Ciekawe – pomyślał z roztargnieniem Achimas – jak go przeniosą koło portiera. Na pewno coś wymyślą, to wojskowi.
Najkrótsza droga do „Metropolu” biegła przez podwórze – w ciągu dwóch ostatnich dni Achimas nieraz nią chodził.
Kiedy szedł pod ciemnym łukiem, głucho stukając po kamiennych płytach, odczuł nagle czyjąś obecność. Odkrył ją nie wzrokiem i nawet nie słuchem, ale jakimś nieznanym zmysłem, który już nieraz ratował mu życie. Skóra na karku jak gdyby poczuła coś z tyłu, leciutkie poruszenie powietrza. To mógł być przebiegający drogę kot albo szczur wdrapujący się na stos odpadków, ale Achimas w podobnych wypadkach nie bał się śmieszności – nie namyślając się, odskoczył w bok.
Jak gdyby lekki wietrzyk powiał z góry na dół wzdłuż policzka. Kątem oka Achimas zobaczył, jak tuż koło niego powietrze rozcina błyszcząca mętnie stal. Szybkim, wypracowanym ruchem wyszarpnął „welodoga” i strzelił, nie celując.
Najpierw – głuchy okrzyk, potem jakiś cień rzucił się do ucieczki.
Paroma skokami Achimas dopędził biegnącego, zamachnął się solidnie i zdzielił go laską.
Oświetlił leżącego latarką. Ordynarna, zwierzęca twarz. Przez splątane, tłuste włosy sączyła się czarna krew. Krótkimi, silnymi palcami, też mokrymi od krwi, napastnik trzymał się za bok.
Ubrany był po rosyjsku: koszula kosoworotka, sukienna kamizelka, pluszowe portki, smarowane dziegciem buty. Na ziemi leżała siekiera z krótkim styliskiem.
Achimas nachylił się niżej, kierując strumień światła prosto na twarz bandyty. Błysnęły okrągłe oczy z nienaturalnie rozszerzonymi źrenicami.
Z Pasażu Nieglinnego doleciał gwizdek, z Teatralnego kolejny. Czasu było mało.
Usiadł w kucki, wziął rannego dwoma palcami za twarz, ścisnął. Siekierkę odrzucił na bok.
– Kto cię nasłał?
– Przebaczcie, panie – zachrypiał tamten. – To z biedy.
Achimas nacisnął palcem na nerw twarzowy. Pozwolił, by leżący jakiś czas wił się z bólu, i powtórzył pytanie:
– Kto?
– Puść… puść, frajerze – wystękał ranny, kopiąc w płytę chodnika. – Koniec ze mną…
– Kto? – zapytał Achimas po raz trzeci i nacisnął na gałkę oczną.
Z ust umierającego razem z jękiem wyrwał się szeroki strumień krwi.
– Misza – bełkotał ledwie słyszalny głos. – Misza Malutki… Puszczaj! Boli!
– Jaki Misza? – Achimas nacisnął mocniej.
A to właśnie był błąd. Niedoszły morderca i tak przeżywał swoje ostatnie chwile. Jęk przeszedł w rzężenie, krew ciągłym strumieniem lała się na brodę. Było widać, że biedak nic już nie powie. Achimas wyprostował się. Trele policyjnych gwizdków rozbrzmiewały całkiem blisko.
Do południa wszystkie warianty były przejrzane, decyzja też została podjęta.
A zatem Achimasa ktoś najpierw okradł, potem usiłował zabić. Czy te wydarzenia mają jakiś związek? Niewątpliwie. Ten, kto czatował w bramie, wiedział, kiedy Achimas będzie szedł i którą drogą.
To znaczy, że a) śledzono go już wcześniej, kiedy sprawdzał trasę, i robiono to zręcznie, bo nic nie zauważył; b) ktoś doskonale wiedział, co Achimas robił minionej nocy; c) teczkę zabrał człowiek pewny, że Sobolew już nie wróci do pokoju – inaczej po cóż by tak starannie zamykał sejf za sobą i wyłaził przez lufcik? Przecież generał i tak stwierdziłby kradzież.
Pytanie: kto wiedział i o operacji, i o teczce?
Odpowiedź: tylko monsieur NN i jego ludzie.
Gdyby Achimasa spróbowali po prostu sprzątnąć, byłoby to przykre, ale zrozumiałe.
Przykre, gdyż on, zawodowiec najwyższej kategorii, źle ocenił sytuację, omylił się w rachubach, pozwolił się oszukać.
Zrozumiałe, bo w tak wielkiej i naszpikowanej trudnościami sprawie wykonawcę należy oczywiście sprzątnąć. Na miejscu klienta Achimas tak by właśnie postąpił. Mogli zmyślić ów tajny sąd cesarski. No i wymyślili sprytnie, nawet doświadczony pan Welde się nabrał.
W sumie wszystko dawało się wytłumaczyć i nawet by nie dziwiło, gdyby nie zniknięcie teczki.
Monsieur NN i kradzież z włamaniem? Absurd. Zabrać milion, ale zostawić archiwum spiskowców? Nieprawdopodobne. A już wyobrazić sobie, że zabójca ze zwierzęcym pyskiem jest w jakiś sposób związany z NN albo „baronem von Steinitz”, nie można było w żaden sposób.
„Frajer” – tak przezwał Achimasa mistrz siekiery. Zdaje się w przestępczym żargonie to wyzwisko oznacza skrajną pogardę – ani złodziej, ani bandyta, tylko spokojny obywatel.
A zatem był to kryminalista? Osobnik ze sławnej Chitrowki?
Zachowanie i mowa na to wskazywały. A u NN nawet stangret wyglądał na oficera. Coś tutaj nie pasowało.
Achimas spróbował podejść do sprawy z innej strony; za mało miał danych, żeby analizować sytuację. Jeśli punkt wyjścia nie jest jasny, należy najpierw wyznaczyć cele.
Co należy zrobić?
1. Posprzątać za sobą po operacji.
2. Znaleźć teczkę.
3. Rozliczyć się z tym albo tymi, którzy prowadzili z Achimasem nieczystą grę.
Właśnie w takiej kolejności. Najpierw się obronić, potem odebrać swoje, a zemsta na deser. Ale deser na pewno będzie: to sprawa zasad i etyki zawodowej.
W części praktycznej etapy planu wyglądały następująco:
1. Zlikwidować Wandę. Szkoda oczywiście, ale trzeba będzie.
2. Zająć się tajemniczym Misza Malutkim.
3. Przez tego Misze właśnie będzie można zapewnić sobie deser. Ktoś z ludzi monsieur NN utrzymuje dziwne znajomości.
Achimas opracował zatem plan działania, przewrócił się na bok i momentalnie zasnął. Punkt numer jeden przewidziany był na wieczór.
Do mieszkania Wandy wszedł przez nikogo niezauważony. Jak należało się spodziewać, śpiewaczka jeszcze nie wróciła z „Róży Alpejskiej”. Między buduarem a pokojem gościnnym znajdowała się mała przebieralnia, cała zawieszona sukniami i zastawiona pudłami na buty i kapelusze. Położenie po prostu idealne: jedne drzwiczki prowadzą do buduaru, drugie do przedpokoju.
Jeśli Wanda przyjedzie sama, wszystko odbędzie się szybko, bez problemów. Otworzy drzwiczki, żeby się przebrać, i w tejże sekundzie umrze, nawet nie zdąży się przestraszyć. Achimas bardzo nie chciał, żeby przed śmiercią odczuła ból czy przerażenie.
Pomyślał, co będzie lepsze: nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo, i wybrał samobójstwo. Czy to mało jest powodów, dla których paniusia z półświatka może odebrać sobie życie?
Zadanie ułatwiało to, że Wanda nie korzystała z usług pokojówki. Jeśli ktoś od dziecka przyzwyczai się sam o siebie troszczyć, lepiej obejść się bez służących – to wiedział już z własnego doświadczenia. Na wyspie Santa Croce służący zamieszkają w oddzielnym domu, z dala od siedziby hrabiego. W razie potrzeby zawsze można będzie ich wezwać.
A jeśli Wanda nie wróci sama?
Cóż, wtedy samobójstwo będzie podwójne. To teraz jest w modzie.
Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, lekkie kroki.
Jest sama.
Achimas skrzywił się, przypominając sobie, jakim głosem spytała go: „Kola, a nie oszukasz mnie?” W tej samej chwili od strony buduaru uchyliły się drzwiczki garderoby i szczupła obnażona ręka zerwała z wieszaka jedwabny chiński szlafrok w smoki.
Achimas przegapił okazję. Popatrzył przez szparę: Wanda stała przed lustrem, nie zdjąwszy sukni; szlafrok trzymała w ręku.
Trzy bezszelestne kroki, i będzie po sprawie. Wanda ledwie zdąży zobaczyć w lustrze, że jakaś postać wyrosła za jej plecami.
Читать дальше