– Pusty jak butelka tequili w niedzielny poranek – rzekł Zavala.
– Tego się obawiałem. Na pewno ściągnęli drugi helikopter.
Uciekając przed duszącym dymem, Austin i Zavala wyszli przed hangar. Kilkaset metrów dalej, na płaskim, suchym skrawku ziemi, lądował właśnie combat talon. Ruszyli w stronę wraku helikoptera, licząc, że znajdą tam jakieś wskazówki na temat napastników. W zwęglonym kadłubie i wokół niego leżały sczerniałe ciała. Niedługo potem do agentów NUMA podszedł dowódca pierwszej grupy i uścisnął im dłonie.
– Nie wiem, po co nas tu ściągnęliście – powiedział. – Przecież załatwiliście ich na cacy.
– Woleliśmy nie kusić losu – odparł Austin.
– Tu nie ma żywej duszy. Sprawdziliśmy podziemny bunkier. Na dnie szybu, na który zwróciliście naszą uwagę, znaleźliśmy dwa trupy. Czy coś wam o tym wiadomo?
Austin i Zavala wymienili zaskoczone spojrzenia.
– Zastawiliśmy na naszych gości małą pułapkę – wyjaśnił Austin – ale nie myśleliśmy, że w nią wpadną.
– A jednak wpadli. Przypomnijcie mi, żebym nigdy nie wchodził do was kuchennymi drzwiami bez pukania.
– Jasne. Przykro mi, że trudziliście się na darmo.
– Ostrożność nigdy nie zawadzi. Znacie przecież historię z Atką i Kiską.
Austin potwierdził skinieniem głowy. Znał historię dwóch aleuckich wysepek, zajętych przez Japończyków. Po zdobyciu w krwawym boju pierwszej z nich Amerykanie postanowili dokonać zmasowanej inwazji na drugą, nie wiedząc, że Japończycy opuścili ją dzień wcześniej.
– To samo zdarzyło się tutaj – odparł. – Szczury dały drapaka.
Oficer jeszcze raz przyjrzał się poskręcanemu wrakowi śmigłowca i cicho gwizdnął.
– Widzę, że podcięliście im skrzydła – stwierdził.
– Niestety zabrali z sobą coś, co było w hangarze. W każdym razie dzięki za pomoc, majorze – powiedział Austin.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Ćwiczenia są potrzebne, ale nie ma to jak akcja, w której do nas strzelają.
– Postaram się to panu załatwić następnym razem.
– Sądząc z wyglądu bombowca, którym przyleciał pan do Nome – odparł z lekkim uśmiechem major – mam chyba do czynienia z człowiekiem, który dotrzymuje słowa.
Ponieważ ich akcja poniosła fiasko, Austin i Zavala skorzystali z propozycji podwiezienia do Elendorfu, skąd mogli polecieć do Waszyngtonu. Kiedy wojskowe samoloty zatrzymały się w Nome, by zatankować paliwo, Zavala zaproponował, że za pomocą osobistego czaru i konta bankowego NUMA udobrucha właściciela zniszczonego hydroplanu. Gdy po wyrażeniu zgody na zakup nowego samolotu, wychodził z wypożyczalni, zobaczył zmierzającego w tym kierunku Austina. Miał bardzo poważną minę.
– Właśnie to otrzymałem – powiedział, wręczając mu kartkę.
– Gamay i Francesca porwane – przeczytał Zavala. – Trout ranny. Wracajcie natychmiast. S.
Bez jednego słowa pospieszyli przez pas startowy do czekającego na nich talona.
Paul Trout z zabandażowanymi klatką piersiową i twarzą leżał w szpitalnym łóżku, raz po raz czyniąc sobie wyrzuty za brak czujności. Instynkt samozachowawczy działał sprawnie, kiedy musieli z Gamay unikać strzał łowców głów, ale powrót do tak zwanego cywilizowanego świata znacznie go przytłumił. Nie zdawali sobie sprawy, że z furgonu przed ich domem w Georgetown są śledzeni przez ludzi znacznie dzikszych od tych, których napotkali w dżungli.
Wymalowany na drzwiach samochodu wciąż jeszcze lepki napis głosił, iż wóz jest własnością departamentu robót publicznych Dystryktu Kolumbia. W środku krył się najnowocześniejszy sprzęt z dziedziny łączności i inwigilacji elektronicznej. Przy monitorach i głośnikach, przekazujących obrazy i dźwięki spoza ceglanych ścian domu, siedzieli bracia Kradzikowie. Czekanie i obserwowanie przychodziło im z trudem. W Bośni stosowali znacznie prostsze metody. Po wybraniu celu ataku w asyście dwóch ciężarówek bojówkarzy zajeżdżali w środku nocy pod upatrzony dom, rozbijali drzwi i wyciągali z łóżek jego przerażonych mieszkańców. Mężczyzn zabierano i zabijano, kobiety gwałcono, a dopiero potem mordowano, dom plądrowano.
Dostanie się do domu Troutów nie było takie łatwe. Wprawdzie stał on w bocznej ulicy, ale nie brakowało na niej przechodniów i samochodów. Po powrocie Troutów z Wenezueli zrobił się tu większy ruch niż zazwyczaj. Odkrycie przez dwójkę naukowców NUMA białej bogini i ich dramatyczna ucieczka z rąk krwiożerczych dzikusów stanowiły temat jak z filmu przygodowego. Po ogłoszeniu tej wiadomości przez CNN, Paula i Gamay wytropili dziennikarze. Ich dom obiegli przedsiębiorczy reporterzy i fotografowie z “Washington Post”, “New York Times”, ogólnokrajowych sieci telewizyjnych i popularnych piśmideł.
Paul i Gamay na zmianę grzecznie odpowiadali, że muszą odpocząć i że na wszystkie pytania odpowiedzą jutro na konferencji prasowej w centrali NUMA. Po informacje odsyłali do działu prasowego agencji. Fotografowie zrobili zdjęcia ich domu, a sprawozdawcy telewizyjni przekazali relacje, stojąc na jego tle. Wreszcie zainteresowanie Troutami ustało, a dziennikarze, żyjący z sensacji, sięgnęli do innych, mniej rzetelnych źródeł informacji.
Paul sporządzał w swoim gabinecie na piętrze raport dla NUMA o przygodach w Wenezueli, a Francesca i Gamay dyskutowały w pracowni na parterze, jak najszybciej wznowić projekt odsalania wody. Gdy Francesca oznajmiła Troutom, że odkłada powrót do Sao Paulo, zaofiarowali jej schronienie przed hordami dziennikarzy. Na dźwięk dzwonka do drzwi Gamay ciężko westchnęła, bo tym razem to ona musiała stawić czoło wezwaniu czwartej władzy. Najbardziej natarczywe były ekipy telewizyjne. Również tym razem, jak się tego spodziewała, w progu powitali ją reporter z notatnikiem w ręku i kamerzysta ze steadicamem na ramieniu. Trzeci członek ekipy trzymał reflektor i metalową walizkę.
Chciała wysłać ich do wszystkich diabłów, ale zmusiła się do uśmiechu.
– Widzę, że nie dotarła do panów wiadomość o jutrzejszej porannej konferencji prasowej – powiedziała.
– Przepraszam, ale nikt nas nie powiadomił – odparł reporter.
Pomyślała, że to dziwne. Ludzie odpowiedzialni w NUMA za kontakty z prasą dobrze znali środowisko dziennikarskie, a reporterzy wdzięczni im byli za dostarczanie fascynujących historii. Poza tym ten niski, przysadzisty dziennikarz w źle dopasowanym ubraniu i z włosami obciętymi tuż przy skórze w niczym nie przypominał wymuskanych przystojniaków, czytających wiadomości. Co prawda się uśmiechał, ale gębę miał dziką, zbójecką. I, od kiedy to stacje telewizyjne zatrudniały spikerów mówiących z tak silnym obcym akcentem? Spojrzała ponad jego ramieniem, spodziewając się, że zobaczy wóz telewizyjny z antenami na dachu, ale stał tam jedynie furgon przedsiębiorstwa robót miejskich.
– Przykro mi – powiedziała i zaczęła zamykać drzwi.
Mężczyzna natychmiast przestał się uśmiechać i wsadził w nie nogę. Gamay szybko otrząsnęła się z przestrachu i całym ciałem naparła na nie z taką siłą, że skrzywił się z bólu. Chciała dłonią odepchnąć twarz intruza, ale jego dwaj kompani doskoczyli i uderzyli w drzwi barkami tak mocno, że osunęła się na kolana. Natychmiast wstała, jednak było już za późno na ucieczkę i walkę. Rzekomy reporter mierzył jej w twarz z pistoletu. Kamerzysta odłożył sprzęt, podszedł do niej i ścisnął jej szyję tak, że ledwo mogła oddychać. W dodatku z taką siłą uderzył nią o ścianę, że dziewiętnastowieczne lustro spadło na podłogę i rozbiło się.
Читать дальше