– Ty pieprzony kretynie! – ryknął z wściekłością Vincini. – Przecież mógł mnie zabić!
– Nie słyszałeś jego akcentu? – zapytał Mały. – Przecież to Anglik.
– I co z tego, do kurwy nędzy?
– Oglądałem mnóstwo filmów, ale nigdy nie widziałem, że Anglik kogoś naprawdę zastrzelił.
Eddie ukląkł przy leżącym nieruchomo Memburym. Oba pociski trafiły go w pierś. Jego krew miała ten sam kolor co kamizelka.
– Kim pan jest? – zapytał Eddie.
– Scotland Yard, Sekcja Specjalna – wyszeptał Membury. – Miałem pilnować Hartmanna. – A więc jednak nie był pozbawiony ochrony – pomyślał Eddie. – Cholerny pech… – wycharczał Membury, po czym zamknął oczy i przestał oddychać.
Eddie zaklął pod nosem. Przysiągł sobie, że uczyni wszystko, by nikt nie został zabity, i tak niewiele brakowało, by udało mu się dotrzymać przyrzeczenia.
– Tak niepotrzebnie… – powiedział głośno.
– Czasem trafiają się ludzie, którzy koniecznie chcą zostać bohaterami – wycedził Vincini. Eddie podniósł głowę i zobaczył, że gangster przygląda mu się podejrzliwie. Boże, ten wariat chce mnie zabić! – zaświtała mu okropna myśl. – Czy ty przypadkiem czegoś przed nami nie ukrywasz? – dodał Vincini.
Eddie otwierał już usta, by odpowiedzieć, kiedy do kabiny wpadł zadyszany sternik łodzi, którą przypłynęli bandyci.
– Vinnie, właśnie dostałem wiadomość od Willarda…
– Przecież wyraźnie powiedziałem, żeby używać radia tylko w ostateczności!
– No, właśnie! Wzdłuż brzegu w tę i z powrotem pływa kuter Marynarki Wojennej, zupełnie jakby kogoś szukał!
Serce zamarło Eddiemu w piersi. Nie wziął pod uwagę możliwości, że gangsterzy zostawią na brzegu człowieka z krótkofalówką. Cały plan wziął w łeb, a on przegrał swoją ostatnią szansę.
– Oszukałeś mnie – wycedził Vincini. – Ty sukinsynu! Zabiję cię za to.
Eddie spojrzał na kapitana Bakera. Na twarzy dowódcy malował się wyraz zdumienia i podziwu.
Vincini podniósł pistolet.
Wszyscy wiedzą, że zrobiłem, co mogłem – pomyślał Eddie. – Nic mnie nie obchodzi, że zaraz umrę.
– Zaczekaj, Vincini! – wykrzyknął Luther. – Słyszysz?
W kabinie zapadła cisza. Po chwili wszyscy usłyszeli narastający warkot silnika. Luther wyjrzał przez okno.
– To łódź latająca! Woduje tuż koło nas.
Vincini opuścił broń, a Eddie poczuł, jak uginają się pod nim kolana. Zbliżywszy twarz do szyby ujrzał mały hydroplan, który cumował obok Clippera w Shediac. Maszyna podskoczyła kilka razy na falach, po czym wytraciła prędkość i zatrzymała się.
Sternik wrócił pośpiesznie do łodzi.
– I co z tego? – warknął Vincini. – Jeśli wejdą nam w drogę, wystrzelamy ich jak kaczki.
– Nie rozumiesz? – zapytał z podnieceniem Luther. – Mamy szansę ucieczki! Zostawimy łódź i polecimy samolotem!
Vincini skinął powoli głową.
– Dobry pomysł. Tak właśnie zrobimy.
Eddie uświadomił sobie, że bandytom jednak uda się uciec.
Zachował życie, ale poniósł dotkliwą porażkę.
Lecąc wynajętym samolotem wzdłuż wybrzeży Kanady, Nancy Lenehan znalazła sposób na rozwiązanie dręczących ją problemów.
Pragnęła pokonać brata, ale zależało jej również na tym, by wyswobodzić się ze schematu narzuconego przez ojca i wreszcie zacząć samodzielnie kształtować swoje życie. Chciała być z Mervynem, lecz obawiała się, że jeśli porzuci Buty Blacka i przeniesie się do Anglii, wkrótce stanie się znudzoną kurą domową, taką jak Diana.
Nat Ridgeway powiedział, że jest gotów zaproponować jej znacznie wyższą cenę i jednocześnie zatrudnić ją w General Textiles. Nancy uświadomiła sobie, że General Textiles ma wiele fabryk w Europie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii, i że Ridgeway będzie mógł odwiedzić je dopiero po zakończeniu wojny, a więc kto wie, czy nawet nie za kilka lat. Postanowiła więc zgłosić chęć objęcia stanowiska dyrektora europejskiej filii General Textiles. Dzięki temu będzie mogła zostać z Mervynem, a jednocześnie uzyska szansę dalszego prowadzenia interesów.
To rozwiązanie ogromnie przypadło jej do gustu. Jego jedyna wada polegała na tym, że w Europie trwała teraz wojna, w której można było zginąć.
Właśnie rozmyślała o tej bardzo mało prawdopodobnej, lecz mimo to mrożącej krew w żyłach możliwości, kiedy siedzący w fotelu drugiego pilota Mervyn odwrócił się i wskazał na okno i w dół; kiedy spojrzała we wskazanym kierunku, ujrzała Clippera unoszącego się na powierzchni morza.
Mervyn starał się nawiązać łączność radiową, ale nie otrzymał odpowiedzi. Nancy zapomniała o swoich problemach, obserwując potężną maszynę z okna zataczającej szerokie kręgi Gęsi. Co się stało? Czy pasażerowie nie odnieśli żadnych obrażeń? Z tej odległości samolot wyglądał na nie uszkodzony, ale nie sposób było dostrzec żadnych śladów życia.
– Musimy wodować i sprawdzić, czy potrzebują pomocy! – powiedział Mervyn, przekrzykując ryk silników.
W odpowiedzi Nancy pokiwała energicznie głową.
– Zapnij pas i trzymaj się mocno! Przy tej fali będzie trochę trzęsło.
Zatrzasnęła klamrę. Rzeczywiście, morze było dość wzburzone. Pilot sprowadził maszynę nad samą wodę, ustawił ją równolegle do fal, po czym posadził na grzbiecie najwyższej z nich. Hydroplan pojechał na niej niczym zawodnik na desce surfingowej. Wszystko odbyło się znacznie łagodniej, niż Nancy się spodziewała.
Do dzioba Clippera była przycumowana duża łódź motorowa. Na jej pokładzie pojawił się jakiś człowiek w nieprzemakalnym kombinezonie i zaczął dawać im znaki ręką. Nancy domyśliła się, iż chce, żeby hydroplan podpłynął do łodzi. Klapa w dziobie Clippera była otwarta; prawdopodobnie tędy właśnie mogli dostać się do środka. Widząc fale zalewające oba hydrostabilizatory i sięgające niemal do okien, łatwo zrozumiała, dlaczego nie skorzystano z głównych drzwi.
Ned skierował Gęś w stronę łodzi. Przy tej pogodzie operacja cumowania nie należała do najłatwiejszych zadań, ale na szczęście skrzydła samolotu znajdowały się znacznie powyżej pokładu motorówki, dzięki czemu mogli ustawić się do niej bokiem i zetknąć burtami. Przed gwałtowniejszymi uderzeniami chroniły ich stare opony przewieszone przez burtę łodzi. Człowiek w kombinezonie zarzucił cumy na dziób i ogon hydroplanu.
Ned wyłączył silniki, Mervyn zaś otworzył drzwi i wysunął metalowy trap.
– Chyba tu zostanę – powiedział Ned do Mervyna. – Idź i zobacz, co się stało.
– Ja też pójdę – oświadczyła Nancy.
Samolot i łódź kołysały się na falach w tym samym rytmie, dzięki czemu trap był w miarę stabilny. Mervyn zszedł pierwszy i podał Nancy rękę.
– Co się stało? – zapytał mężczyznę w kombinezonie, kiedy już oboje znaleźli się na pokładzie.
– Mieli kłopoty z paliwem i musieli awaryjnie wodować.
– Nie odpowiadali na wezwania przez radio.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Jak tam wejdziecie, to sami dowiecie się wszystkiego.
Żeby dostać się z pokładu łodzi na platformę pod dziobem Clippera, należało wykonać spory skok. Mervyn ponownie ruszył przodem, Nancy zaś zdjęła pantofle, wsadziła je do kieszeni płaszcza, i poszła w jego ślady. Trochę się bała, ale zadanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczała.
W pomieszczeniu dziobowym natrafili na nie znanego im młodego człowieka.
– Co tu się dzieje? – zapytał Mervyn.
Читать дальше