Joanna Chmielewska - Przeklęta Bariera

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Przeklęta Bariera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przeklęta Bariera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przeklęta Bariera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nie jest to kryminał – zapewnia autorka, choć "trupy się poniewierają tam, oczywiście, i jakaś część kryminalna musi być, bez tego by się nie obeszło", ale zasadniczo jest to "powieść historyczna, która dzieje się w czasach współczesnych".
"Samo mi tak wyszło. I naprawdę, to od początku zaczęłam sama sobie pisać dla żartu, niepewna, co z tego wyniknie" – tłumaczy autorka.

Przeklęta Bariera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przeklęta Bariera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wróciło mi jakoś więcej zdolności myślenia. Przypomniałam sobie o kanałach paryskich, o których czytałam i które podobno dopiero co były odnawiane. Zapewne uczynili coś, co pozwala wodzie łączyć się z nimi bezpośrednio, rzecz zrozumiała i naturalna, ale jednak zdumiewa. No dobrze, woda, ale ta reszta…?

Czyżbym wczorajszego wieczoru tak już była śpiąca i sfatygowana, żem swego otoczenia nie spostrzegła…? Zbadałam ową łazienkę gruntownie i zdołałam się umyć.

Odkryłam urządzenie obce mi i niezwykłe, ale nader użyteczne i dające się uruchomić dowolnie, ciepła woda, zimna, prysznic z góry lecący bez napełniania wanny, jakiż to doskonały pomysł i jaka wygoda! Szczególnie że czepek, duży i przedziwnie spoisty, włosy pozwolił ochronić… Ręczniki się tam znajdowały, białe, zatem widać, że czyste, różnych rozmiarów, mydło niewielkie, ale delikatne, w szczelnym opakowaniu, użyłam go bez wahania. Może i dłużej się myłam niż miałam potrzebę, bo już się tam jakoś swojsko poczułam, a na myśl o wyjściu nowy lęk mnie ogarniał. No, trochę może złagodzony ciekawością…

Wyszłam jednak wreszcie. Rozmyślałam o sposobie wezwania służby, kiedy zapukano do drugich drzwi. Otworzyłam bez wahania, weszła pokojówka.

Musiała to być pokojówka, skoro trzymała w rękach tacę ze śniadaniem, ale, na miły Bóg, jakiż strój ta dziewczyna miała na sobie?!!! Gdzież ja się zatrzymałam, w zamtuzie…?!!!

Sukni nie miała wcale, spódniczka kolan jej nie sięgała, całe nogi na wierzchu! Mowę mi na ten widok odjęło, głosu nie mogłam z siebie wydobyć, ona grzecznie mnie powitała, z uśmiechem, choć bez ukłonu, i rzekła, że na tę porę zamawiałam śniadanie. Zręcznie ustawiła tacę na małym stoliku i wyszła.

Zamawiałam śniadanie… Kiedy? Jak?! Wczoraj Zapewne… Żadnego zamawiania przypomnieć sobie nie mogłam, chyba że moja pokojówka…? Gdzież ona się w ogóle podziała, nie zdołałam o nią zapytać, mimo wszystko, co mnie już wcześniej spotkało, nie podróżowałabym przecież bez pokojówki…?

Jednakże byłam zwyczajnie głodna, okropne i dziwaczne wydarzenie, które mną wstrząsnęło, nie odebrało mi apetytu. Niespokojnie obejrzałam tacę, dość skąpo zastawioną, pieczywo owszem, rozpoznałam, rogalik, bułeczki… Mleko w dzbanuszku. W większym jakiś napój gorący, powąchałam, woń znajoma… kawa! Całe szczęście, pijałam już kawę wielokrotnie, smakowała mi. Oddzielna szklanka z sokiem pomarańczowym. Do tego jakieś małe, nie znane mi kawałki czegoś, jakby naczyńka opakowane w osobliwy sposób.

Rozpakowałam wszystko. Wąchając i smakując ostrożnie, w miseczkach jak dla lalki, znalazłam masło, serek, konfiturę, dwa rodzaje, kostki w większej miseczce okazały się cukrem. Nóż do tego dostałam, też strasznie dziwny, niczym zabawka.

Zjadłam to wszystko i musiałam przyznać, że nawet było dość smaczne, szczególnie serek i jedna konfitura, z moreli. Już pod koniec śniadania zwróciłam uwagę na dziwne dźwięki, dobiegające zza okna. Do niczego nie były podobne, zdziwiły mnie, zaniepokoiły, przestraszyły wreszcie. Zakończyłam posiłek i wyjrzałam przez okno.

Mimo wszystko, nie zemdlałam. Mniej więcej po półgodzinie zdołałam jakoś odzyskać zmysły i samej sobie powiedzieć, co widzę. Nie wierząc własnym oczom, wielokrotnie zaciskałam powieki, uchylałam je potem, ukłułam się nawet szpilką dla ponownego upewnienia się, że nie jest to sen jakiś przerażający i potwornie głupi, obcy kompletnie wszelkiej mojej wiedzy i znajomości świata. Pojawiało się przede mną coś, czego nawet nazwać nie potrafiłam, rzeczy i sceny nieprawdopodobne i absolutnie niepojęte.

Dziedziniec przed oberżą… Nie, nie można czegoś takiego od razu nawet samej sobie powiedzieć… Wyłącznie moje naganne upodobanie do czytania dzienników i gazet i prowadzenia niestosownych rozmów z różnymi osobami pozwoliły mi teraz uwierzyć własnym oczom.

Na miły Bóg, słyszałam przecież o powozach, jadących bez koni! Automobilami próbowano je chyba nazywać… Pan Piotruski coś o nich napomykał, a za maniaka i fantastę go uważano… Wizerunek takiej maszyny oglądałam w czasopiśmie, jakiś jego wynalazca już parę lat temu przez cały Wiedeń podobno przejechał, czyżby to, co tu stało i nawet poruszało się, miało być dzieckiem owej maszyny…?! Na Boga, niepodobne do niczego, pudło płaskie… Nie, doprawdy, określić tego nie sposób, a poruszało się, oddalało, nikło z oczu, inne zbliżało się i zatrzymywało, a ludzie z tego wychodzili…!!!

Warczało. Wszystkie warczały. Nie bardzo głośno, ciszej niż zwykła lokomobila, ale jakoś wprost niepojęcie. Dalej zaś jeszcze coś się działo, na co wprost oczu podnieść nie śmiałam, a i tak nie mogłam wykryć, co to takiego, bo mi korony niskich drzew zasłaniały…

Wstrząsające! Tkwiłam przy oknie jak przymurowana, usiłując przyswoić sobie owe widoki niewiarygodne, i nie wiem, jak długo pozostawałabym w stanie osłupienia absolutnego, gdybym nie ujrzała nagle mojego własnego stangreta. Przez moment nawet rozpoznać go nie mogłam, bo uniformu nie miał, osobliwie jakoś był ubrany. Chodził dookoła jednego z tych dziwnych stworów i takie czynił wrażenie, jakby przecierał jego szklane części. Niejasno dosyć pomyślałam, że skoro coś wygląda jak szkło, musi zapewne być szybą, w karecie także przecież mam szyby…

Na Boga, gdzie moja kareta…?!!! Gdzie konie…?!!!

Na widok stangreta osłupiałam jeszcze bardziej, ale wstąpiła we mnie nadzieja. Znajomy człowiek, własny sługa, zaufania w pełni godzien, może dowiem się czegoś od niego?

Rezygnując z poszukiwania dzwonka i zwykłych sposobów wzywania służby, chwyciłam ogromną klamkę, otworzyłam szerzej okno, które okazało się już uchylone, i zawołałam na niego, wzywając go gestem.

Spojrzał w górę, ukłonił się, to było w porządku. Przyszedł po dwóch minutach.

– Co to wszystko ma znaczyć? – spytałam, zamierzając to uczynić surowo, ale wypadło mi chyba dość rozpaczliwie. Zdziwił się wyraźnie.

– Już zmieniłem koło, proszę jaśnie pani – rzekł grzecznie. – W każdej chwili możemy jechać dalej, jak sobie jaśnie pani życzy.

– A gdzie jesteśmy?

Przyjrzał mi się nagle z lekkim jakby powątpiewaniem i niepokojem.

– W Charenton, jaśnie pani. W hotelu Mercure. Sama pani zdecydowała tu się zatrzymać, jak nam to koło wysiadło, a w serwisie nie mieli dla nas opony.

Coś mi w tym zabrzmiało znajomo.

– A oberża Pod Wesołym Merkurym…?

– A tak! – ucieszył się nie wiadomo z czego. – Zauważyła jaśnie pani? Trzymają tu jeszcze stary szyld, bo faktycznie to była kiedyś oberża “Pod Wesołym Merkurym”, chwalą się, że przeszło sto pięćdziesiąt lat mają tu zajazd. No, nie jest to najwyższa klasa, trzy gwiazdki, ale wygodny i pokoje były, bo to nie sezon. Nazwa im została, ale ogólnie przeszli pod zarząd takiej wielkiej spółki hotelarskiej i są w tym hotele Mercure. Rzecz jasna, wszystko przerobili.

– Skąd to Roman wie? – spytałam, czując się potężnie skołowana i usiłując swego stanu nie pokazać po sobie.

– Pogadałem w garażu. Oponę już sprowadzili i wszystko jest w porządku. Do Ritza mamy stąd pół godziny, chyba że korki będą, ale o tej porze Peripherique… taki bulwar okrężny… powinien być wolny.

Do reszty przestałam rozumieć, co on do mnie mówi. Obejrzałam się i usiadłam w fotelu, bo nogi wydały mi się dziwnie miękkie. Moja nadzieja, że rozmowa z własnym sługą coś mi wyjaśni, zaczynała blednąć, szczególnie że w chęci ukrycia pomieszania, sama już nie wiedziałam, o co pytać.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przeklęta Bariera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przeklęta Bariera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Babski Motyw
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Przeklęta Bariera»

Обсуждение, отзывы о книге «Przeklęta Bariera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x