– Nie, ten jest stuprocentowym hetero. Chyba że po raz pierwszy zawodzi mnie mój nieomylny instynkt, ale to niemożliwe. O, idzie tutaj. Tylko nie rzuć mu się od razu na szyję.
– Idzie tu? – spytała, starając się dojrzeć coś poza parą, która zaczęła tańczyć tuż przed nią. – Jesteś pewny?
Mężczyzna pociągnął kobietę na bok i tłum się rozstąpił. Serce zamarło Annie w piersi. Śledczy Malone. Tak, rzeczywiście szedł w jej stronę. Z trudem się opanowała, wprost nie mogąc oderwać od niego oczu. Do licha, Dalton miał absolutną rację. W niebieskich dżinsach i gładkiej koszuli wyglądał naprawdę wspaniale.
Zdecydowała, że za dużo już dzisiaj tańczyła i wypiła zbyt wiele piw.
– Cześć, Anno – rzekł, zatrzymawszy się przy stoliku.
– Witam, panie Malone – powiedziała nerwowo.
Nawet ona zauważyła, że ma nienaturalny głos. Co się z nią, do diabła, dzieje?!
– Mów mi Quentin. – Pokazał jej w uśmiechu wszystkie zęby.
Dalton szturchnął ją łokciem.
– Anno, przedstaw mnie swojemu znajomemu.
Zaczerwieniła się jak piwonia, chociaż nie miała ku temu żadnych powodów.
– Oczywiście. Dalton, to oficer śledczy Quentin Malone. Opowiadałam ci o nim.
– A tak. – Wyciągnął do niego rękę. – Anna nie powiedziała mi, że z pana taki przystojniak.
Zupełnie niezmieszany Quentin energicznie potrząsnął jego dłonią.
– Bardzo mi z tego powodu przykro.
– Być może powinien pan dać jej szansę, żeby mogła lepiej się panu przyjrzeć. Może…
– Dalton! – Zgromiła go wzrokiem. – Powinieneś chyba trochę wytrzeźwieć!
– Bardzo chętnie – powiedział Quentin, zupełnie nie zwracając uwagi na jej słowa. – Może zatańczymy, Anno?
Chciała odmówić, ale nieoceniony Dalton pchnął ją do przodu.
– Łap szansę – szepnął jej do ucha.
– Zabawny facet – mruknął Quentin, biorąc ją w ramiona. – Dobry przyjaciel?
– Tak. – Buntowniczo wysunęła do przodu brodę, spodziewając się, że zaraz zacznie kpić z „kochających inaczej“. Jednak tego nie zrobił, tylko przyciągnął ją bliżej.
– Pięknie pachniesz.
– Tylko spokojnie. Gdyby Dalton nie wypchnął mnie z miejsca, nigdy bym z panem nie zatańczyła!
– Będę musiał mu później podziękować.
Zakręcił nią, a potem przytulił. Ich biodra zetknęły się na moment i poczuła, jak dziwne wibracje rozeszły się po jej ciele.
– Lepiej się nie spiesz, bo może jeszcze będziesz tego żałował. – Anna również zaczęła mu mówić po imieniu.
– Aw, cher – zaczął w kajuńskim żargonie, przyciągając ją jeszcze bliżej. – Chyba nie chcesz złamać mi serca?
Poczuła jego oddech na swoim uchu. Było to zmysłowe, pełne erotyzmu doznanie.
– Przykro mi, ale twoje wdzięki nie robią na mnie żadnego wrażenia.
– Naprawdę? Myślę, że chcesz mnie okłamać – rzucił głębokim męskim głosem.
Miał rację. Niestety, miał rację. Spojrzała mu w oczy, udając chłód i rozdrażnienie.
– Nudzą mnie zbyt pewni siebie mężczyźni. Lepiej poszukaj sobie jakiejś łatwiejszej sztuki, która da się nabrać na twoje chwyty.
Chciała mu się wyrwać, ale trzymał ją mocno.
– Zlituj się nad kajuńskim chłopcem i zatańcz ze mną do końca.
– Z takim nazwiskiem wątpię, żebyś miał choć odrobinę francuskiej krwi w żyłach. Już raczej irlandzką whiskey!
Zaśmiał się.
– Źle mnie oceniasz, Anno.
– Dalton mówił, że mnie obserwowałeś. Dlaczego?
– A jak sądzisz?
– Nie wygłupiaj się. I nie mów mi tylko, że jestem najładniejszą dziewczyną w „Tipitinie“, bo i tak w to nie uwierzę.
Malone nagle spoważniał.
– Może uznałem, że potrzebujesz ochrony…
– Przed kim miałbyś mnie chronić? Przed Daltonem? – prychnęła pogardliwie. – Daj spokój!
Mocna ręka zacisnęła się na jej talii.
– Przed kimś, kto przychodzi w takie miejsca na łowy. Przed drapieżnikiem, który szuka rozbawionych, nieuważnych kobiet. Takich jak ty.
– O ile wiem, tylko ty na mnie patrzyłeś.
– Tak, ale ja jestem twoim sprzymierzeńcem.
– Skąd mam to wiedzieć? – spytała, zła na niego za to, że usiłuje ją przestraszyć. – Tylko dlatego, że jesteś policjantem?
– Chociażby.
– Przykro mi, ale to nie budzi mojego zaufania. – Nagle z wściekłością mu się wyrwała. – I co to znaczy, że jestem „rozbawiona i nieuważna“? Może chciałeś powiedzieć: „łatwa“?
– Nie, wcale nie o to chodziło. Posłuchaj, zginęły dwie rudowłose kobiety. Obie spędzały wieczór w towarzystwie przyjaciół, świetnie się bawiąc. Obie były ładne. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Tyle że przyciągnęły uwagę mordercy.
Poczuła na całym ciele gęsią skórkę. Potrząsnęła głową i spojrzała na niego.
– Chcesz mnie przestraszyć?
– Tak. Ci, którzy się boją, są ostrożni.
Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu. Przed oczami stanęły jej obrazy z przeszłości. Ufna trzynastoletnia dziewczyna i niewinny sześcioletni chłopiec. Nigdy tego nie zapomni.
– Czasami ostrożność nic nie znaczy – powiedziała drżącym głosem. – Czasami wszystko dzieje się przypadkiem. Nic mi nie jest, panie Malone. Chcę być sama.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, potrącając tańczące pary. Niektórzy patrzyli na nią ze zdziwieniem, inni z irytacją. Jednak Quentin nie zostawił jej samej. Dogonił ją przy zejściu z parkietu dla tańczących.
Złapał ją za łokieć, więc musiała się do niego odwrócić.
– Przepraszam, jeśli cię uraziłem.
– Dobrze. A teraz daj mi spokój. – Wyswobodziła się i podeszła do Daltona. – Wracam do domu. Daj mi torebkę.
– Naprawdę? – Patrzył zmieszany to na nią, to znów na Malone’a. – Czyżby coś nie tak? Nic nie rozumiem. Co się…?
– Nic, po prostu tak działam na kobiety – mruknął Quentin. – Za dużo gadamy. To przekleństwo klanu Malone’ów.
Anna nawet się nie uśmiechnęła, tylko wyciągnęła rękę.
– Poproszę o torebkę. I kurtkę.
Dalton podał jej te rzeczy.
– Zaczekaj, poszukam Billa i pójdziemy razem.
– Nie ma potrzeby. Bawcie się dobrze. – Pocałowała go w policzek. – Pożegnaj ode mnie Billa. Cześć, do jutra.
Dalton wahał się i w tym momencie raz jeszcze wtrącił się Malone:
– Niech się pan nie przejmuje, sam ją odprowadzę. Dam tylko znać partnerowi.
Anna nie sądziła, że stać go będzie na taką bezczelność. Natychmiast zaprotestowała:
– Nic z tego! Pożegnamy się tutaj!
Ruszyła do wyjścia, a on za nią.
– Wiem, że jesteś zła, ale nie bądź głupia. Zginęły już dwie kobiety.
Nie bała się, nie chciała dać się zastraszyć. Dzielnica Francuska była jej domem, miała tutaj mnóstwo przyjaciół. Z powodu tego, co się kiedyś stało, bała się wielu miejsc, ale nie tego.
– Posłuchaj, zwalniam cię z wszelkiej odpowiedzialności. Spocznij. I dobranoc – rzuciła.
Podeszła do drzwi. Malone był tuż za nią.
– Wobec tego wezwę taksówkę.
– Nie.
– Anno, to nie są żarty. W tym mieście grasuje morderca.
– A także gwałciciel i porywacz – rzuciła rozpaczliwie i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. – Ale ja nie mogę żyć w ciągłym strachu. Ta dzielnica to mój dom, a do siebie mam zaledwie parę przecznic. Wszędzie tutaj mieszkają moi przyjaciele. Mogę ich wezwać w razie potrzeby. Poza tym chodziłam tędy setki razy i nigdy nie miałam problemów.
Читать дальше