– Jego kutas siedział w zapiętych spodniach. Nie wyglądało na to, żeby się zabawiał – powiedział Lundquist.
– No to z całą pewnością mamy samobójstwo. Morderstwa przez powieszenie prawie się nie zdarzają. Gdyby osoba została najpierw uduszona, widziałby pan inny układ tych bruzd na szyi. Nieodwrócone V, tak jak tutaj. A gdyby stryczek został założony siłą, to na pewno widzielibyśmy jeszcze inne ślady na ciele. Na pewno by się bronił.
– Jest ten siniak na ramieniu. Rowbotham wzruszył ramionami.
– Mógł sam się uderzyć. Istnieje tysiąc różnych sposobów wytłumaczenia tego.
– A jeżeli podano mu jakieś leki i powieszono, kiedy był nieprzytomny?
– Zrobimy odpowiednie badania, Sług, tylko żeby zaspokoić twoją ciekawość.
Lundquist przerwał im śmiejąc się.
– Właśnie, musimy zadbać o to, żeby Sług był szczęśliwy. – Odsunął się od stołu. – Już czwarta, idziesz, Sług?
– Chciałbym zostać do końca.
– Jeżeli cię to bawi. Według mnie powinniśmy uznać to za samobójstwo i zająć się czymś innym.
– Zrobiłbym to, gdyby nie te światła.
– Jakie światła? – spytał Rowbotham. W jego oczach wreszcie błysnęła iskierka ciekawości.
– Sług uczepił się świateł w tamtym pokoju – stwierdził Lundquist.
– Doktor Levi został znaleziony w nieużywanym pokoju szpitalnym – wyjaśnił Katzka. – Pracownik, który znalazł ciało, jest prawie pewien, że światła były zgaszone.
– No i co w związku z tym? – spytał Rowbotham.
– Twoja hipoteza co do godziny, w której nastąpił zgon, pokrywa się z tym, co my myślimy – doktor Levi zmarł w sobotę bardzo wcześnie rano. Na długo przed wschodem słońca. Znaczyłoby to, że powiesił się po ciemku. Albo, że kto inny zgasił światło.
– A może to ten pracownik nie pamiętał tego, co widział – powiedział Lundquist. – Gość wyrzygał do kibla wszystko, co tylko mógł. Myślisz, że po tym może pamiętać, czy światło było zapalone, czy zgaszone?
– To po prostu szczegół, który nie daje mi spokoju. Lundquist zaśmiał się.
– Mnie to nie przeszkadza – powiedział i wrzucił swój fartuch do torby z rzeczami do prania.
Była prawie szósta wieczorem, kiedy Katzka zajechał swoim volvo na parking przed szpitalem Bayside. Zostawił samochód, wszedł do budynku i wjechał windą na trzynaste piętro. Tylko do tego poziomu mógł dojechać bez specjalnej karty-klucza. Żeby dostać się na najwyższy poziom musiał wysiąść z windy i wejść na górę schodami pożarowymi.
Pierwszą rzeczą, która go zastanowiła, kiedy wychodził z windy, była cisza. Poczucie pustki. Od miesięcy trwał tutaj remont. Tego dnia robotnicy nie przyszli, a ich sprzęt był wszędzie porozkładany. W powietrzu mieszały się zapachy pyłu drzewnego, świeżej farby… i czegoś jeszcze. To była woń podobna do tej, jaka towarzyszyła im podczas sekcji zwłok. Woń śmierci. Zgnilizny. Wyminął drabiny i narzędzia i skręcił w boczny korytarz.
Odgradzała go żółta policyjna taśma przyklejona w poprzek jednego z wejść. Przeszedł pod nią i pchnął zamknięte drzwi.
W tym pokoju zakończono już prace remontowe. Nowe tapety, sprzęty, okno od podłogi do sufitu z widokiem na miasto. Apartament szpitalny na poddaszu dla pacjentów, którzy mieli wypchane portfele. Wszedł do łazienki i zapalił światło. Luksus, marmury, bateria o miedzianym połysku, lustro ze specjalnym oświetleniem, sedes przypominający tron. Zgasił światło i wrócił do pokoju. Podszedł do szafy. To właśnie w niej znaleziono wiszącego Aarona Leviego. Jeden koniec paska został przywiązany do poprzecznego kołka w szafie. Drugi – założony pętlą wokół szyi Leviego. Musiał ugiąć nogi, aby pasek zacisnął się mu wokół gardła i odcinał dopływ krwi do mózgu. Gdyby w ostatniej chwili zmienił zdanie, wystarczyło postawić stopy z powrotem na podłodze, stanąć i rozluźnić pasek. Nie zrobił tego jednak. Wisiał przez pięć do dziesięciu sekund, zanim stracił przytomność. Trzydzieści sześć godzin później, w niedzielę po południu, jeden z robotników przyszedł tu kończyć wypełnianie szczelin między kafelkami w obudowie wanny. Na pewno nie przypuszczał, że znajdzie trupa w szafie.
Katzka podszedł do okna. Stał tak, patrząc na Boston. Doktorze Levi – myślał – co takiego wydarzyło się w pana życiu? Kariera kardiologa. Żona, dwoje dzieci, oboje już w college’u, ładny dom. Przez krótką chwilę Katzka poczuł, że jest wściekły na Aarona Leviego. Co on do cholery mógł wiedzieć o rozpaczy i beznadziei? Jaki miał powód, aby zakończyć w ten sposób swoje życie? Tchórzostwo. Zwyczajne tchórzostwo. Katzka odwrócił się od okna poruszony własną reakcją. Gardził wszystkimi, którzy wybierali taki koniec. Dlaczego właśnie taki? Po co wieszać się w pustym pokoju, do którego rzadko kiedy ktoś zagląda?
Były inne sposoby na popełnienie samobójstwa. Levi był lekarzem. Miał dostęp do narkotyków, barbituranów, leków, które mógł zaaplikować sobie w śmiertelnej dawce. Katzka dokładnie wiedział, ile luminalu potrzeba, żeby zakończyć życie. Taka była jego praca. Kiedyś obliczył, ile on musiałby wziąć, żeby zakończyć życie. Wyliczył to do swojej wagi. Potem położył tabletki na stole w jadalni. Rozmyślał nad wolnością, którą można w ten sposób osiągnąć. Koniec z rozpaczą. Łatwe, ale nieodwracalne wyjście. Dla niego nigdy nie nadszedł właściwy moment. Było zbyt wiele obowiązków, którymi należało się zająć. Przygotować pogrzeb żony, Annę, zapłacić rachunki za jej pobyt w szpitalu, potem proces, w którym musiał zeznawać jako świadek, potem podwójne zabójstwo w Roxbury. I jeszcze ostatnie osiem rat za samochód. Potem znowu trzy zabójstwa w Brooklinie i jeszcze jeden proces, w którym był świadkiem. W końcu wyszło na to, że Katzka był ciągle zbyt zajęty, żeby mógł sobie pozwolić na popełnienie samobójstwa.
Od tamtej pory minęły już trzy lata. Trzy lata od pogrzebu Annę. Już dawno temu wyrzucił ten luminal. Teraz już nie myślał o samobójstwie. Od czasu do czasu przypominał sobie o tamtych leżących na stole tabletkach i zastanawiał się, dlaczego w ogóle myślał o takim rozwiązaniu. W jaki sposób mógł tak bardzo poddać się rezygnacji. Nie myślał o sobie ze współczuciem, tak jak nie współczuł nikomu, kto zażywa pigułki w krańcowym przypadku użalania się nad sobą. A dlaczego pan to zrobił, doktorze Levi?
Jeszcze raz spojrzał na rozciągający się za oknem widok Bostonu i zastanawiał, jakie były ostatnie chwile życia Aarona Leviego. Próbował wyobrazić sobie, jak Levi wstaje z łóżka o trzeciej nad ranem, jedzie do szpitala, wjeżdża windą na trzynaste piętro, a potem ostatni etap pokonuje na piechotę. Na czternastym piętrze wchodzi do tego pokoju. Przywiązuje pasek do drążka w szafie i wkłada sobie pętlę na szyję.
Katzka zmarszczył brwi. Podszedł do kontaktu i przesunął dźwigienkę w górę. W pokoju rozbłysło światło. Włącznik działał bezbłędnie. Kto więc wyłączył światło? Aaron Levi czy robotnik, który znalazł ciało?
A może ktoś inny?
Szczegóły – pomyślał Katzka. Szczegóły zawsze najbardziej mnie denerwują.
Nie wierzę w to – powtarzała Elaine raz po raz. – Po prostu w to nie wierzę.
Na pogrzebie nie płakała. Siedziała spokojnie przez całą uroczystość. Bardzo denerwowała ją teściowa, Judith, która głośno szlochała, kiedy nad grobem recytowano Kadisz. Cierpienie Judith było równie demonstracyjne, co rozcięcie w jej bluzce, symbol serca rozrywanego smutkiem. Elaine nie rozcięła swojej bluzki. Nie płakała. Siedziała teraz na krześle w swoim salonie z talerzem kanapek na kolanach i powtarzała:
Читать дальше