– To pan wie o Pisces Metals?
– Przecież mówiłem… – Pitt uśmiechnął się zimno. – Wszyscy wiedzą i pewnie o tej porze wszystko, co ta firma posiada, jest zajęte przez wojsko czy inne firmy Wuja Sama. Nadajnik na Maui, wodnopłatowiec, jacht… Widzi pan, interes był doskonały i praktycznie nie do wykrycia. Nawet gdy któraś ofiara zdołała nadać SOS, to nadajnik ją zagłuszał albo podawał fałszywą pozycję. Tylko że poczuł się pan zbyt pewnie i zaczął popełniać błędy.
– Tacy jak pan powinni ginąć za młodu – stwierdził dotknięty do żywego Delphi. – I to na pewno nie lekką śmiercią.
– O czym to ja…? Aha, błędy. Chociażby ten obleśny półgłówek w ciężarówce. To naprawdę była toporna próba jak na kogoś z pańskim stylem. Myślę, że zaczęło się panu spieszyć, gdy Cinana przekazał wieść o moim czasowym przeniesieniu do sto pierwszej Floty. Po fiasku Summer byłoby źle, gdybym rozpoczął prywatne śledztwo, a znacznie gorzej, gdyby Adrienne dodała swoje. Trzeba było szybko się pozbyć starego Pitta, więc zaczął pan improwizować, a to jest coś, co panu zdecydowanie nie wychodzi.
– Jest pan sprytnym człowiekiem – powiedział powoli Delphi. – Znacznie sprytniejszym niż początkowo sądziłem, ale teraz to nie ma większego znaczenia. Przyznam, że blef prawie się panu udał, wpadł pan na drobiazgu: to nie ojciec wymyślił sposób, to ja. On był całkowicie uczciwym człowiekiem i miał pecha; wraz z pozostałymi naukowcami zginął w zalanym tunelu po awarii pompy przy końcu prac osuszających. Sam byłem zmuszony zaplanować i przeprowadzić całą operację z „Explorerem”, by móc wykończyć to, co oni zaczęli. Popełniałem błędy, ale zawsze udało mi się na czas je naprawić. Blef się nie udał, panie Pitt, a to dlatego, że kapitan Cinana informował mnie do końca o tym, co się dzieje w sto pierwszej Flocie. Hunter nie mógł poskładać tego wszystkiego w jedną całość w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. – Przerwał na chwilę, masując zmarszczone czoło i dodał: – Największą moją pomyłką, i to niewybaczalną, jak się okazało, był pan. Trzydzieści lat doskonałej izolacji, którą udało się prawie zniszczyć, i to jednej osobie.
– Trzydzieści lat to i tak za długo jak na taką odrażającą zbrodnię – odparł Pitt spokojnie. – Poza tym wszystkie operacje, w których chodzi wyłącznie o zysk, kończą się w ten sam sposób z powodu zbytniej chciwości. To nie ja pana zniszczyłem; sam się pan wykończył, porywając się na więcej niż mógł pan strawić. Największym błędem było porwanie „Starbucka”. Porywanie co jakiś czas handlowych trampów to jedna rzecz, a zupełnie inna rzecz to zabranie Wujowi Samowi najnowszej pływającej zabawki. W pierwszym przypadku straż przybrzeżna przeprowadzi przez krótki czas pobieżne poszukiwania i zakończy sprawę, klasyfikując ją jako zaginięcie z nieznanych przyczyn. Natomiast gdy ginie okręt, US Navy nigdy nie przestanie go szukać, dopóki nie odnajdzie wraku lub nie wykryje prawdy o porwaniu. Nie ma znaczenia, ile czasu to potrwa. Taka jest tradycja.
– Gdyby ten dureń Dupree trzymał się oryginalnego kursu – mruknął Delphi, wpatrując się w podwodny pejzaż za szybą. – Zamiast tego całego zamieszania miałbym nadal święty spokój, Amerykanie swoją zabawkę, a on i jego ludzie cieszyliby się życiem. Widzi pan, majorze, najśmieszniejsze jest to, że ja nie planowałem i nie chciałem porywać tego okrętu. Była to jedyna improwizacja, do której zmusił mnie los.
– Jak pan tego dokonał? – Głos Pitta był spokojny, choć oczy stały się lodowate, gdy usłyszał o losach załogi. – Jak zdołał pan porwać atomowy okręt podwodny płynący w zanurzeniu na pełnym morzu?
– To akurat było najprostsze. Mam na myśli samo porwanie, kłopoty zaczęły się później. Przeciągnęliśmy na jego drodze grubą stalową linę, która wplątała się w śruby i unieruchomiła to cudo techniki. Gdy przestał dryfować gnany siłą rozpędu, otworzyliśmy od zewnątrz zbiorniki balastowe i musiał osiąść na dnie. Sygnały radiowe były wygłuszone, boje transmisyjne przechwytywane wraz z kapsułami, zanim dotarły na powierzchnię, a fałszywe pozycje podawane do Pearl Harbor. Było to nużące, bo moi ludzie cały czas musieli pilnować okrętu, by przechwytywać próby komunikacji i uniemożliwiać usiłowania ucieczki członków załogi. Trwało to parę miesięcy, ale gdy zapasy żywności się skończyły i ludzie byli wycieńczeni i głodni, wejście do środka i „posprzątanie” nie było już takie trudne.
– Bagatelka – sarknął Pitt. – „Starbuck” był największym pańskim osiągnięciem. Niezłe ukoronowanie kariery. Wypompowanie wody z zalanych przedziałów, bo to pan eufemistycznie określił jako „sprzątanie”, zajęło kilka dni. Miał pan okręt zupełnie jak nowy, tylko na głębokości stu osiemdziesięciu stóp. I problem: co z nim zrobić? Z początku zastanawiało mnie, że nic pan z nim nie zrobił. Dopiero potem mnie oświeciło: miał pan najnowocześniejszy okręt podwodny, kompletny i z pociskami atomowymi o paręset jardów od progu i nie mógł go pan ruszyć o cal, bo nie wiedział pan jak. Za wcześnie pozabijał pan oficerów i załogę, a biedny Farris oszalał i nie było zeń pożytku. Po śmierci ojca i pozostałych był pan jedynym człowiekiem obdarzonym inteligencją w tym towarzystwie. Cała organizacja oparta jest na ślepym posłuszeństwie, ale to wykonawcy, nie myśliciele. I pomysł, by dostarczyć „Starbucka” Rosjanom czy Chińczykom za okrągłą sumkę spalił na panewce, no bo nie mógł ich pan tu zaprosić, by go sobie wzięli.
– Każdy może się przeliczyć – odparł spokojnie Delphi. – Strata Farrisa nie była aż tak tragiczna, jak ją pan przedstawił.
– A co się przytrafiło „Andriejowi Wyborgowi”? Czyżby Rosjanie zdecydowali, że między złodziejami nie ma zasad i próbowali porwać „Starbucka”?
– Tym razem całkowite pudło, majorze. – Delphi delikatnie pomasował nerkę, w którą dostał kopniaka. – Kapitan „Wyborga” musiał mieć ten rejon na oku, a podejrzenia wzbudził postój waszej „Marthy Ann”. Przypłynął węszyć i nie miałem wyboru.
– Utrata „Marthy Ann” musiała pana ciężko zaboleć – zauważył złośliwie Pitt.
– Niestety, nasze straty przy jej zdobyciu były spore – przyznał Delphi ze złym błyskiem w oku. – Polecenie powrotu zostało wydane, zanim moi ludzie zdołali przerwać zdalne sterowanie, a przyznaję, że nie pomyślałem o monitorowaniu częstotliwości radiowych po zajęciu statku.
– Mógł pan ją po prostu wysadzić.
– Nie było czasu. Cinana ostrzegł nas o helikopterach, gdy były już w drodze. Zdołaliśmy jedynie zabrać zabitych i zniknąć.
– Coś ostatnio się panu nie udaje – rzekł lekkim tonem Dirk.
– Pan był na pokładzie i to pan zabił najwięcej moich ludzi i wywiózł załogę tym przeklętym helikopterem. To pan ostatnio psuł moje plany.
– Zamknij się! – warknął Pitt z nienawiścią. – Nie prosiłem o udział w tym cyrku, przyjechałem tu na wakacje. Sam mnie pan zaprosił do zabawy.
Delphi skrzywił się i niespodziewanie zmienił temat.
– Po co pan tu przybył? Nie wodował pan akurat w tym miejscu przypadkiem. Jaki cel ma pańska misja?
– Uratować Adrienne Hunter.
– Kłamstwo!
– Wypchaj się pan. Parę minut temu sam pan przyznał, że nie kłamię, gdy dam słowo.
Oczy gospodarza rozszerzyły się nagle. Zrozumiał. Spoliczkował zaskoczonego Pitta, który zatoczył się na ścianę, ale nie upadł.
– „Starbuck”. – Głos Delphiego był spokojny jak śmierć i równie groźny. – Stwierdził pan, że okręt jest sprawny, zabił dwóch moich ludzi i uciekł z Farrisem, a teraz przywiózł pan załogę, by zabrać „Starbucka”.
Читать дальше