Abby wyciągnęła rękę w kierunku jednej z pielęgniarek.
– Proszę mi dać tę morfinę, sama podam ją pacjentce. – Natychmiast podano jej strzykawkę. Abby podeszła do stojaka z kroplówką. Kiedy zdjęła zabezpieczenie z igły, zauważyła, że Mary Allen słabo skinęła głową. Była jej wdzięczna.
– Jeżeli pani jej to poda wezwę adwokata – powiedziała Brenda.
– Proszę to zrobić – odparła Abby, wsuwając igłę do wlewu kroplówki. Kiedy wcisnęła tłok strzykawki, Brenda rzuciła się w przód i wyrwała cewnik z ramienia swojej ciotki. Z małej ranki krew zaczęła kapać na podłogę. Te czerwone krople rozpryskujące się na linoleum przepełniły miarę cierpliwości. Pielęgniarka natychmiast przytknęła gazę do ręki Mary Allen. Abby odwróciła się do Brendy. – Proszę się wynieść z sali – powiedziała ostro.
– Nie zostawiła mi pani wyboru, pani doktor.
– Niech się pani wynosi! Brenda cofnęła się o krok.
– Czy chce pani, żebym wezwała ochronę, żeby panią stąd wyrzucili? – Abby zaczęła krzyczeć, idąc w kierunku Brendy, która przez cały czas cofała się do korytarza. – Nie chcę pani widzieć w pobliżu mojej pacjentki! Nie chcę, żeby zawracała jej pani głowę tymi biblijnymi bzdurami!
– Jestem jej krewną!
– Nic mnie nie obchodzi, kim pani jest!
Brenda otworzyła ze zdumieniem usta, a potem bez słowa odwróciła się i wyszła.
– Doktor DiMatteo, czy mogę prosić panią na słowo?
Abby odwróciła się i zauważyła przełożoną pielęgniarek, Georginę Speer.
– To było bardzo niestosowne zachowanie, pani doktor. Nie możemy odzywać się w ten sposób do odwiedzających.
– Przecież ona wyrwała igłę do kroplówki z ręki mojej pacjentki!
– Są inne sposoby na taką sytuację. Trzeba było wezwać ochronę. Poprosić kogoś o pomoc. Ubliżanie komukolwiek z pewnością nie należy do zwyczajów stosowanych w tym szpitalu. Czy pani to rozumie?
Abby wzięła głęboki oddech.
– Rozumiem – odrzekła i szeptem dodała. – Jest mi przykro. Podłączyła kroplówkę Mary i wróciła do dyżurki, gdzie położyła się na łóżku. Gapiła się w sufit, zastanawiając, co się z nią działo. Nigdy jeszcze nie straciła panowania nad sobą. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby w taki sposób zwracała się do pacjenta lub kogoś z krewnych. Chyba oszaleję – pomyślała. To ciągłe napięcie w końcu zaczyna mnie niszczyć. Może nie jestem odpowiednim materiałem na lekarza.
Odezwał się jej pager. Jęknęła. Czy nie mogliby choć przez chwilę zostawić jej w spokoju? Ile by dała za to, by choć jeden dzień, jeden tydzień spędzić bez telefonów, wiadomości i ciągłego zamieszania. Tym razem dzwonił operator szpitalnej centrali telefonicznej. Podniosła słuchawkę i przycisnęła zero.
– Rozmowa do pani – usłyszała głos. – Przełączam. – W słuchawce rozległo się kilka krótkich dźwięków, a potem odezwał się kobiecy głos:
– Doktor Abby DiMatteo?
– Przy telefonie.
– Mówi Helen Lewis z Banku Organów w Nowej Anglii. W zeszłą sobotę zostawiła pani wiadomość dotyczącą dawcy serca. Spodziewaliśmy się, że zadzwoni do nas ktoś z Bayside, ale nikt się z nami nie skontaktował. Dlatego pomyślałam, że może powinnam to sprawdzić.
– Bardzo przepraszam. Powinnam była do pani zadzwonić, ale zbyt wiele się tutaj działo. Okazało się, że wtedy wynikło małe nieporozumienie.
– To wszystko tłumaczy, ponieważ nie znalazłam informacji, o które pani prosiła. Gdyby miała pani jeszcze jakieś pytania, proszę mi podać.
– Co takiego – Abby przerwała jej. – Co pani powiedziała?
– Że nie mogłam znaleźć informacji, o które pani prosiła.
– Dlaczego?
– Ponieważ nie ma ich w naszym systemie.
Przez kilkanaście sekund Abby milczała. A potem zapytała, cedząc słowa:
– Jest pani absolutnie pewna, że ich tam nie ma?
– Sprawdziłam wszystkie dane na komputerze. W dniu, który pani podała, nie mamy rejestracji pobrania serca. Nigdzie w całym Vermont.
Tutaj – powiedział Colin Wettig, kładąc otwarty Wykaz Specjalistów Medycyny. „Timothy Nicholls, ukończył Uniwersytet w Vermont, doktor medycyny. Prymus. Staż w Massachusetts General. Specjalizacja: chirurgia klatki piersiowej. Przyjęty do Wilcox Memoriał w Burlington, w stanie Vermont”. Przesunął księgę po blacie, tak żeby każdy w pokoju mógł sprawdzić wpis. – Tak więc chirurg Tim Nicholls naprawdę istnieje i pracuje w Burlington. Nie jest wytworem wyobraźni Archera.
– Rozmawiałem z nim w sobotę – powiedział Archer. – Nicholls twierdził, że był przy pobraniu narządu. Mówił, że operację przeprowadzono w Wilcox Memorial. Niestety, nie udało mi się złapać nikogo innego z tych, którzy byli wtedy obecni na sali operacyjnej. Teraz nie mogłem skontaktować się nawet z Nichollsem. W biurze tamtejszego szpitala poinformowano mnie, że wyjechał na dłuższy urlop. Nie wiem, co się tam dzieje, ale jednego jestem pewien, bardzo chciałbym, żebyśmy nie mieli z tym nic wspólnego. To wszystko zaczyna śmierdzieć.
Jeremiah Parr niespokojnie kręcił się na krześle i patrzył na panią prawnik, Susan Casado, ale na Abby, siedzącą w odległym końcu stołu obok koordynatora programu transplantacji, nawet nie rzucił okiem. Może nie chciał na nią patrzeć. W końcu to za jej sprawą cały ten bałagan wyszedł na jaw. To przez nią musieli się spotkać.
– O co tutaj chodzi?
– Sądzę, że Wiktor Voss zorganizował wszystko tak, aby utrzymać dawcę poza systemem rejestracji. Chciał być pewien, że serce dostanie jego żona.
– Czy rzeczywiście mógł to zrobić?
– Za odpowiednią sumę pieniędzy.
– A on na brak pieniędzy na pewno nie narzeka – wtrąciła Susan. – Dopiero co Kiplinger ogłosił aktualną listę pięćdziesięciu najbogatszych ludzi w Ameryce. Voss awansował na pozycję czternastą.
– Może powinniście mi raczej wyjaśnić jak system dawców i biorców funkcjonuje – stwierdził Parr. – Nie rozumiem, w jaki sposób mogło do tego dojść.
Archer spojrzał na koordynatora programu transplantacji.
– Zwykle zajmuje się tym Donna. Może więc ona nam wyjaśni. Donna Toth skinęła głową.
– Cały system jest dość prosty – powiedziała. – Prowadzimy zarówno regionalną, jak i ogólnokrajową listę pacjentów oczekujących na nowe organy. Ogólnokrajowy system to Centralny System Kontroli Transplantacji. Lista regionalna prowadzona jest przez Bank Organów w Nowej Anglii. Oba systemy rejestrują oczekujących w zależności od ich stanu. Na pierwszym miejscu są najbardziej potrzebujący. Majątek, rasa czy status społeczny nie mają tutaj żadnego znaczenia. Liczy się tylko stan zdrowia pacjentów. Otworzyła teczkę i wyjęła z niej kartkę papieru, którą podała Parrowi. – Tak wygląda ostatnia lista regionalna. Poprosiłam, żeby przesłano mi ją faksem z biura Banku Organów w Brooklinie. Jak widzicie, podany jest tu stan każdego pacjenta, organ, na jaki czeka, najbliższe centrum transplantacji oraz kontaktowy numer telefonu, zwykle jest to numer koordynatora programu transplantacji.
– A co oznaczają te informacje tutaj?
– To informacje kliniczne. Minimalna oraz maksymalna waga i wzrost dopuszczalne w przypadku dawcy. To, czy pacjent miał już wcześniej jakieś przeszczepy, co oznacza zwykle, że dopasowanie jest trudniejsze ze względu na przeciwciała.
– Powiedziała pani, że lista ułożona jest według stanu zdrowia pacjenta?
– Tak. Numer jeden na liście oznacza, że ten pacjent jest w najbardziej krytycznym stanie.
Читать дальше