– Tak jest, jestem jego dłużnikiem. Proszę na siebie uważać, pani Santera. Molly uśmiechnęła się sennie. Haversham zamknął za sobą drzwi i uścisnął rękę Ramseya.
– Słyszałem, co powiedziałeś – rzekł Ramsey. – Nie miałem pojęcia, że potrafisz tak szybko zmyślać. Teraz jesteśmy kwita.
– O nie. Nigdy nie spłacę tego długu, Ramsey. Pamiętam, że woda w jeziorze była lodowata. Gdybyś mnie wtedy nie wyciągnął, nie robiłbym już nikomu żadnych uprzejmości.
Schylił się i machinalnie położył dłoń na czole Emmy. Dziewczynka gwałtownie odskoczyła do tyłu, lecz Ramsey natychmiast uśmiechnął się i poklepał ją po ramieniu.
– Wszystko w porządku, kochanie. Doktor Haversham chciał się tylko upewnić, czy nie jesteś chora, tak jak mama. On zawsze sprawdza, czy ktoś nie ma gorączki. To jego specjalność.
Dopiero wtedy Jim Haversham przypomniał sobie, kim jest ta mała dziewczynka. To ona została porwana i zgwałcona. Uśmiechnął się do niej ostrożnie.
– Moim zdaniem jesteś w świetnej formie, Emmo – powiedział. – Masz chłodne, zdrowiutkie czoło. Pilnuj mamy, dobrze?
– Dobrze, proszę pana – odparła Emma, obserwując go czujnymi oczami. Wsunęła rękę w dłoń Ramseya i mocniej przycisnęła do siebie pianino.
Ramsey schylił się i wziął ją na ręce.
– Odprowadzimy doktora Havershama do drzwi, Emmo, a potem zaniesiemy mamie wodę.
– Nie będzie zadowolona, że ciągle musi biegać do łazienki, Ramsey.
– Ja też nie byłbym tym zachwycony, ale trudno, taki los przypadł jej teraz w udziale.
Molly spokojnie przespała noc. Rano czuła się osłabiona, ale mdłości ustąpiły i żołądek nie bolał. Ramsey przygotował dla niej trzy grzanki, grubo posmarowane dżemem truskawkowym i obydwoje z Emmą siedzieli na brzegu łóżka, gdy Molly pochłaniała śniadanie.
– Wystarczy – powiedziała w końcu, wybuchając śmiechem. – Spójrzcie, zjadłam dwie. Jestem napchana aż po migdałki.
– Przecież ty nie masz migdałków, mamo.
– Tak czy inaczej, jestem bardzo najedzona. Teraz muszę tylko wziąć prysznic i będę jak nowo narodzona. Czy moglibyśmy wyjechać dzisiaj po południu, Ramsey?
Ramsey potrząsnął głową.
– Poczekajmy do jutra, Molly. Haversham kazał ci dziś leżeć w łóżku i odpoczywać. Łykaj tabletki i pij jak najwięcej wody. Przyniosłem kilka butelek mineralnej. Jeżeli będziesz grzeczna i jeżeli po południu poczujesz się jeszcze lepiej, może pójdziemy na kolację do mojej ulubionej meksykańskiej restauracji na Lombard Street.
Molly jęknęła głucho i złapała się za brzuch.
– Trudno, w takim razie poprzestaniemy na rosołku z kurczaka.
Kiedy wysuszyła włosy i przebrała się, była zupełnie wyczerpana. Zerknęła na świeżo posłane łóżko z zapraszająco odwiniętą kołdrą, potem na Ramseya, który obserwował ją z uśmiechem, i z westchnieniem ulgi wyciągnęła się na miękkim materacu.
– Założę się, że tę pościel wybierała kobieta – mruknęła. – Jest taka jasna i wesoła… Mam rację?
– Tak, prawdopodobnie moja sekretarka. No, wypij teraz szklankę wody i zdrzemnij się. Zabieram Emmę na spacer do Cliff House. Jest tam cudowna plaża. Pokażę jej foki, zbudujemy zamek z piasku i pobawimy się z psami, których zawsze jest tam mnóstwo. Przyprowadzę ją brudną i szczęśliwą. Kiedy wrócimy, ta butelka ma być pusta, Molly.
Byli na plaży niecałe dwadzieścia minut, gdy do Ramseya podbiegł wielki, zdyszany czarny labrador i oparł potężny łeb o jego kolano.
– Jeżeli nie ma pan ochoty rzucać mu kółka, proszę mu powiedzieć, żeby zjeżdżał – zawołała z daleka jego właścicielka.
Ale Ramsey poklepał psa po głowie.
– Gotowy do biegu? – zapytał, wyciągając stare, żółte gumowe kółko z płóciennego worka, w którym znajdowały się także kanapki, ziemniaczane chipsy oraz sok w kartonikach.
Rzucił kółko na odległość dobrych kilkudziesięciu metrów, a labrador jak szalony pognał na jego poszukiwanie.
– Teraz Bop nie da wam chwili spokoju. – powiedziała młoda kobieta, podchodząc do Ramseya i Emmy, która z zachwytem wpatrywała się w rozpędzonego psa.
Bop dogonił kółko i skoczył, lecz nie udało mu się go złapać.
– Następnym razem pójdzie mu lepiej. Musi się zorientować, jak pan rzuca. To pana córeczka?
Emma bez słowa wzięła Ramseya za rękę i przylgnęła do jego boku.
– Tak – odparł Ramsey. – To moja mała Emma.
– Jestem Betty Conlin – rzekła właścicielka Bopa i wyciągnęła rękę do Ramseya. – Witaj, Emmo. Ile masz lat?
Emma zmierzyła ją bacznym spojrzeniem.
– Bop już wraca – odezwała się po chwili. – Moja mama jest w domu, w łóżku. Przyszliśmy tutaj, żebym się pobawiła i spróbowała zapomnieć o smutnych rzeczach. I żeby mama mogła wypocząć i wyzdrowieć.
– Rozumiem – powiedziała Betty i wstała. – Chodź tutaj, Bop! – zawołała z uśmiechem.
Ramsey znowu rzucił psu kółko. Bop pognał za nim i dopadł je, nim dotknęło ziemi.
– Świetnie, Bop! – krzyknął Ramsey. – Dobry pies!
Był zadowolony i zrelaksowany. Na jednej dłoni miał kropelki psiej śliny, Emma bawiła się w piasku tuż obok niego, ocean lśnił w słońcu jak wielki niebieski brylant, fale szumiały przyjemnie… Do pełni szczęścia brakowało im tylko Molly, która mogłaby leżeć tu gdzieś na kocu i pić mnóstwo wody…
Spojrzał na Emmę i zauważył, że mała nie spuszcza wzroku z Betty Conlin. Nie musiał się martwić, że jakaś kobieta będzie próbowała go podrywać, bo Emma strzegła go jak oka w głowie. Niestety, w tej chwili nie mogli mieć Bopa bez Betty.
Bop przybiegł z kółkiem w pysku, przez parę sekund udawał, że nie chce go oddać Ramseyowi, wreszcie upuścił gumową zabawkę na piasek i ruszył przed siebie, raz po raz oglądając się i czekając na następny rzut. Ramsey rzucił kółko w kierunku wody i osłonił oczy dłonią, obserwując Bopa. Powiew wiatru porwał kółko i uniósł je daleko, bardzo daleko, na odległość co najmniej stu metrów.
Betty powiedziała coś i Ramsey odwrócił się w jej stronę. Kiwnął głową, patrząc, jak Bop wyciąga kółko spomiędzy wodorostów. Pies odskoczył do tyłu, uciekając przed falą, która rozprysnęła się na tysiąc kropel, błyszczących jak kawałki kryształu.
– Widziałaś, Emmo? – zapytał Ramsey, odwracając się z uśmiechem. Emma zniknęła. W ułamku sekundy ogarnęło go obezwładniające przerażenie.
– Co się stało? – Betty spojrzała na niego niespokojnie.
– Emma – powiedział. – Nie ma Emmy…
Okręcił się wokół własnej osi, szukając jej wzrokiem. Usłyszał krzyk i rzucił się w kierunku Cliff House, ale to tylko jakiś mały chłopiec kłócił się z siostrą.
– Emma! – krzyknął głośno.
O Boże, tylko nie to! To niemożliwe! Emma na pewno jest gdzieś niedaleko! Nikt nie mógł tak po prostu zabrać jej z plaży, nie w ciągu tej minuty, kiedy na nią nie patrzył… Słońce świeciło mu prosto w oczy…
Nagle zobaczył jakiegoś mężczyznę, który szybko szedł brzegiem plaży na południe. Ubrany był w długi ciemnobrązowy płaszcz, pod którym coś niósł. Ramsey nie miał cienia wątpliwości, że nieznajomy trzyma pod płaszczem Emmę. Jakim cudem zdołał odejść z nią aż tak daleko?!
Ruszył biegiem. Nie krzyknął nawet, tylko w milczeniu pobiegł za mężczyzną, ze wszystkich sił, coraz szybciej i szybciej. Obcy potknął się i wtedy spod brzegu płaszcza wyjrzała głowa Emmy.
– Ramsey! – wrzasnęła rozpaczliwie. – Ramsey!
Читать дальше