Była to restauracja Zaur.
Józef poprowadził Malko do stolika w głębi, przy którym siedziała Zahra Nuseirat w towarzystwie grubawego, łysego mężczyzny w okularach. Mężczyzna podniósł się, by powitać Malko.
Na blokadę!
— Serdecznie witamy w Ramalli!
Miał pan dosyć odwagi, by przyjechać aż tutaj, pomimo checks ponits, pomimo utrudnień…
— Chciałem się z panem spotkać.
Przysłał pan wiadomość naszemu przyjacielowi…
— Tak, to prawda — odparł bankier.
— Lecz najpierw zjemy obiad.
Gdy tylko Malko usiadł, jakaś noga zaczęła się ocierać o jego nogę.
Podniósł oczy i napotkał natarczywe spojrzenie Zahry Nuseirat.
Talerze z mezes zajmowały cały stół.
Oprócz wody mineralnej mieli tu bardzo dobre różowe wino.
Zabierając się do swojej pieczonej ryby, Ahmed Nuseirat zauważył w zadumie — Wstrzymujemy wszyscy oddech, ponieważ Ariel Szaron jest człowiekiem bardzo niebezpiecznym. Nie chce pokoju, tylko unicestwienia Palestyńczyków.
Albo przynajmniej ich pełnego podporządkowania. Dom, który miałem w Jerozolimie, bez prawnie zajęli Żydzi.
Osadnicy nas nienawidzą. A teraz jesteśmy zamknięci w naszym własnym mieście.
— Co to za wiadomość, którą chce mi pan przekazać?
— spytał Malko.
— Coś, co mnie zaciekawiło i zaniepokoiło.
Czy wie pan, kto to jest Abu Kazer?
— Oczywiście. Jeden z negocjatorów porozumień z Oslo.
— Właśnie. Mieszka tu, w Ramalli, chociaż ma bardzo ładny dom w Gazie.
— Dlaczego?
Bankier uśmiechnął się tajemniczo.
— Nie wiem…
Jego uśmiech przeczył słowom, lecz Malko nie naciskał.
— Co się z nim dzieje?
— Od dwóch albo trzech tygodni przyjmuje wielu gości. Nocą.
Samochody przyjeżdżają o dziewiątej i odjeżdżają około północy.
Wszystkie mają zieloną rejestrację. Lecz pewnego wieczora ktoś pojechał za jednym z nich.
Gdy przyjechał na check point, jego pasażerowie przesiedli się do samochodu terenowego z żółtą rejestracją, którym przyjechali z Jerozolimy.
— Izraelczycy?
— Oczywiście. Zasadniczo, nie ma w tym nic dziwnego.
Abu Kazer zna ich bardzo wielu od czasu Oslo. Tylko dlaczego przyjeżdżają spotkać się z nim w tajemnicy?
Noga Zahry wciąż napierała pod stołem na nogę Malko.
Czuł się zakłopotany.
— Może robią to z ostrożności — zasugerował Malko — żeby go nie kompromitować.
Stosunki między Izraelczykami i Palestyńczykami są teraz napięte.
Bankier odrzucił to zastrzeżenie zdecydowanym ruchem ręki.
— Abu Kazer jest politykiem. Zawsze rozmawiał ze wszystkimi, nawet w czasie największego kryzysu.
— Więc jak pan to wytłumaczy?
Bankier pochylił się nad stołem i powiedział cichym głosem:
— Szaron coś przygotowuje!
Abu Kazer jest człowiekiem zmęczonym, pokojowo nastawionym, którego można oszukać.
Z nim łatwiej byłoby się porozumieć, niż z Abu Amarem.
Szaron obiecał pokój Izraelczykom, lecz nie chce nic dać w zamian.
Pewnie myśli, że Abu Kazer mógłby mu dać ten pokój za niską cenę…
Malko spojrzał na niego zaintrygowany.
— Lecz co pan zrobi z Jaserem Arafatem? Nic nie może się zdarzyć bez niego.
Stan jego zdrowia się pogarsza?
— Nie. On myśli, że jest bardzo chory z powodu drżenia dolnej war gi i lewej ręki.
Był tym bardzo przejęty, gdyż powiedziano mu, że chodzi o chorobę Parkinsona.
Ostatnio jego lekarze stwierdzili, żejest to całkiem inne schorzenie, spowodowane wypadkiem lotniczym, ja ki miał w Libii, które nie może się pogłębić. Pod wpływem tej nowiny wziął się za jedzenie i jest w dużo lepszym stanie psychicznym.
I mniej niż kiedykolwiek ma ochotę ustępować Szaronowi.
— Więc?
Bankier pochylił się jeszcze bardziej i zapytał:
— Czy sądzi pan, że to by powstrzymało Szarona przed po zbyciem się Abu Amara?
Nienawidzi go, uważa za zatwardziałego terrorystę, wroga Izraelczyków.
— Chce pan powiedzieć, że mógłby go zamordować?
Bankier odsunął się trochę i wypił łyk wina.
— Dlaczego Izraelczycy odwiedzają teraz siedzibę Abu Kazara?
Nie prowadzi już żadnych rokowań.
— Nie odgrywa już aktywnej roli, lecz jest jednym z założycieli OWP1, człowiekiem szanowanym.
— Ale nie może być wspólnikiem w tym przedsięwzięciu.
— Naturalnie, że nie! — odrzekł bankier.
— Nawet jeśli domyśla się co szykuje Szaron.
Potem zostałby postawiony wobec faktów dokonanych. Amerykanie, którzy jedzą z ręki Izraelczykom, namawialiby go, żeby zajął miejsce Abu Amara…
— To bzdura — powiedział Malko.
— Nie udałoby się… Ahmed Nuseirat zaprzeczył ze smutnym uśmiechem.
— Przypomina pan sobie, co się stało w 1982 roku w Libanie? Szaron miał sojusznika, Beszira Gemajela, który został prezydentem Libanu. Szaron chciał się wydostać z libańskiego gniazda os. Zażądał od Gemajela, by zawarł separatystyczny pokój z Izraelem. To byłoby imponujące zwycięstwo polityczne Szarona. Beszir Gemajel odmówił. Szaron naciskał. Ostatecznie pewnego dnia Gemajel powiedział mu: „Dobrze, podpiszę ten separatystyczny pokój. Lecz do tej pory miał pan żywego przy jaciela, a wkrótce będzie pan miał przyjaciela martwego…” — Nie zdążył niczego podpisać — zauważył Malko.
— Właśnie — potwierdził bankier.
— Dwustukilowy ładunek wybuchowy eksplodował nad jego biurem. Syryjczycy.
Nie mogli się zgodzić na separatystyczny pokój Libanu z Izraelem.
Dziś Szaron może zlikwidować Arafata i wprowadzić na jego miejsce Abu Kazara.
To się skończy krwawo.
— Szaron musi o tym wiedzieć — powątpiewał Malko.
Bankier podniósł oczy ku niebu.
— W Libanie też wiedział, że to nie może się udać…
Po mimo to spróbował. Taki właśnie jest Szaron.
Zapadło milczenie.
Pod stołem noga Zahry Nuseirat nie odrywała się od nogi Malko.
Albo była królową prowokatorek albo mąż jej nie wystarczał.
Organizacja Wyzwolenia Palestyny.
Ahmed Nuseirat spojrzał na swojego imponującego breitlinga aerospace z masywnego złota i powiedział:
— Będę musiał już iść.
Mam nadzieję, że pana nie zanudziłem moimi absurdalnymi pomysłami…
Malko nie odpowiedział. Bankier nie wiedział o innych dziwnych wydarzeniach ostatnich tygodni.
W powiązaniu z nimi to, co mówił, nabierało tylko większego znaczenia.
Jednak brakowało jednego elementu w tej układance. Izraelczycy nie byli na tyle szaleni, by otwarcie zlikwidować Jasera Arafata. Jeśli hipoteza Nuseirata była trafna, pozostawało jeszcze coś o czym Malko powinien się dowiedzieć.
Bankier zamienił kilka słów po arabsku z żoną, uścisnął rękę Malko i ruszył do wyjścia, pozdrawiając po drodze Józefa, który siedział przy innym stoliku. Zahra odsunęła trochę nogę i wyjęła z torebki paczkę marlboro.
Malko zapalił jej papierosa swoją zapalniczką marki Zippo z emblematem CIA.
— Ja także panią zostawię — powiedział.
— Wraca pan do Jerozolimy?
— Tak. Chcę spędzić dzisiejszy wieczór w American Golony, a jutro wyjadę do Tel Awiwu.
Wydmuchnęła powoli kłąb dymu i powiedziała tonem pełnym niedomówień:
— Mam nadzieję, że jest pan zadowolony ze swojego pobytu w Ramalli.
Wpatrywała się w niego wyzywająco.
— Całkowicie — powiedział Malko.
— Mam nadzieję, że zobaczę panią jeszcze kiedyś.
— Inszallah… Chodźmy.
Józef zabierze pana na check point.
Читать дальше