1. Mała dezinformacja nie zaszkodzi.
Sparkman skinął głową.
– Dziękuję, panie wiceprezydencie. Nie będę panu dłużej zabierał czasu. Wiem, że ma pan masę roboty. Musi pan wykonać polecenia prezydenta.
Sparkman wyprostował się.
– Ktoś z mojego personelu będzie z panem w stałym kontakcie, żebyśmy mogli koordynować działania.
Rozstali się bez uścisku dłoni. Sparkman wrócił do Białego Domu, Sandecker poszedł na parking. Czekała tam reszta delegacji NUMA. Admirał był wściekły, że Sparkman okazał się takim durniem. Kiedy wsiadał za kierownicę dżipa, w jego niebieskich oczach płonął zimny ogień.
– Panowie – powiedział – nadszedł czas, żeby zagonić charty pana Razowa do budy.
U wybrzeża Bostonu
– Na wypadek, gdybym kiedyś pisał pamiętniki – zagadnął Zavala – chciałbym wiedzieć, co się właściwie dzieje?
– To wyprawa naukowa Syberyjskiego Urzędu Ochrony Roślin na okręcie podwodnym Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych pod nadzorem NUMA – wyjaśnił Austin. – Oficjalnie nie istnieje.
Zavala pokręcił głową.
– Chyba jednak nie będę pisał pamiętników.
Austin rozejrzał się po przestronnej kajucie oficerskiej.
– Nie przejmuj się. I tak nikt by ci nie uwierzył.
Musiał mówić podniesionym głosem, żeby przekrzyczeć kilkunastu twardzieli w czarnych kombinezonach komandosów. W drugim końcu kajuty smarowali twarze czarną i zieloną farbą kamuflującą. Śmiali się i żartowali hałaśliwie.
W grupie krążyła butelka wódki. Pietrow był ubrany jak inni komandosi. Pokrył farbą bliznę na policzku i powiedział coś po rosyjsku. Mężczyźni zareagowali wybuchem wesołości. Jeden walnął go w plecy z taką siłą, że każdemu zwykłemu człowiekowi połamałby żebra. Pietrow złapał butelkę i podszedł do Austina i Zavali.
– Co to był za dowcip? – zapytał Austin.
Pietrow roześmiał się i poczęstował go wódką. Austin odmówił. Zavala również, mówiąc, że woli tequilę.
Pietrow był najwyraźniej w swoim żywiole. Austin pierwszy raz widział go w takim humorze.
– Przypomniałem moim ludziom stare przysłowie: “Kto z wilkami żyje, z wilkami wyje”. – Widząc, że Austin nie rozumie, wyjaśnił: – To coś w rodzaju powiedzenia: “Ciągnie swój do swego”.
Pomazał farbą czoło i policzki Austina na wzór indiańskich barw wojennych.
– Teraz i pan jest przygotowany do akcji.
– Dzięki, Iwan – odrzekł Austin i dokończył makijaż. – Na pewno czujesz się na siłach wziąć w tym udział?
– Sugeruje pan, że jestem za stary? O ile pamiętam, jestem o miesiąc młodszy od…
– Wiem – przerwał Austin. – Znasz moje dossier. Nie bądź taki drażliwy. Chodziło mi o twoje rany z miłego wieczoru w porcie bostońskim.
– Wspaniała bitwa. Nigdy nie zapomnę, jak leciał pan nad pokładem niczym Tarzan. Mam kilka zadrapań, ale to nic takiego.
Austin wskazał głową ludzi Piętrowa.
– Może przydałby się im alkomat?
Pietrow machnął ręką.
– Każdemu z nich powierzyłbym własne życie. Kilka łyków wódki przed walką to tradycja w wojsku rosyjskim. To była tajna broń, którą pokonaliśmy Napoleona i Hitlera. Kiedy nadejdzie pora, moje zabijaki wykonają zadanie.
Wszedł młody marynarz. Austin zerknął na niego.
– Chyba już czas.
Pomysł wspólnej operacji powstał po spotkaniu w Białym Domu. W biurze Austina czekał Pietrow. Kiedy Austin przedstawił plan, Rosjanin natychmiast zaproponował, by użyć jego ludzi do opanowania jachtu. Austin porozumiał się z Sandeckerem. Admirałowi spodobał się ten pomysł. Dostał zgodę wiceprezydenta. Rosyjski atak na rosyjski jacht pozwalał prezydentowi całkowicie odciąć się od sprawy.
Marynarz przyjrzał się pomalowanym twarzom. Szukał dowódcy grupy. Austin przywołał go gestem.
– Kapitan kazał mi przekazać, że jesteśmy gotowi i czekamy.
Pietrow wydał swoim ludziom jakiś rozkaz. Przemiana była zdumiewająca. Wygłupy natychmiast się skończyły, butelka wódki zniknęła. Komandosi sięgnęli po automaty. W kajucie rozległy się metaliczne trzaski sprawdzanych magazynków. W ciągu kilku sekund ci roześmiani ludzie stali się groźnym oddziałem bojowym.
Pietrow uśmiechnął się wymownie do Austina, jakby chciał powiedzieć: “A nie mówiłem?”
– Niech pan prowadzi.
Austin chwycił torbę ze swoim bowenem i ruszył za marynarzem do sterowni. Zavala i reszta poszli za nim. Kapitan Madison oderwał wzrok od peryskopu.
– Wynurzymy się dokładnie za trzy minuty. Cel jest sto metrów od nas. Morze wygląda spokojnie. Macie szczęście, że chmury zasłaniają księżyc.
– Dziękuję, że pozwolił pan moim ludziom skorzystać z pańskiego okrętu, kapitanie – powiedział Pietrow.
Madison podrapał się w głowę.
– To dla mnie coś nowego, ale jeśli nasze kraje mogą współpracować w kosmosie, czemu nie uczynić tego pod wodą? – Zwrócił się do Austina. – Ktoś w NUMA ma dobre dojścia na górze. Nie każdy może odwołać z patrolu okręt podwodny i przydzielić go do takiej dziwnej operacji.
Stutrzydziestometrowy “Benjamin Franklin” został wybrany dlatego, że był jednym z czterech okrętów tej klasy, przystosowanych do operacji specjalnych. Nawet bardzo wpływowy Sandecker nie załatwiłby takiego rozkazu bez poparcia z najwyższego szczebla.
– To niezwykle ważna operacja.
– Więc życzę powodzenia – odrzekł kapitan. – Zaczekamy na was, jak długo będzie trzeba. Zawiadomcie nas, kiedy będziecie chcieli wracać do domu.
– Pan pierwszy się dowie.
Austin podszedł do baterii monitorów komputerowych.
– Wychodzimy, Hiram.
Yaeger siedział przy klawiaturze. Jeden z elektroników pokładowych wprowadzał go w tajniki systemu na okręcie. Sandecker nie zgadzał się na udział Yaegera w operacji. Austin przekonywał go, że umiejętności Hirama mogą być niezbędne. Admirał ustąpił po zapewnieniu Austina, że zabierze Yaegera na pokład jachtu dopiero wtedy, gdy zostanie on opanowany przez grupę desantową.
Yaeger uścisnął Austinowi dłoń i życzył mu powodzenia.
– Ciągle pracuję nad rozszyfrowaniem ostatniego kawałka kodu – dodał. – Dam ci znać, jeśli go złamię.
Na sygnał Austina Pietrow wydał swoim ludziom kilka rozkazów. Oddział przeszedł przez okręt i stłoczył się pod włazem. Marynarz wspiął się po drabince i otworzył klapę. Do środka chlapnęły zimne rozbryzgi fal. Austin i Zavala wyszli pierwsi na pokład za kioskiem. Ludzie Pietrowa dołączyli do nich, niosąc dwa duże plastikowe pojemniki. Po ich otwarciu sprężone powietrze z sykiem wypełniło pontony umieszczone wewnątrz. Marynarz życzył im powodzenia i zamknął klapę z cichym stukiem.
Przez chmury sączyła się poświata księżyca. Ciemne morze miało ołowiany odcień. Wysoki kiosk z poziomymi statecznikami wyglądał jak gigantyczny robot z filmu science fiction. Austin zmrużył oczy i przyjrzał się sylwetce jachtu. W porcie bostońskim “Kazaczestwo” był oświetlony jak statek rzeczny na Missisipi. Teraz paliło się tylko kilka świateł na masztach radiowych i w oknach kajut.
Satelity zaobserwowały, że jacht zmienił kurs i popłynął na południe. W końcu zatrzymał się u wybrzeża Massachusetts, około osiemdziesięciu kilometrów od “Atamana Explorera I”, na wschód od Bostonu. Dwa inne statki Atamana stały na wschód od Charlestona i Miami.
Читать дальше