Malone skinął głową, a Terry wciąż milczał.
– Czy każdy może je nosić?
– Tak, chociaż najlepszy efekt osiągają ludzie o jasnych oczach.
– A czy łatwo je można kupić? Czy są ogólnie dostępne?
– Tak. I jak większość nowości cieszą się sporym zainteresowaniem. Zwłaszcza że ceny są dosyć umiarkowane.
Quentin podziękował szefowej stoiska. Wyszli z salonu, a następnie opuścili centrum handlowe.
– Cały czas milczałeś – zauważył Malone.
– A co miałem mówić? – Terry wzruszył ramionami. – Zupełnie się na tym nie znam. Czy to miało jakiś związek z zabójstwami Kent, Parker i Jackson?
– Być może.
– Masz podejrzanego?
– Bez komentarza.
– Słyszałem, że podobno ta twoja pisarka widziała tego faceta. I że miał jakieś dziwne oczy.
Malone otworzył wóz i spojrzał na partnera.
– Ciekawych rzeczy można się nasłuchać u nas w pracy. Masz jakieś podejrzenia w związku z tą sprawą?
Wsiedli do terenówki i zapięli pasy. Terry spojrzał w kierunku centrum handlowego i pokiwał głową.
– Myślę, że znalazłeś dobry trop. Chyba że ofierze coś się pomieszało…
– Nie sądzę – rzekł krótko Quentin i spojrzał za siebie, wyprowadzając samochód z miejsca parkingowego. – A jak sądzisz, dlaczego zabójca zdecydował się zmienić kolor oczu?
– Żeby groźniej wyglądać? Żeby ją zastraszyć? Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami. – A może czuje się przez to silniejszy, potężniejszy? Nie z tego świata?
– Bardzo możliwe – zgodził się Terry.
Dalszą część drogi do posterunku pokonali w milczeniu i rozstali się zaraz po wejściu do budynku. Terry miał jakiś wyjazd, a Malone postanowił trochę podzwonić.
Nagle, w czasie drugiej czy trzeciej rozmowy, coś sobie przypomniał. W zeszłym roku, podczas hucznie obchodzonego milenijnego sylwestra, Terry przebrał się za Władcę Czasu. Tyle, że zamiast białej brody i powłóczystej szaty miał na sobie strój kolarski, a postawione na sztorc włosy spryskał lakierem. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Wyglądał jak postać z filmu fantasy. Szalony Maks czy ktoś w tym rodzaju. I jeszcze oczy. Oczy miał zupełnie czerwone. Kolorowe szkła kontaktowe.
Cholera, Terry! – zaklął w duchu. Dlaczego nie pisnąłeś o tym choć słówkiem?!
Quentin szybko skończył rozmowę i odłożył słuchawkę. To nic nie znaczy, powtarzał sobie w duchu. Szefowa salonu okulistycznego powiedziała, że kolorowe soczewki są teraz bardzo popularne. Więc dlaczego Terry wciąż milczał? Chyba nie zapomniał o swoim przebraniu?
– Cześć, stary.
Malone, zdziwiony, spojrzał w stronę drzwi.
– Terry? Już wróciłeś?
– Tak, sprawa okazała się nadzwyczaj prosta. Zaplanowane włamanie. Żadnych śladów ani świadków. Nigdy nie złapiemy złodzieja.
Malone starał się zachowywać swobodnie. Uśmiechnął się i rozparł wygodnie na krześle.
– Założę się, że niezbyt się to spodobało tym biednym okradzionym ludziom.
Terry machnął ręką.
– Mogli się tego spodziewać, jeśli zdecydowali się mieszkać w takiej okolicy. Zresztą i tak są bogaci. Nawet nie zauważą straty. – Przeciągnął się i ziewnął. – Co się z tobą dzieje? Kiedy wszedłem, zrobiłeś taką minę, jakbyś zobaczył ducha. Masz może coś nowego?
– Nie. Jestem po prostu zmęczony. To był ciężki dzień.
Malone spojrzał na zegarek. Chciał znaleźć sposób, żeby wypytać Terry’ego, co robił w czasie, gdy zamordowano Jessikę Jackson, ale tak, żeby nie domyślił się, o co mu chodzi. Chrząknął, czując, że nie ma prawa podejrzewać kumpla i zadawać mu podchwytliwych pytań.
– Co robisz dziś wieczorem? Wybierasz się do Shannona?
Terry skrzywił się.
– Jakoś nie mam ochoty.
– Niemożliwe. – Malone uśmiechnął się. – Każdy, tylko nie ty.
– Chcę zacząć nowy rozdział w moim życiu. – Wyciągnął do góry dwa palce. – Słowo honoru.
– Więc dlaczego jesteś taki złachany? Dobrze się ostatnio bawiłeś?
Na czole Terry’ego pojawiły się dwie pionowe zmarszczki.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Po prostu zastanawiam się, ile straciłem. Czemu się tak najeżyłeś? – zaśmiał się.
– Wczoraj byłem z dziećmi na jakimś idiotycznym filmie – odparł, krzywiąc się. – A poprzedni wieczór spędziłem z di Markiem i Tarantinem z Piątki. – Przeciągnął dłonią po zmęczonej twarzy i spojrzał na niego nieśmiało. – Boże, jak oni piją. Nie mogłem za nimi nadążyć.
– Ty nie mogłeś nadążyć? – zaśmiał się z ulgą Quentin. – Więc jest dla ciebie jeszcze jakaś szansa.
Terry zbierał się już do wyjścia, ale pokazał mu na odchodnym, gdzie może się pocałować.
– Lepiej się prześpij! – krzyknął jeszcze za nim. – Kiepsko ostatnio wyglądasz.
Terry zniknął za drzwiami. Quentin policzył do stu, a potem złapał kurtkę i podbił swoją kartę zegarową. Jeśli natychmiast wyjdzie i złamie parę przepisów drogowych, z pewnością złapie jeszcze di Marca i Tarantina.
Dopadł obu oficerów, gdy właśnie wychodzili z pracy. Parę minut później już by ich nie zastał.
– Cześć, Malone! Co cię tu sprowadza?
– Chcę sprawdzić, jak sprawuje się mój młodszy brat. Czy jest grzeczny i nikomu nie dokucza?
Obaj mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
– Na szczęście. Ale pamiętaj, że twój braciszek to jeszcze większy rozrabiaka niż ty!
– Dobrze, przekażę mu to. – Udawał, że chce przejść do budynku, ale zatrzymał się jeszcze. – Terry mówił, że pił z wami dwa dni temu.
– To za mocno powiedziane – zaśmiał się Tarantino. – Większą część wieczoru spędził pod stołem. Nie sądziłem, że taki wielki kajuński chłopak może mieć taką słabą głowę!
– Musieliśmy go wynosić – dodał di Marco.
– A w jakim to było barze? – spytał Quentin z nadzieją, że nie wygląda na szczególnie zainteresowanego tą sprawą.
– „Fast Freddie“ przy Bourbon.
Bourbon Street. Dzielnica Francuska.
– To nowa knajpa – mruknął. – Nie byłem tam jeszcze.
– Przyjdź kiedyś, chociaż jest trochę ciasno. Za to mają świetną muzykę i dużo dziewczyn.
– Zobaczysz, upijemy cię do nieprzytomności – odgrażał się Tarantino.
Quentin posłał mu krzywy uśmiech.
– Marne szanse.
– No, miło się gada, ale musimy lecieć.
Ruszyli w stronę parkingu, ale di Marco zatrzymał się nagle i obejrzał przez ramię.
– Spytaj Terry’ego, jak zdołał się tak upić, skoro prawie nie dotykał kieliszka – rzucił na odchodnym.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY
Czwartek, 1 lutego, godz. 17.45
Przez następne dwadzieścia cztery godziny Anna stosowała się ściśle do zaleceń Malone’a. Ukrywała się w swoim mieszkaniu, pozwalając, by inni zajmowali się jej sprawami. Chodziła z pokoju do sypialni, podskakiwała, słysząc najmniejszy hałas, i tęsknie spoglądała w stronę telefonu. Bez przerwy też martwiła się o Jaye i Minnie.
Po dwudziestu czterech godzinach podjęła decyzję. Miała już dosyć bycia ofiarą. Malutką myszką, która boi się potężnego Kurta. Ukrywała się przez dwadzieścia trzy lata. Nie mogła pozwolić, by teraz Malone znowu robił wszystko za nią. By przejął jej życie. Musi więc przestać się ukrywać I zacząć działać. Miała zamiar pójść za wskazówką Quentina i wyciągnąć od Bena listę jego pacjentów. Tyle że nie chciała go o nic prosić. Nie chciała błagać, żeby dał jej tę listę, gdyż domyślała się, że tego nie zrobi.
Читать дальше