Zmieniła też ubranie, w którym była w klinice Iana. Zamiast wpuszczać policjantów na górę, zeszła po schodach i wyjrzała przez boczną szybkę w drzwiach. Zobaczyła Maca i jego nowego partnera, a także, o dziwo, dwóch umundurowanych policjantów.
Jane tylko zmarszczyła brwi. Po co im dwaj dodatkowi policjanci, jeśli zamierzali ją przesłuchać? Pamiętała, że kiedy przyszli po lana, też towarzyszyło im dwóch mundurowych. Czyżby ją też chcieli zamknąć? Ale dlaczego?
Mac dostrzegł ją i wyciągnął w jej stronę odznakę. Drżącymi rękami otworzyła drzwi. Gdy tylko to zrobiła, drugi ze śledczych podał jej złożony dokument.
– To nakaz przeszukania domu, pani Westbrook. Popatrzyła osłupiała najpierw na papier, a potem na policjantów.
– Nakaz – powtórzyła niepewnie.
– Zaczniemy od dołu. – Policjanci minęli ją i weszli do holu.
Jane próbowała się jakoś pozbierać.
– Zaraz, przecież nawet nie wiem, czy to zgodne z prawem.
Podporucznik McPherson zatrzymał się i skinął głową.
– Jak najbardziej, pani Westbrook.
Rozłożyła dokument i zaczęła go przeglądać. Nie znała się na tym, ale wyglądało na to, że jest w porządku. Podpisał go sędzia Kirby i nosił dzisiejszą datę.
Jane zwróciła im papier.
– Zaczekajcie, zadzwonię do swojego prawnika.
– Oczywiście może pani to zrobić – powiedział drugi śledczy. -Ale my mamy prawo przeszukać ten dom. I to niezwłocznie.
Nagle drzwi do jej pracowni otworzyły się i ukazał się w nich Ted. Spojrzał najpierw na nią, a potem groźnie na policjantów.
– Co tu się dzieje?
– Ted, dotrzymaj panom towarzystwa, a ja tymczasem zadzwonię – powiedziała najbardziej pewnym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać..
Poirytowany Mac spojrzał na zegarek.
– Ma pani dwie minuty.
Pobiegła do pracowni. Po chwili znalazła przenośny aparat i drżącą ręką otworzyła kalendarz z wpisanymi świeżo telefonami. Dodzwoniła się do biura Eltona, a kiedy nieco chaotycznie wyjaśniła sekretarce, o co chodzi, ta połączyła ją z szefem.
– Przyszła policja – zaczęła łamiącym się głosem bez zbędnych powitań. – Nie wiem, co mam robić. Mają nakaz rewizji.
– Widziałaś go?
– Tak, wygląda na to, że jest w porządku. Podpisał go jakiś sędzia. Sędzia Kirby – przypomniała sobie.
– Z jaką datą?
– Dzisiejszą.
– Spodziewałem się tego – mruknął. – I tak są trochę spóźnieni.
– Ale czego chcą szukać?
– Dokładnie? Nie wiem. Wszystkiego, co będzie łączyć Iana albo z przestępstwami, albo z ich ofiarami.
Jane pomyślała o kompaktach. Na pewno je zabiorą. A tyle się namęczyła, żeby je zdobyć! Jaka szkoda, że zasnęła i nie zdążyła wszystkiego przejrzeć.
– Posłuchaj, przeczytaj uważnie ten nakaz. Policja może przeszukiwać tylko te miejsca, które są w nim wymienione. Na przykład jeśli jest w nim dom, ale bez garażu, to nie mogą nawet wejść do garażu. Nie mogą też przeszukać samochodów, jeśli nie są wyszczególnione. Czy twoja pracownia ma oddzielny adres i wejście?
– Tak.
– Jeśli więc zechcą ją przeszukać, muszą ją mieć w nakazie. Poza tym sędzia pozwala im na poszukiwanie i zatrzymanie określonych rzeczy, na przykład korespondencji lub rachunków. Pamiętaj, że nie mogą robić, co im się żywnie podoba. Będą próbowali cię zastraszyć, ale musisz być twarda. Według teksaskiego prawa musisz pozostać w domu. Przyjadę do ciebie najszybciej, jak to będzie możliwe.
Jane podziękowała mu i wróciła do holu. Ted miał głęboko nieszczęśliwą minę, a policjanci wyglądali na zniecierpliwionych.
– Czy mogę jeszcze raz zobaczyć nakaz rewizji?
– Oczywiście. – Mac podał jej dokument. – Zobaczy pani, że wszystko jest w porządku.
Zaczęła czytać.
– Mieszkanie przy 415 Commerce Street, garaż i samochody. – Uniosła wzrok. – Oczywiście nie może pan przeszukać mojej pracowni.
– Słucham?
– Moja pracownia ma inny adres, 413 Commerce Street – wyjaśniła. – Nie ma pan zatem prawa do niej wejść.
Drugi ze śledczych aż poczerwieniał i wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo. Policjanci w mundurach zaczęli się wiercić.
Mac uniósł dłoń.
– Jeden telefon do sędziego i będziemy z powrotem. Posłuchaj, Jane…
– Pani Westbrook – poprawiła go. – Będzie pan musiał uzyskać oddzielny nakaz rewizji, żeby przeszukać moją pracownię – ciągnęła oficjalnym tonem.
Mac aż sapnął ze zdenerwowania.
– Przecież wrócimy po paru godzinach. Zaoszczędzi pani tylko wszystkim kłopotu…
– Żaden kłopot – przerwała mu. – Nigdzie się nie wybieram.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY
Piątek, 24 października 2003 r. 10. 20
Policja zajęła się przeszukiwaniem mieszkania, a Jane wraz z Rangerem czekała w holu przy wejściu. Jeden z mundurowych policjantów został oddelegowany, by jej towarzyszyć.
Elton miał rację. Policjanci szukali wybranych rzeczy: zarówno ubrań, jak i dokumentów, zdjęć i rachunków, które mogłyby wskazywać na powiązania jej męża z ofiarami. O dziwo, z ubrań interesowała ich tylko czapeczka Bravesów i skórzana kurtka.
Ian nie miał nic takiego.
Tak jak się obawiała, zabrali komputer i wszystkie płyty oraz dyskietki z pokoju jej męża. Skonfiskowali też jego komórkę, książkę adresową, wyciągi z konta bankowego i zapłacone rachunki.
Ranger warczał cicho, obserwując kręcących się policjantów. Jane trzymała go na smyczy, ale nie chciała mu nakładać kagańca. On też uważał, że to nie w porządku. Nikt wcześniej nie wdzierał się w ten sposób na jego terytorium. Ich terytorium. Jane zastanawiała się, czy będzie jeszcze kiedyś czuła się tutaj jak u siebie w domu.
Pojawił się Elton. Sprawdził nakaz i stwierdził, że wszystko jest zgodne z prawem, a potem towarzyszył policjantom w dalszych poszukiwaniach. Jane spytała, czy mogłaby na niego poczekać w pracowni.
Odpowiedział, że tak, więc wyszła z Rangerem na chwilę na dwór, by załatwił wszystkie swoje potrzeby, a potem skierowała się do pracowni.
– Co się dzieje? – spytał Ted.
– Wygląda na to, że nieźle się bawią, przeglądając moją garderobę. – Westchnęła i opadła na wiklinową sofkę przeznaczoną dla gości. – Pewnie już znają numery moich majtek i biustonosza.
Ted aż poczerwieniał.
– Trudno się nie wkurzyć – mruknął. Pomyślała o swojej bieliźnie przeglądanej i dotykanej przez obcych facetów. To wcale nie było przyjemne.
Czuła się tak, jakby obmacywali ją samą. Pożałowała, że brakuje jej energii, by się na nich naprawdę rozgniewać.
– Powinnaś spróbować – zasugerował Ted, gdy mu o tym powiedziała.
– Tak, dobrze by mi to zrobiło. Zaburczało jej w brzuchu.
– Widzisz, nawet twój żołądek się zgadza – zaśmiał się Ted.
– Nie, nie, to dlatego, że nic nie jadłam. Masz tu coś do jedzenia?
– Kanapkę z masłem fistaszkowym i jabłko. Okazało się, że Ted też nie jadł jeszcze śniadania.
Podzielili się więc wielkim, soczystym jabłkiem i kanapką z ekologicznego, pieczonego w domu chleba.
– Sam go upiekłeś? – zdziwiła się Jane. – Nie sądziłam, że zajmujesz się takimi rzeczami. Jest naprawdę pyszny.
Zawstydził się nieco.
– Wiesz, przede wszystkim jest zdrowy. Z ziarnami i bez cukru.
– Ojej, nie zdziwiłabym się, gdybyś masło też sam robił – zażartowała, ale po minie Teda poznała, że tak było w istocie. – Niemożliwe!
Читать дальше