– A proszę cię bardzo.
– Słucham?
– Dobrze słyszałeś. Nic mnie to nie obchodzi. Chłopak był dla mnie problemem, który wcześniej czy później i tak musiałem rozwiązać. A tu proszę, problem rozwiązuje się sam.
– Co takiego?
– Dzwonię na policję – powiedział sędzia Gagnon łagodnie. – Powiem im, że zboczeniec uprowadził mojego wnuka. A potem naślę na ciebie wszystkich agentów FBI, policjantów stanowych i wioskowych szeryfów z okolicy. Na twoim miejscu już zacząłbym uciekać. Zostało ci mało czasu.
Rozległ się trzask odkładanej słuchawki. Pan Bosu był w szoku. Co, do licha? Facet jest gotów zdradzić własnego wnuka?
Wysiadł. Zapomniał o Nathanie siedzącym na przednim siedzeniu, o plamach krwi na koszuli. Podszedł do drzwi i załomotał w nie. Nic. Wcisnął dzwonek. Nic. W ataku furii zaczął z całej siły walić i kopać solidne dębowe drzwi.
Jedyny skutek był taki, że znów rozbolała go posiniaczona goleń i coraz bardziej łupało go w głowie.
Dom był pusty. Opuszczony. Porzucony. Szczury pierwsze uciekają z tonącego okrętu.
Pan Bosu oddychał ciężko. Bolała go świeżo zabliźniona rana na przedramieniu. Zaczynało go mdlić, adrenalinowy kop przestawał działać.
Odczekał kilka sekund i zaczął się zastanawiać gorączkowo.
Sędzia był najwyraźniej przekonany, że jest w bezpiecznym miejscu, poza zasięgiem potężnego pana Bosu. Dlatego pozwalał sobie na taką bezczelność. Myślał tylko o sobie. Nie zamierzał zapłacić panu Bosu ani ratować wnuka.
Dość tego. Pan Bosu teraz naprawdę się wkurwił.
Wrócił do samochodu. Chłopiec wciąż siedział w fotelu pasażera i drapał Figlarza za uszami.
– Nie wiesz, czy twój dziadek ma drugi dom? – spytał pan Bosu, starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej nonszalancko.
Chłopiec wzruszył ramionami, nie przestając bawić się z psem.
– Może mą jakieś miejsce, które bardzo lubi? Taką niby-kryjówkę?
Kolejne wzruszenie ramion.
Pan Bosu stracił cierpliwość.
– Nathanie – powiedział surowo. – Mam cię zabrać do dziadka. Chcesz się z nim zobaczyć czy nie?
– Chcę.
– No to gdzie on jest, do licha?
Chłopiec spojrzał mu w oczy.
– W hotelu LeRoux – powiedział krótko.
Pan Bosu się uśmiechnął. Wrzucił bieg.
– Nathanie – rzekł z powagą – kiedy nadejdzie ta chwila, obiecuję, że nic nie poczujesz.
Nie rozumiem – powiedziała Catherine. – Mój teść wynajął Umbria? – Przez pośrednika. Colleen Robinson. Umbrio został zwolniony w zamian za kilka przysług.
– To dlaczego jeszcze żyję?
– Bo zależy mu na tym, by cię skompromitować, nie zabić.
– Słucham?
– Sędzia cię nienawidzi. Za Jimmy’ego, za to, że wżeniłaś się w jego rodzinę. Ale najbardziej nienawidzi cię za Nathana. Boi się, że poznasz przyczynę jego złego stanu zdrowia, a tym samym odkryjesz tajemnicę Gagnonów.
– Gdybym umarła, przestałabym im zagrażać.
– Zgadza się. Ale byłby jeszcze doktor Rocco. Albo twój ojciec. Zawsze znalazłby się ktoś, kto zainteresowałby się chorobą Nathana. Chyba żeby istniało racjonalne wytłumaczenie jej przyczyn.
– Trułam go – dokończyła za niego. – Byłam złą matką.
– Otóż to.
– Ale gdyby nawet dostał Nathana… – Zmarszczyła brwi. – Czy fakt, że Nathanowi się nie polepsza, nie byłby dla niego kłopotliwy?
– Sędzia nie zamierzał czekać, aż ktoś zwróci na to uwagę – powiedział Bobby cicho.
– Naprawdę myślisz, że zrobiłby krzywdę własnemu wnukowi?
– Myślę – rzekł Bobby poważnie – że ten człowiek prawdopodobnie zabił rodzonego syna.
Okazało się, że luksusowy hotel doskonale nadaje się na twierdzę. Jasne, chłopak z obsługi odstawił samochód pana Bosu na parking. Owszem, wszedł do hotelu z małym, a nawet z Figlarzem, bo kto mógłby zabronić wstępu ślicznemu chłopczykowi z pieskiem?
To nie rozwiązało jednak problemu. Nie wiedział, w którym pokoju mieszka sędzia, a młoda, ładna recepcjonistka uprzejmie, ale stanowczo odmówiła udzielenia mu informacji. Takie przepisy, tłumaczyła. Może powiadomić sędziego Gagnona przez telefon, że ma gości, ale bez jego zgody nie wolno jej nikogo do niego wpuścić.
Był jeszcze jeden kłopot. Chłopiec mówił, że sędzia mieszka w luksusowym apartamencie, a te znajdowały się na górnych piętrach, na które można było dostać się dopiero po włożeniu karty magnetycznej w otwór w windzie. A więc pan Bosu nie ma szans tam wjechać.
Twardy orzech do zgryzienia. Pan Bosu był już bardzo zmęczony. Tęsknił za swoim czystym łóżkiem w Hampton Inn. Co tam, tęsknił nawet za więzienną pryczą.
Wyszli z hotelu, pan Bosu otworzył następnego red bulla i zamyślił się. Głowa mu ciążyła. Wkurzała go plama krwi na koszuli i podejrzliwe spojrzenie portiera. Wkurzał go cały zasrany świat.
I nagle wpadł na pomysł.
Dopił red bulla. Zaprowadził Nathana do lobby hotelowego i podszedł do recepcjonistki.
– To jest Nathan Gagnon, wnuk sędziego Gagnona – oznajmił najbardziej serdecznym tonem, na jaki było go stać, i całkiem nieźle mu to wyszło. – Proszę powiedzieć sędziemu, że tu jest. Sędzia go oczekuje. Niestety, skaleczyłem się… – machnął zakrwawioną ręką -…i potrzebuję pomocy lekarza. Może ktoś mógłby zaprowadzić Nathana do jego dziadków? Na pewno nie chcą, by mały został sam.
Recepcjonistka uśmiechnęła się do niego.
– Oczywiście. Chwileczkę.
Wykręciła numer pokoju. Pan Bosu wstrzymał oddech. Sędzia na pewno wpuści wnuka, zwłaszcza jeśli dowie się, że jest sam.
– Pani Gagnon? – zapytała recepcjonistka z uśmiechem. Pan Bosu odetchnął. Żona. Doskonale. – Tak, mamy tu młodego przystojniaka, nazywa się Nathan Gagnon… Tak, pani wnuka. Śliczny chłopczyk, naprawdę. Boy zawiezie go na górę. Aha, wie pani, że ma ze sobą pieska? Nie, nie, to żaden kłopot, ale będzie trzeba wypełnić specjalny formularz. Dobrze. Od razu wyślę go na górę. Dziękuję.
Recepcjonistka odłożyła słuchawkę. Wciąż szeroko się uśmiechała.
– Pani Gagnon bardzo się cieszy z odwiedzin wnuka. Może pan już iść, wszystkim się zajmiemy.
Pan Bosu podziękował jej wylewnie. Uścisnął nawet chłopcu dłoń.
– Tak się cieszę, że mogłem przywieźć cię do dziadków. Piesek ma na imię Figlarz. Mama prosiła, żebym dał ci go w prezencie.
– Mama? – spytał chłopiec z nadzieją.
– Zaufaj mi, niedługo ją zobaczysz.
Chłopiec uspokoił się i energicznie pokiwał głową, tuląc Figlarza do piersi. Przyszedł boy, zachwycił się chłopcem, zachwycił się psem i wszystko było cacy.
Skierowali się do windy.
– Apartament na poddaszu – powiedział boy do Nathana. – Mówię ci, jest większy niż mój dom. Spodoba ci się.
Drzwi windy otworzyły się. Pan Bosu się odwrócił. Recepcjonistka z kimś rozmawiała, boy zajął się Nathanem.
Pan Bosu rzucił się do schodów. Wbiegł na drugie piętro, łup, łup, łup, przeskakiwał po dwa stopnie. Wypadł na korytarz, na szczęście pusty, i wcisnął guzik zatrzymujący windę.
Drzwi się rozsunęły. Boy był wyraźnie zaskoczony widokiem pana Bosu.
– Dopiero co był pan na dole…
Pan Bosu złapał go za koszulę i wyciągnął na korytarz. Jeden ruch, trzask łamanego karku i chłopak zwalił się bezwładnie na podłogę. Pan Bosu zabrał mu klucz uniwersalny – kartę, którą nosił na łańcuszku na szyi – i wszedł do windy.
Nathan wpatrywał się w niego poważnymi, szeroko otwartymi oczami.
Читать дальше