– Tak.
– Gdzie?
– Na parkingu po szkole.
Tia przypomniała sobie wymianę wiadomości z CeeJay8115: „Co się stało? – Jego matka zaczepiła mnie po szkole”.
– Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
– Ponieważ nie chciałam usłyszeć twojego wyjaśnienia – odparła Betsy. Jej głos przybrał nieco ostrzejszy ton. – Chciałam, żeby wyjaśnił mi to Adam.
W oddali majaczyło już liceum, niezgrabna budowla z czerwonej cegły. Ledwie Betsy zatrzymała samochód, gdy Tia już otworzyła drzwi i pomknęła w kierunku budynku. Pamiętała, że ciało Spencera znaleziono na dachu jednej z przybudówek, od niepamiętnych czasów będącym azylem palaczy. Obok okna był gzyms. Dzieciaki wskakiwały nań i po rynnie wspinały się na dach.
– Zaczekaj! – zawołała Betsy Hill.
Jednak Tia była już prawie na miejscu. Była sobota, ale na parkingu znajdowało się wiele samochodów. Same SUV – y i minivany. Na boisku rozgrywano mecze baseballowe i piłkarskie. Rodzice stali wzdłuż bocznych linii, trzymając kubki z kawą, rozmawiając przez telefony komórkowe, robiąc zdjęcia teleobiektywami, bawiąc się smartfonami. Tia nigdy nie lubiła chodzić na mecze Adama, bo chociaż bardzo tego nie chciała, zawsze zbytnio się przejmowała. Nienawidziła tych apodyktycznych rodziców, którzy nie widzieli niczego poza sportowymi wyczynami swoich dzieci. Uważała ich za małostkowych i żałosnych i nie chciała być taka jak oni. Jednak patrząc na grę syna, wciągała się tak bardzo, tak niepokoiła się o jego szczęście, że jego wzloty i upadki zupełnie ją wykańczały.
Zamrugała, powstrzymując łzy, i biegła dalej. Gdy dotarła do okna, stanęła jak wryta.
Gzymsu nie było.
– Rozebrali go po tym, jak znaleziono Spencera – wyjaśniła Betsy, dołączając do niej. – Chcieli mieć pewność, że dzieciaki już nie dostaną się na dach. Przepraszam. Zapomniałam o tym.
Tia spojrzała w górę.
– Dzieci zawsze znajdą jakąś nową drogę – powiedziała.
– Wiem.
Razem zaczęły szukać innego wejścia na dach, ale nie znalazły. Pobiegły do głównego wejścia. Drzwi były zamknięte, ale dobijały się tak długo, aż pojawił się dozorca z plakietką „Karl” na uniformie.
– Zamknięte – oznajmił przez szklane drzwi.
– Musimy dostać się na dach! – zawołała Tia.
– Na dach? – Zmarszczył brwi. – Po co, na Boga?
– Proszę – powiedziała Tia. – Musi nas pan wpuścić.
Dozorca przesunął wzrok w prawo i drgnął, gdy zobaczył Betsy Hill. Niewątpliwie ją rozpoznał. Bez słowa wziął klucze i otworzył drzwi.
– Tędy. – Pokazał.
Pobiegli wszyscy troje. Serce biło Tii tak mocno, że mało nie wyskoczyło z piersi. Wciąż miała łzy w oczach. Karl otworzył drzwi i wskazał coś w kącie. Zobaczyły przytwierdzoną do ściany drabinkę, taką, jaka zazwyczaj kojarzy się z okrętem podwodnym. Tia się nie wahała. Podbiegła do niej i zaczęła się wspinać. Betsy Hill tuż za nią.
Znalazły się na dachu, ale dokładnie naprzeciwko miejsca, gdzie chciały dotrzeć. Budynek liceum miał ponad sto lat i mieścił prawie dwa tysiące uczniów. Z biegiem lat przybyło kilka przybudówek, a więc i dachów. Były teraz na dachu głównego budynku, zbudowanego prawie osiemdziesiąt lat temu. Spencera znaleziono na dachu części wzniesionej w latach sześćdziesiątych.
Tia pobiegła po krytym papą dachu, a Betsy tuż za nią. Dachy były nierówne. W pewnej chwili musiały zeskoczyć z wysokości prawie jednej kondygnacji. Obie zrobiły to bez wahania.
– Za rogiem – zawołała Betsy.
Obie wybiegły na właściwy dach i stanęły jak wryte. Nie było tam żadnego ciała.
To najważniejsze. Adama tu nie było. Jednak ktoś tutaj był.
Zobaczyły potłuczone butelki po piwie. Niedopałki papierosów i czegoś, co wyglądało na resztki skrętów. Jointy? Karaluchy. Jednak nie dlatego Tia stanęła jak wryta.
Były tam świece.
Dziesiątki świec. Większość stopiła się w bezkształtną masę. Tia podeszła i dotknęła. Ich wosk stwardniał, lecz jedna czy dwie świece były jeszcze miękkie, jakby wypaliły się niedawno.
Tia się odwróciła. Betsy Hill stała i patrzyła. Nie ruszała się. Nie płakała. Tylko stała tam i patrzyła na świece.
– Betsy?
– To tutaj znaleźli ciało Spencera – powiedziała.
Tia przykucnęła i spojrzała na świece. Wyglądały znajomo.
– Dokładnie tu, gdzie są te świece. W tym miejscu. Przyszłam tutaj, zanim zabrali Spencera. Uparłam się. Chcieli go znieść na dół, ale nie pozwoliłam. Chciałam go najpierw zobaczyć. Chciałam wiedzieć, gdzie umarł mój chłopiec.
Betsy zrobiła krok naprzód. Tia nie ruszyła się z miejsca.
– Weszłam po gzymsie, tym, który rozebrali. Jeden z policjantów próbował mnie podsadzić. Powiedziałam mu, żeby zostawił mnie w spokoju. Kazałam im wszystkim się cofnąć. Ron myślał, że oszalałam. Próbował mnie powstrzymać. Jednak się wspięłam. I Spencer był tam. Tam, gdzie ty stoisz teraz. Leżał na boku. Z nogami podkurczonymi jak niemowlę. W takiej pozycji sypiał. Płodowej. Do dziesiątego roku życia ssał kciuk we śnie. Obserwujesz czasem swoje dzieci, kiedy śpią, Tia?
Tia skinęła głową.
– Myślę, że wszyscy rodzice to robią.
– Jak sądzisz, dlaczego?
– Ponieważ wtedy dzieci wyglądają tak niewinnie.
– Może. – Betsy uśmiechnęła się. – Jednak ja myślę, że po prostu dlatego, że wtedy możemy patrzeć na nie, podziwiać je i nie czuć się nieswojo. Gdybyś patrzyła tak na nie w dzień, wzięłyby cię za wariatkę. Jednak kiedy śpią… Zamilkła. Zaczęła rozglądać się wokół.
– Ten dach jest bardzo duży – powiedziała.
Ta nagła zmiana tematu zaskoczyła Tię.
– Chyba tak.
– Ten dach – powtórzyła Betsy – jest duży. Wszędzie leżą potłuczone butelki.
Spojrzała na Tię. Ta nie wiedziała, jak na to zareagować.
– W porządku.
– Ci, którzy zapalili te świece – ciągnęła Betsy – wybrali dokładnie to miejsce, gdzie znaleziono Spencera. Nie pisano o tym w gazetach. Skąd więc wiedzieli? Jeśli tamtej nocy Spencer był sam, to skąd wiedzieli, gdzie postawić świeczki?
■ ■ ■
Mike zapukał do drzwi.
Stał na ganku i czekał. Mo został w samochodzie. Znajdowali się jakiś kilometr od miejsca, gdzie poprzedniej nocy Mike został napadnięty. Chciał wrócić do tego zaułka i sprawdzić, czy zdoła przypomnieć sobie coś lub wygrzebać, cokolwiek. Naprawdę nie miał pojęcia co. Szukał po omacku w nadziei, że natrafi na jakiś ślad, który doprowadzi go do syna.
Wiedział, że tu ma na to największe szanse.
Zadzwonił do Tii i powiedział, że od Huffa niczego nie zdołał się dowiedzieć. Tia opowiedziała mu o swojej wizycie w szkole z Betsy Hill. Betsy wciąż była w ich domu.
– Od czasu tamtego samobójstwa Adam zamknął się w sobie – przypomniała Tia.
– Wiem.
– Może więc tamtej nocy wydarzyło się coś jeszcze.
– Na przykład co?
Cisza.
– Betsy i ja musimy jeszcze porozmawiać – oznajmiła Tia.
– Tylko uważaj, dobrze?
– O co ci chodzi?
Mike nie odpowiedział, ale oboje wiedzieli. Sęk w tym, że – chociaż może to zabrzmieć okropnie – ich interesy mogły już nie być zgodne z interesami Hillów. Oboje nie chcieli powiedzieć tego głośno, lecz o tym wiedzieli.
– Najpierw go znajdźmy – powiedziała Tia.
– Właśnie próbuję. Ty rób swoje, a ja swoje.
– Kocham cię, Mike.
– Też cię kocham.
Mike ponownie zapukał. Nikt nie otwierał drzwi. Podniósł rękę, żeby zapukać trzeci raz, gdy drzwi się otworzyły. Bramkarz Anthony wypełnił je swoim ciałem. Założył potężne ręce na piersi.
Читать дальше