Otworzyła kopertę, czując mrowienie na karku. Ręce jej się trzęsły. Żałowała, że nie może odesłać Minnie listu, wcale go nie czytając. Coś jej jednak mówiło, że nie powinna tego robić.
Przede wszystkim wiedziała, że dziewczynka jej potrzebuje. I chociaż nie miała pojęcia, jak mogłaby jej pomóc, wciąż szukała sposobu. Nie mogła przecież opuścić Minnie w potrzebie!
Wzięła do ręki pojedynczą kartkę papieru w linie i zaczęła czytać:
Kochana Anno!
Tak dużo się ostatnio zdarzyło. On już wie, że do ciebie pisałam. Nie mam pojęcia, czy wiedział od początku. I co planuje. Boję się, że mnie teraz skrzywdzi. Albo tę drugą dziewczynę. Tę, która ciągle płacze. Uważaj, Anno. Obiecaj. A ja obiecuję, że też będę uważać.
Jak zwykle Minnie ozdobiła list stokrotkami i sercami oraz dopisała słowo: „Czekam“.
– Mój Boże, Anno – szepnął Bill, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Wyglądasz tak, jakbyś zobaczyła ducha. Co tam jest napisane?
W milczeniu podała mu list i obaj mężczyźni pochylili się nad nim.
– Myślisz, że… że to prawda? – Dalton pierwszy uniósł głowę.
– Oczywiście. A… ty?
– Sam nie wiem. Na początku też mi się tak wydawało, ale teraz… – Spojrzał na Billa. – Ten policjant mógł mieć rację. To może być jakiś psychopata. Tego… tego już za wiele.
– Zgadzam się – dodał Bill. – Jeśli tajemniczy „on“ z listów wie o korespondencji, to dlaczego pozwolił Minnie wysłać ten list? A jeśli ją więzi, to w jaki sposób Minnie wysłała te wszystkie listy?
– I dlaczego to ty masz uważać? – Dalton potrząsnął głową, a na jego czole pojawiły się zmarszczki. – To nie ma żadnego sensu!
Bill dzielnie mu sekundował:
– Poza tym gdyby porwano jakieś dziecko z tego rejonu, na pewno byśmy o tym wiedzieli.
– Racja – podjął Dalton. – Jeśli ginie dziecko, policja i media natychmiast podnoszą alarm. – Spojrzał na nią współczująco. – Przykro mi, Anno.
Zaczęła to wszystko rozważać i stwierdziła, że muszą mieć rację. To wszystko rzeczywiście nie trzymało się kupy. Ktoś specjalnie pisał te listy, żeby ją przestraszyć, a ona dała się nabrać. Stało się tak, jak planował tajemniczy prześladowca. Udało mu się, bo tak bardzo chciała pomóc więzionym dzieciom.
Zmięła list i cisnęła go na stół.
– Czuję się jak idiotka. Przecież poszłam z tym nawet na policję!
– Nie przejmuj się, Anno. My z Billem też daliśmy się nabrać.
– Tyle że to nie was chciał oszukać! Nie wy byliście celem!
Dalton podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
– Przynajmniej to się już skończyło. Możesz o tym zapomnieć i zająć się innymi rzeczami.
– Na przykład zniknięciem Jaye i moją nieistniejącą karierą? Rzeczywiście mam czym!
– Nie przejmuj się – powiedzieli jednogłośnie. – Tak nie lubimy, kiedy się przejmujesz.
– Dlatego chcemy, żebyś poszła z nami do „Tipitiny“ i trochę się rozerwała.
– Dzisiaj noc z Zydeco Kings!
– Zydeco Kings będą grali!
– Prosto z Thibodaux.
– Prosimy, Anno. Dziś sobota, a ty jesteś zupełnie wolna…
– Sama nie wiem. – Potrząsnęła głową. – Nie jestem w nastroju.
– Właśnie dlatego powinnaś z nami pójść. Trochę się zabawisz. – Dalton złapał ją za ręce. – Poza tym masz na nas zbawienny wpływ. Jeśli pójdziesz, nie będziemy za dużo pić i jeść, no i wrócimy przed świtem do domu.
– Możesz zaprosić tego Bena. Obiecuję, że nie będę go obmacywał.
Anna wybuchnęła śmiechem. śmiechem.
– Uwielbiam was, chłopaki.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz? Proszę!
– Dobrze, pójdę z wami – skapitulowała.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Sobota, 20 stycznia
Dzielnica Francuska
Kiedy Bill i Dalton o siódmej zapukali do jej mieszkania, już była gotowa. Czuła się wyśmienicie. Miała wrażenie, że jest lekka i… atrakcyjna. Stwierdziła, że zasługuje na odrobinę rozrywki. W czasie tego wieczoru nie chciała myśleć o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich paru dni. Skorzystała nawet z zachęty Billa i zadzwoniła do Bena.
– No i jak tam twój terapeuta? Przyjdzie? – spytał Dalton, jakby czytał w jej myślach.
– Postara się do nas później dołączyć, bo ma jeszcze parę spraw do załatwienia. – Zamknęła mieszkanie i włożyła klucze do torebki.
– Jego strata – mruknął Bill, przyglądając się jej obcisłym dżinsom, czarnej bluzce i skórzanej kurtce. – Świetnie wyglądasz.
– Bardzo panu dziękuję. – Uroczo dygnęła i wszyscy się roześmieli, po czym ruszyli zgodnie na dół. – Szkoda tylko, że dwaj najprzystojniejsi faceci, jakich znam, są gejami. Tym bardziej że spędzam z wami większość czasu.
– Dlatego właśnie warto wyrwać się z domu – rzucił Dalton.
– I potańczyć – dodał Bill, poruszając dwuznacznie biodrami. – Może właśnie dzisiejszego wieczoru znajdziesz Tego Jedynego.
Anna zaśmiała się razem z nimi, ale nie miała zamiaru zbyt intensywnie szukać. Nawet Ben, oczywiście jeśli się zjawi, nie ma żadnych szans, bo przypadkowy seks nie był w jej stylu.
Opuścili budynek i ruszyli w kierunku „Tipitiny“. Ten słynny muzyczny klub znajdował się zaledwie kilkanaście przecznic dalej. Mimo chłodu zdecydowali się pójść pieszo, rozgrzani swoim towarzystwem i perspektywą fajnej zabawy.
Kiedy weszli do środka, tańce już się rozkręciły. Zydeco Kings zawsze przyciągali sporą publiczność, zwłaszcza w sobotnie wieczory w Dzielnicy Francuskiej. Tłum składał się z miejscowych i turystów, a jeśli idzie o wiek, była tam zarówno młodzież tuż po osiemnastce, jak i starcy stojący nad grobem. Bill zauważył parę osób z komisji zajmującej się sztuką i ruszyli w tamtą stronę. W ten sposób zdobyli stolik, do którego dostawiło się dodatkowe krzesła. Dołączył do nich jeszcze ktoś z sąsiedztwa, a potem znajomy tego znajomego.
W czasie pierwszej godziny Anna rozglądała się za Benem, w końcu jednak stwierdziła, że pewnie nie przyjdzie. Mimo rozczarowania dała się wciągnąć w zabawę. Piwo lało się strumieniami, a muzyka grała tak, że nogi same rwały się do tańca, jak to w Nowym Orleanie. Anna wraz z przyjaciółmi piła i jadła za dużo, a także śmiała się głośno. Bawiła się lepiej niż kiedykolwiek, tańcząc ze wszystkimi, którzy o to prosili.
W końcu wróciła do stolika, spocona i zziajana.
– Wody! – jęknęła i opadła na krzesło obok Daltona, wachlując się dłonią.
Kiedy dostała szklankę, opróżniła ją do dna.
– Ani śladu twojego terapeuty, co?
– Nie. Rozglądałam się za nim.
Dalton spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Kiedy?
– No, w czasie tańca – odparła. – Między kolejnymi wygibasami.
– Aha. Może to i lepiej – mruknął bardziej do siebie niż do niej i podsunął jej swoją szklankę. – Pij.
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Wypiła spory łyk i spojrzała zaczepnie na Daltona.
– Niby dlaczego?
– Bo od jakiegoś czasu uważnie ci się przygląda nieprawdopodobnie przystojny facet. Popatrz, prawdziwe cudo, nie uważasz?
– Mnie? – zdziwiła się, patrząc dookoła. – Nie widzę go. Gdzie on jest?
– Przy barze. Ale nie patrz na niego teraz. Niech nie myśli, że jesteś łatwa.
Nie posłuchała go, ale przy barze był ogromny tłok i Anna nie zauważyła nikogo interesującego. Mina jej zrzedła.
– Pewnie patrzy na ciebie, Dalton – mruknęła. – Tak się pechowo składa, że w tym mieście wszyscy interesujący mężczyźni to geje.
Читать дальше