Śledczy wyszli, zostawiając ich samych w pokoju.
– Czego się dowiedziałeś? – spytała Stacy. Mac wyjął notes.
– Dwa razy rozwiedziona. Ostatnio dwa lata temu. Obaj mężowie byli dużo starsi od niej. I bogaci.
– Pracowała?
– Uważała się za dekoratorkę wnętrz, ale sąsiedzi mówią, że niewiele robiła. Podobno korzystała ze swojej firmy, żeby kupować taniej rzeczy do domu. Miała kupę forsy od byłych mężów.
– Jakiś narzeczony?
– Niestety, żadnego. Ale jej gospodyni mówiła, że lubiła mężczyzn. I to bardzo.
– Ciekawe. – Stacy zaczęła bębnić palcami po starym, zniszczonym biurku. Zazdrosny mąż odpada, pomyślała. Ale może taki, którego podczas rozwodu wycisnęła jak cytrynę.
– Myślisz, że to ważne?
– Sama nie wiem.
– Rozmawiałem z jej pierwszym mężem. Mieszka w Atlancie. Od lat nawet z nią nie rozmawiał. Nie chciał uwierzyć, że nie żyje. Nie sądzę, żeby mógł ją zabić.
– A drugi?
– Właśnie wrócił z rejsu. Dziś rano przybił do Miami. Ma przylecieć na Fort Worth o dziesiątej czterdzieści pięć.
– Więc ma alibi.
– Ale i tyle kasy, żeby zlecić komuś tę robotę.
– Najpierw musimy złapać Delanda w La Plaza.
Trzeba sprawdzić, czy ktoś z obsługi pozna tego faceta. To mógł być ich klient albo ktoś, kto po prostu przyszedł do hotelu.
Mac od razu na to przystał. Stacy wyjęła wizytówkę Delanda z kieszeni dżinsów i podeszła do wiszącego na ścianie aparatu.
– Chciałabym rozmawiać z panem Delandem – powiedziała po chwili. – Tu porucznik Killian z Wydziału Zabójstw.
Gdy usłyszała męski głos, odetchnęła z ulgą.
– Tak, to ja. Cieszę się, że pana zastałam, panie Deland. Czy możemy przyjechać, żeby pokazać panu fragment filmu?
Odwiesiła słuchawkę i spojrzała na Maca.
– Dobra, jedziemy. – Wzięła swoją kurtkę z oparcia krzesła i szybko ją narzuciła. – O której ten jej były mąż będzie w Dallas? O dziesiątej czterdzieści pięć?
– Dokładnie. Myślisz, że powinniśmy być z kwiatami na lotnisku?
– Nie ma to jak działać przez zaskoczenie. – Ponownie spojrzała na zegarek. – Coś jeszcze?
– Tylko jedno. -Jakaś nuta w jego glosie sprawiła, że ciarki przeszły jej po plecach. – Zgadnij, kto był chirurgiem plastycznym pani Vanmeer? Doktor Ian Westbrook. Twój szwagier.
Poniedziałek, 20 października 2003r. 20. 25
Jane piła wodę mineralną i patrzyła na Iana. Stał przy kuchence, mieszając sos. Przygotowywał właśnie jedno z jej ulubionych dań – kurczaka w pomarańczach i rozmarynie. Kuchnię wypełniał już zapach pieczonego w ziołach mięsa, a także duszonych cytrusów, Ian świetnie gotował, dlatego podczas szykowania posiłków grał pierwsze skrzypce, natomiast Jane z radością przyjęła mniej prestiżowe funkcje podkuchennej i pomywaczki.
– Widziałam się z Dave’em.
– No proszę, szybko się z nim skontaktowałaś. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny.
Pochyliła głowę w jego stronę. Czyżby był poirytowany? A może zazdrosny?
– Jest moim przyjacielem.
– Wiem, Jane. – Spojrzał jej w oczy. – Wcale mnie to nie martwi. Do licha, przecież sam to zaproponowałem.
– Mhm. I muszę przyznać, że to był świetny pomysł.
– Tak?
– Przyniósł mi najnowszy „Texas Monthly”. Wiesz, to znane pismo.
Ian przestał mieszać i znów spojrzał na nią.
– Coś o tobie? Co o tym myślisz?
– Sam zobacz.
Wyjęła pismo i położyła na granitowym blacie, Ian aż gwizdnął, patrząc na pierwszą stronę.
– Daleko zaszłaś. – Wytarł dłonie, sięgnął po pismo i zaczął czytać. Przeleciał wzrokiem przez cały artykuł. – I pomyśleć, że mnie wybrałaś…
– To był tylko kaprys.
– Rozumiem, szukałaś taniej podniety.
– Nie jesteś tani, kotku – drażniła się z nim. – Ale na pewno podniecający.
Pochylił się, by ją pocałować. Kiedy się wyprostował, był już zupełnie poważny.
– Pewnie nie spodobało ci się to zdjęcie. – Nie pytał jej. Wiedział. Znał ją przecież dobrze. -A co na to Dave?
– Żebym dała sobie spokój. Moja przeszłość jest częścią mojej teraźniejszości. To właśnie dzięki niej zostałam artystką – powtórzyła najdokładniej, jak umiała. Mimo to zdjęcie wciąż ją niepokoiło. Dlatego szybko zamknęła pismo.
– Wiesz, jestem o niego zazdrosny. Chyba nie powinienem był się z tym kryć.
Pokręciła głową, patrząc z powagą na męża.
– Powiedziałam mu o koszmarach.
– I?
Szybko zrelacjonowała mu to, co usłyszała od Dave’a.
– Twierdzi, że boję się wszystko stracić – zakończyła.
– A ty co sądzisz?
– Ta teoria ma sens. Kiedy mi to powiedział, poczułam ogromną ulgę. Dave uważa, że mogę pokonać strach, jeśli zrozumiem, co się ze mną dzieje. Urwała na chwilę. – Powiedziałam mu o dziecku.
– Domyśliłem się.
– Nie jesteś zły?
– Jasne, że nie.
– Ale patrzysz tak jakoś dziwnie. Czy chcesz mi coś powiedzieć?
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął i potrząsnął głową.
– Nie, nic takiego.
– No, powiedz- upierała się. Ian wypił trochę wina.
– Pewnie trochę zmarkotniał, kiedy się o wszystkim dowiedział.
Zmieszana, ściągnęła brwi.
– Nie rozumiem…
– Przecież to jasne, że się w tobie kocha.
Przez chwilę patrzyła na męża z otwartymi ustami. Zupełnie ją zatkało.
– Nieprawda – wydusiła w końcu.
– Jesteś pewna?
Jane nie mogła uwierzyć, że Ian tak właśnie myśli.
– Jesteśmy przyjaciółmi! Mężczyzna i kobieta mogą się po prostu przyjaźnić!
– I dlatego wciąż się koło ciebie kręci?
– Tak! – Krew nabiegła jej do policzków. – Przyjaźnimy się od szkoły i szanujemy nawzajem.
Ian uniósł ręce na znak, że się poddaje.
– Dobrze, cofam wszystko, co powiedziałem. Przepraszam. Już ci mówiłem, że jestem zazdrosny o to, co was łączy.
Podeszła do niego i objęła go mocno.
– Nie musisz., – Naprawdę?
– Oczywiście.
Pocałował ją, a potem polecił, żeby usiadła, jeśli chce w najbliższym czasie dostać coś do jedzenia.
Przez chwilę milczeli, wreszcie Jane uznała, że powinna dokończyć swoją relację.
– Rozmawialiśmy też o Stacy.
Podniósł głowę znad sosu i spojrzał na Jane.
– Tak?
– Uważa, że również ja jestem odpowiedzialna za całą sytuację.
– Ale ty się z nim nie zgadzasz?
– Wcale tego nie powiedziałam – rzuciła obronnym tonem, którego u siebie nie znosiła. – Chodzi o to, że…
W tym momencie w przedpokoju rozległ się dzwonek domofonu. Ranger zaczął szczekać.
– No, upiekło ci się – powiedział Ian nieco lżejszym tonem.
Pokazała mu język i podeszła do domofonu.
– Tak, słucham?
– Jane? To ja, Stacy.
Spojrzała na męża, ale on tylko uśmiechnął się złośliwie.
– O wilku mowa… Zdaje się, że będziesz miała kłopoty.
– Jane? Przycisnęła dzwonek.
– Chodź na górę.
Kiedy otworzyła drzwi, zauważyła, że siostra jest w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Był wysoki, mógł mieć z metr osiemdziesiąt pięć, i przystojny.
– Nie wiedziałam, że nie jesteś sama – powiedziała zaskoczona.
– To mój partner, podporucznik Mac McPherson.
– Bardzo mi miło. – Wyciągnął do niej rękę.
Jane uścisnęła ją.
Читать дальше