– Rozumiem, ale powinnaś mi zaufać. Jeśli ucieknę, wezmę cię ze sobą.
Minnie uspokoiła się i rozmawiały jeszcze przez chwilę o tym, co zrobią i gdzie pójdą, kiedy już będą wolne. Jaye zapewniła ją, że będą razem i chociaż nie wiedziała, jak to osiągnie, za wszelką cenę postanowiła tego dopiąć.
Potrzebowała jednak pomocy dziewczynki.
– Minnie, musisz znaleźć jakiś sposób, żeby stąd uciec – szepnęła. – Musi tu być jakaś…
– Nie mogę. On zaraz to odkryje i będzie zły.
– Ale przecież nas już tutaj nie będzie. Uciekniemy i nie będziemy się tym przejmować. Już nic nam nie zrobi!
– Sa… sama nie wiem. On… on schował klucz do twoich drzwi.
– Na pewno jest jakiś inny sposób. – Jaye mówiła najłagodniej, jak tylko mogła. – Mogłabyś wyjść beze mnie i sprowadzić pomoc…
– Nie! Nie wyjdę bez ciebie!
– Dobrze, Minnie. Nie musisz. Ale słyszałam w tym domu telefon. Mogłabyś zadzwonić pod 911 i wezwać pomoc. To numer na policję.
– O, nie! On idzie!
Jaye zamarła ze strachu.
– Jesteś pewna, że to on? Może to tylko…
– Nie, to on! – Minnie jęknęła. – Boże, on wie, że tu jestem! Naprawdę nie wiem, co zrobi…
– Odejdź od drzwi! – chrapliwy męski głos rozdarł ciszę.
Przerażona Jaye wycofała się na łóżko. Mężczyzna zaśmiał się niczym diabeł.
– No, nie jesteś teraz taka odważna. – Zaczął ją przedrzeźniać: – Nigdy bez ciebie nie ucieknę, Minnie. Minnie, musisz mi pomóc. – Zniżył głos do świszczącego szeptu. – Nigdzie nie pozwolę jej zabrać. Minnie jest moja. Jest częścią mnie. – Zaczął mówić głośniej, wyraźnie się z nią drażniąc: – Jesteśmy nierozłączni, Jaye. Ona nigdzie nie pójdzie. I ty też tu zostaniesz.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała, zebrawszy całą swą odwagę. – Czego chcesz od Anny?
– Musisz zgadnąć albo… zaczekać na dalszy rozwój wypadków. To już niedługo.
Jaye zadrżała, bo zabrzmiało to jak najstraszliwsza groźba. Cały czas myślała o tym, gdzie jest Minnie i co się z nią dzieje.
– Minnie uciekła jak malutka myszka – powiedział, przeniknąwszy jej myśli. – Boi się nawet własnego cienia. – Zaśmiał się, jakby to był dowcip. – Naprawdę sądziłaś, że ona może ci pomóc? Albo ktokolwiek inny? Nie powinnaś się łudzić.
Jaye usłyszała, jak przekręca klucz w zamku, i poczuła, jak narasta w niej krzyk. Zaczęła przesuwać się w kierunku ściany, rozglądając się za czymś, czym mogłaby się bronić, albo miejscem, w którym mogłaby się schować.
Jednak drzwi pozostały zamknięte. Jej prześladowca otworzył tylko klapkę dla kotów i wrzucił coś do pokoju. Kawałek papieru. Podeszła do niego z bijącym sercem. Kiedy zobaczyła, co to jest, krzyknęła. Kawałek tapety z błaganiem o pomoc!
– Masz robić, co ci każę, bo inaczej zniszczę Minnie. Zrozumiałaś?
Potwierdziła płaczliwym głosem.
– Już najwyższy czas, żebym spotkał się z Anną.
– Nie, proszę! Zostaw Annę w spokoju! Przecież nic ci nie zrobiła!
– A skąd to wiesz, mała żmijko?! – wrzasnął. – Nic nie wiesz o jej grzechach!
Milczał przez chwilę, a potem wrzucił do jej więzienia szminkę i kawałek papieru.
– Masz to przypieczętować pocałunkiem i oddać.
Kiedy wzięła papier do ręki, zobaczyła, że jest to list. List do Anny. Serce zamarło jej w piersi. Pismo na kopercie zdradzało, że napisała go najmłodsza wielbicielka Anny, Minnie.
Adam chciał przechytrzyć Annę. Zastawić na nią pułapkę. Być może zabić…
– Nie! – krzyknęła, cofając się pod ścianę. – Nie zrobię tego. Jesteś potworem! Nie będę ci pomagać!
– Zrób, co każę, bo zabiję Minnie – rzekł zimno. – Przypieczętuj list pocałunkiem. Natychmiast.
Trzęsącymi się z przerażenia dłońmi przeciągnęła czerwoną pomadką po wargach, które następnie przycisnęła do gładkiego papieru. Podeszła do drzwi i przesunęła list na drugą stronę.
– Nie rób tego – błagała. – Wypuść mnie i Minnie. Zostaw Annę w spokoju.
– Nie bądź śmieszna – mruknął rozbawionym tonem. – Czy wiesz, że właśnie podpisałaś wyrok śmierci na Annę?
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Poniedziałek, 29 stycznia, godz. 14.00
Anna patrzyła na list z odciśniętym na kopercie krwawym pocałunkiem. Ręce jej drżały. Tylko nie Jaye, pomyślała. To nie może być Jaye!
Schyliła się i wyjęła spod lady swoją torebkę. Przez moment nerwowo ją przetrząsała, aż w końcu znalazła portfel i wyjęła z niego zdjęcie. Zbliżenie Jaye, patrzącej zamglonym wzrokiem wprost w obiektyw. Światło kładło się na jej twarzy, oświetlając ukośną bliznę, która przecinała jej wargi. Sprawdziła list. Blizna znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu!
Anna jęknęła, nie chcąc w to uwierzyć. Strach narastał w niej i podchodził do gardła. Bała się o Jaye. I o Minnie.
– Już wróciłem – rzucił pogodnie Dalton, wchodząc do kwiaciarni. Zdjął jesionkę i przerzucił ją sobie przez ramię. – Lunch był naprawdę cudowny. Nigdy w życiu nie jadłem tak dobrej… – urwał nagle. – Mój Boże, Anno! Co się stało?!
To proste pytanie, wypowiedziane po raz kolejny podczas ostatnich dni, wydało się Annie niemal śmieszne. Jej życie stało się jednym wielkim pasmem nieszczęść. Jednak w tej chwili wcale nie było jej do śmiechu. Jak sparaliżowana, zerknęła na list i zdjęcie.
– To on! To on porwał Jaye!
– Kto taki?
– Mężczyzna z listów Minnie – powiedziała, podając mu ze ściśniętym sercem kartkę.
Dalton podszedł do lady. Pobladł, gdy tylko zobaczył upstrzoną kwiatkami kopertę i krwawy pocałunek.
– Miałaś rację, Minnie istnieje, a Jaye wcale nie uciekła. Jak sądzisz, co… – urwał gwałtownie. Nie musiał kończyć tego pytania.
– Nie wiem – odparła bezradnie. – Muszę zadzwonić do Malone’a.
Po półgodzinie Anna i Quentin jechali groblą nad jeziorem Pontchartrain do Mandeville. List i zdjęcie leżały na półce samochodu. Na szczęście złapała Malone’a w pracy i mógł od razu przyjechać. Obejrzał zdjęcie i odcisk, a potem spytał, czy chce z nim pojechać. Anna natychmiast skorzystała z zaproszenia. Nie mogłaby pracować przy takim stanie umysłu.
Po paru pierwszych pytaniach i odpowiedziach prawie ze sobą nie rozmawiali. Anna nie miała nic do powiedzenia. Siedziała, patrząc na drogę, i ściskała mocno ręce na podołku.
Malone sięgnął i przykrył je swoją dłonią.
– Sytuacja nie jest wcale taka zła, Anno. Naprawdę, uwierz mi.
Łzy napłynęły jej do oczu.
– Nie jest zła?! Jakiś psychopata albo zboczeniec porwał Jaye, a ty mi mówisz, że nie jest zła! – Zamilkła na chwilę, porażona własnymi słowami. Szybko jednak doszła do siebie. – Zaginęła osiemnastego i nikt jej nie szukał – podjęła. – Nie masz pojęcia, jak się boję. To wszystko nie mieści mi się w głowie.
– Ty jej szukałaś, Anno. – Ścisnął jej dłonie, a potem przeniósł rękę na kierownicę. – Nie uwierzyłaś w to, że uciekła.
– Ale mogłam zrobić więcej!
Spojrzał na nią ze współczuciem.
– A niby co? Rozmawiałaś z jej przybranymi rodzicami, kuratorem i policją, nawet z przyjaciółkami. Sprawdziłaś wszystkie tropy. Nic więcej nie mogłaś zrobić, Anno.
Spojrzała w stronę jeziora, wiedząc, że Malone ma rację. Mimo to wciąż miała wyrzuty sumienia.
– Jak gdyby nigdy nic wróciłam do dawnego życia – wydusiła z siebie. – Czuję się winna…
Читать дальше