– W moim gabinecie, już mówiłem. To jakieś szaleństwo! Za każdym razem, kiedy próbuję pomóc…
– Danny wspominał ci kiedyś, że spotkał się ze swoim korespondentem? – kontynuował bezlitośnie Quincy. – Z nowym kolegą? Z kimś spoza miasta?
– Nie pamiętam…
– No Lava, panie Mann. Wiedział pan, że Danny dostawał maile. Wzbudziły pana podejrzenia, prawda? Danny powiedział coś, co pana zastanowiło, ale pan to zlekceważył. A teraz się pan boi. Pokpił pan sprawę. Był pan jego psychologiem i zawiódł go.
Richard Mann zaczął ciężko oddychać. Nad górną wargą pojawiły się krople potu.
– Ja… ja…
Quincy pochylił się do przodu. W pełni kontrolował sytuację. Jego głos zabrzmiał nieco metalicznie.
– Stoi pan kilkadziesiąt metrów od grobów dwóch zamordowanych dziewczynek, panie Mann. Wziął pan udział w pogrzebie. Zmówił za nie modlitwy. Proszę nam pomóc rozwiązać zagadkę ich śmierci. Niech pan wreszcie powie prawdę.
Szkolny psycholog zadrżał. Rozglądał się gorączkowo. Znikąd pomocy. Był tylko on i dwoje funkcjonariuszy organów ścigania. Quincy przedarł się wreszcie do ciemnych zakamarków jego sumienia. Richard Mann podniósł wzrok. Wyglądał na zawstydzonego. – Nie powiedział mi tyle, żebym mógł interweniować – wybąkał. – Przysięgam, gdybym wiedział, co się stanie…
– Wyduś to z siebie – rozkazała Rainie.
– Zapytałem raz Danny’ego, czy naprawdę wie, kto to jest ten No Lava. Podzieliłem się z nim moimi obawami co do przyjaźni z nieznajomym, który jest tylko adresem emailowym. A jeśli to jakiś sześciolatek albo sprośny staruch… chociaż nie wyraziłem się tak dosadnie.
– A co Danny na to?
– Powiedział: ona jest w porządku. A kiedy próbowałem mu wyjaśnić, że w tym właśnie rzecz, że w Internecie można się podać za kogokolwiek, zrobił taką dziwną minę. Zaintrygował mnie. Wtedy myślałem, że to tylko poza. Ale po wtorku zacząłem się zastanawiać. A jeśli się myliłem? A jeśli po prostu chłopak był pewien, że zna prawdę… Może spotkał się z tą osobą?
– Dlaczego do diabła nie wspomniałeś nam o tym wcześniej?
– To była tylko teoria! – zapewnił Mann.
– O innych swoich teoriach nam powiedziałeś.
– No Lava to co innego. Widziałem emaile! A o Melissie i jej ojcu powtórzyłem tylko, co słyszałem. Skąd miałem wiedzieć, że to plotka?
Rainie prychnęła z irytacją. Cholerny psycholog amator o mało nie spieprzył dochodzenia. Rzuciła mu bezlitosne spojrzenie. Spuścił głowę.
– Czy jest jeszcze coś, o czym chciałbyś nam powiedzieć?
– Nie – odparł potulnie. – To wszystko.
– Wiesz, kiedy Danny mógł spotkać się z tą osobą? Albo kiedy zaczęli korespondować?
Pokręcił gorliwie głową. Cały czas nie śmiał spojrzeć Rainie w oczy.
– Richard, korzystasz z Internetu? Dostałeś kiedyś email od panny Avalon?
– Właśnie kupiłem pierwszy komputer. Idzie mi całkiem nieźle, ale nie czuję się jeszcze zbyt swobodnie w sieci. Właściwie myślałem, żeby wziąć kilka lekcji u Danny’ego. Moglibyśmy w ten sposób nawiązać bliższy kontakt.
– Nigdy nie dostałeś emaila od panny Avalon? – powtórzyła Rainie.
– Nie. A dlaczego?
– To wszystko. Z tobą skończyliśmy. – Wykonała rękami żartobliwy gest, jakby chciała powiedzieć „a kysz!”. Richard Mann skinął głową, poczekał jeszcze chwilę na wypadek, gdyby policjantka zmieniła zdanie i odmaszerował w stronę, gdzie czekały jego znajome. Bez wątpienia powie im, że udzielił bezcennej pomocy władzom prowadzącym śledztwo w sprawie tej ohydnej zbrodni. Bez wątpienia koleżanki wygładzą mu nastroszone piórka i przywrócą poczucie, że jest wspaniałym facetem. Rainie osobiście miała dość jego niekompetencji.
Odwróciła się do Quincy’ego. Potarła skronie.
– Kobieta? Skontaktowała się z Dannym za pośrednictwem adresu emailowego Melissy Avalon. Raczej trudno uwierzyć, że panna Avalon pomogła zaplanować własną śmierć, prawda?
– Racja. Wiadomo natomiast, że adresy emailowe nie stanowią szczególnej komplikacji. Czy jakaś sztuczka w tej dziedzinie nie byłaby dobrym sposobem, żeby zaimponować początkującemu hackerowi, takiemu jak Danny?
– Otóż to. A tak z ciekawości, czy wiesz, kto to zrobił?
– Nie mam pojęcia.
– Myślisz, że to rzeczywiście kobieta? Dzieci wspominały o tajemniczym facecie w czerni, a nawet siedmiolatek powinien rozróżniać płeć.
– Chyba że w grę wchodzi przebranie. – Quincy miał na twarzy dziwny uśmiech. – Przebieranki wśród psychopatów nie są tak rzadkie, jak mogłoby się wydawać.
– Świetnie, jeszcze więcej dwuznaczności. Tego właśnie nam potrzeba. Teraz Vander Zanden? A może pani Vander Zanden?
– Jak najbardziej. Prowadź.
Rainie odwróciła się i wpadła na jakiegoś mężczyznę. Właśnie miała przeprosić, kiedy podniosła wzrok i zdała sobie sprawę, kto to. Przed nią stał George Walker. Jego mięsista twarz była zaczerwieniona. Policzki nosiły ślady łez. Podniósł rękę i wycelował palec w Rainie. Zdziwiło ją, jak bardzo drżał na całym ciele.
Poczuła suchość w gardle. Próbowała przełknąć ślinę, wydusić z siebie jakieś składne powitanie. Ale zrozpaczone spojrzenie oczu George’a Walkera sprawiło, że zupełnie straciła głowę.
– Co… zrobiliście… dla mojej… córki? – wycedził.
– Pracujemy bardzo intensywnie, proszę pana.
– Zmarnowaliście wszystkie dowody! – ryknął George Walker. Ludzie, zaintrygowani jego krzykiem, zaczęli się gapić na Rainie i Quincy’ego. Żona George’a pobladła i ruszyła w ich stronę szybkim krokiem.
– Przepraszam, panie Walker. Wiem, że to bardzo trudne…
– Ten gówniarz zabił moją córkę, a wy nie chcecie go zamknąć. Myślicie, że nie wiem? Myślicie, że wszyscy w Bakersville nie wiedzą? Zabił nasze dziewczynki, a wy go chronicie. Zastrzelił je, a wy próbujecie go uniewinnić.
– George, George. – Pani Walker położyła maleńką dłoń na ramieniu męża, jakby mogła go powstrzymać. Rzuciła Rainie błagalne spojrzenie.
– Przepraszam – szepnęła Rainie.
– Przepraszam! Nawet nie przyszłaś do nas. Nasze dzieci zamordowano z zimną krwią, a ty nawet nie złożyłaś kondolencji!
– George, twoje serce. George…
– Panie Walker – spróbował Quincy.
– Ile razy byłaś u O’Gradych? Ile razy odwiedzałaś tego gówniarza? Moja mała, moja mała. Moja córeczka. Zabił ją, a ciebie to nic nie obchodzi.
– Pracujemy… bardzo intensywnie, panie Walker…
– Współczujesz mu, co? Przecież też jesteś morderczynią!
– George! – Pani Walker wyglądała na autentycznie zrozpaczoną. Rainie stała jak sparaliżowana. Nie potrafiła odpowiedzieć. Nie miała siły, żeby się ruszyć.
– Zaskarżą cię – wściekał się George Walker. Zaskarżę ciebie, szkołę i Shepa O’Grady. Patrzyliście przez palce na mordercę i to trwało za długo. Bakersville zasługuje na sprawiedliwość! Moja córka zasługuje na sprawiedliwość! Sally, Alice i panna Avalon. Sally, Alice i panna Avalon. Sally, Alice i panna Avalon… – Głos załamał mu się. Ramiona zaczęły drżeć. Odwrócił się do żony, oplótł jej kruchą postać potężnymi ramionami i zapłakał.
A Rainie stała jak sparaliżowana i znosiła to wszystko.
Zdawała sobie sprawę, że teraz już wszyscy się na nich gapią. Ludzie pożerali wzrokiem skandaliczną scenę, starali się zapamiętać szczegół, układali sobie w głowach relację dla znajomych. I zdawała sobie sprawę, że Quincy też na nią patrzy. Jego spojrzenie było życzliwe, wyrozumiałe. Ale bolało najbardziej.
Читать дальше