Przyznałam jej słuszność. W ten sposób obie miałyśmy Miziutka niejako w ręku i sama ta świadomość przysparzała pogody ducha. Mogłyśmy spokojnie patrzeć i słuchać, jak informacja rozprzestrzenia się bez nas.
Cała hopa z Miziutkiem ukoiła moje wszystkie skomplikowane doznania wewnętrzne. W pełni odzyskałam dobry humor i gotowa byłam przyrządzać Grzegorzowi obiady nawet codziennie, umiałam w końcu gotować i wymyślać potrawy niezbyt pracochłonne. Pchanie do pralki jego koszul i gaci zaczęło mi się wydawać, rozrywką szczytowej klasy. Jak w ogóle mogłam wpaść na taki głupi pomysł, żeby nie jechać…?!
Głowa Miziutka zrównoważyła moją. Szalały po mnie te głowy od wiosny, nareszcie ostatnia, po ciężkich zgryzotach z poprzednimi, dostarczyła mi kojącego szczęścia.
Parami chodziły, tam dwie głowy Heleny, tu też dwie, Miziutka i moja, ale ja włosy jeszcze miałam. Okropne bo okropne i męczące straszliwie, ale jednak moje własne i trzymają się nieźle, chociaż świetnie mogłyby zdobić stracha na wróble…
Nagle wyraźnie poczułam, że jeśli nie odczepię się definitywnie od tych upiornych głów, najzwyczajniej w świecie zwariuję i zamkną mnie w Tworkach. Niechże, na litość boską, zajmę się czymkolwiek innym…!
* * *
Po raz trzeci w tym roku jechałam na spotkanie z mężczyzną życia, ale było to zupełnie co innego niż poprzednimi razami, W bagażniku nie wiozłam żadnych śmieci, na każdym postoju sprawdzałam, czy ktoś mi czegoś nie podrzucił. Głowę miałam opanowaną, zrobiłam trwałą, która wyszła nieźle, uczesanie wytrzymywało pięć dni i nawet wilgoć nie szkodziła mu zbytnio. Zjawisko powinno potrwać całe dwa miesiące. Na nogę mogłam nie zwracać żadnej uwagi.
Gnębiły mnie za to problemy odmiennej natury.
– No i masz – oznajmił Grzegorz przez telefon drugiego września. – Wyskoczyły dwie kwestie, sam już nie wiem, od której zacząć.
– Najpierw gorsze – zaproponowałam
– Obie gorsze. Może w porządku chronologicznym. Jak ci już mówiłem, moja żona po wizycie bioterapeuty poczuła się lepiej i napisała nowy testament, sądzę, że podpuszczona przez kuzynkę. Otóż dziedziczę wszystko pod warunkiem, że w czasie jej choroby nie zwiążę się z żadną kobietą. Zważywszy wiek, warunek nie obudził sensacji i testament jest ważny.
– Będą cię śledzić?
– Zapewne tak, ale to robota tej harpii. Drobiazg. Między nami mówiąc, zaczynam ją kochać tak samo jak Miziutka i forsy jej nie oddam. Chętniej wrzucę do Sekwany.
– To co? Nie przyjeżdżać?
– Zwariowałaś? Przeciwnie. Czekaj, to nie koniec. Mam za sobą dwa wesołe dni.
Odwiozłem ją, odczekałem, zostawiłem w niezłym stanie i odleciałem. Trzeba trafu, że tego samego dnia mały samolot pasażerski rozbił się w górach, leciał chyba w pół godziny później, i wiadomość o tym podali w telewizji. Moja żona oglądała akurat telewizję i cześć. Kiedy zadzwoniłem z domu wieczorem, okazało się, że mam natychmiast tam wracać, bo nastąpił kolejny wylew. Nie poznała mnie, no, co ci będę opowiadał… Jedyną przyjemność sprawiło mi parę słów do kuzynki, tego sobie nie odmówiłem…
– Bardzo dobrze.
– Cieszę się, że mnie pochwalasz. Ale teraz już żadnej poprawy nie można się spodziewać, tyle że utrzymują ją przy życiu.
Zdobyłam się na złożenie mu wyrazów współczucia. Chyba zabrzmiały ponuro.
– Razem wziąwszy, nastaw się, że będziemy tu mieli głupie przypadłości. Liczę na to, że wytrzymasz.
– Mam dość odporną psychikę…
– Zamawiam ci pokój w tym hotelu na rogu.
– Pewnie bym dostała i bez zamawiania. Mogę się przebrać. Nie ma tak, żebyś się robił podejrzany od spotkania po jednym razie z różnymi babami. Nawet po dwa.
– Nie wygłupiaj się, coś wymyślimy…
No i właśnie od początku drogi wymyślałam. Pojadę przez Koblencję i Luksemburg, w Koblencji kupię ze trzy rozmaite peruki. Uczucia Grzegorza do kuzynki podzielałam w pełni, gdybym mogła pozbawić jego żonę majątku, uczyniłabym to natychmiast, na złość tej babie, Grzegorz by od tego nie zbiedniał. Nie mogłam, nie widziałam na to sposobu, mogłam zatem tylko ukrywać samą siebie, żeby mu nie nabruździć w tym idiotycznym testamencie.
Jak oni wszyscy to sobie wyobrażali? Żona, kuzynka, prawnicy, wykonawcy testamentu? Łatwo udowodnić coś na tak, znacznie trudniej na nie, udowodnij, że nie wiesz, ile jest pięć razy pięć, albo że nie pamiętasz, własnego adresu, jakim sposobem? Błąkać się po ulicach w czasie gradobicia i udawać, że nie umie się trafić do domu? Z tymi pięcioma jeszcze gorzej. W wypadku Grzegorza w ogóle nie wiadomo, co by to mogło być, nie związać się z babą, jak to związanie miałoby wyglądać? Zamieszkać z nią?
Jadać razem obiady i kolacje? Sypiać w miejscach publicznych, pod ławką w parku na przykład… Składać jej codziennie wizyty? Ktoś musiałby go śledzić, z oczu nie tracąc w dzień i w nocy, wynajęli takiego…?
Uczyniłam założenie, że tak, wynajęli. Mnie ten wynajęty nie zna, uniki zatem będzie musiał czynić Grzegorz. Przed każdym spotkaniem gubić obstawę, ewentualnie spotykać się nie z jedną osobą, a z różnymi. Będę zmieniać hotele, całe szczęście, że to Paryż, hoteli wystarczyłoby na rok, nawet gdybym przeprowadzała się codziennie, w każdym będę wyglądać inaczej, zrobię się ruda, czarna, siwa… Cholera, rude i czarne dla mnie do bani, nie do twarzy mi w tych kolorach, czarne włosy postarzają… Zaraz, nie dla Grzegorza przecież ta maskarada, przy nim zdejmę świństwo z głowy… I oczywiście spod peruki wyłonią się smętnie uklepane włoski…
Zgrzytnęłam zębami i spróbowałam przestawić się na działalność szpiegowską.
Obydwoje jesteśmy agentami wywiadu i musimy udawać, że się nie znamy. Jakiś zakonspirowany lokal z kilkoma wejściami, skąd takie coś wytrzasnąć? A, do licha, niech on znajdzie, w końcu powinien się przyłożyć do własnego spadku, nie wszystko muszę ja! No dobrze, znajdzie, jeśli go śledzą, i tak obudzi podejrzenia, plącząc się ustawicznie wokół jednego miejsca, zdekonspirowany agent wywiadu przestaje być agentem i za skarby świata nie spotyka się z nikim. O ile go w ogóle przedtem nie zabiją…
Mało brakowało, a byłabym zawróciła do domu, żeby ratować życie Grzegorza.
Zaplątałam się w tej powieści szpiegowskiej gruntownie, obmyślałam przebranie dla siebie, za starą żebraczkę albo jeszcze lepiej, za mężczyznę, przykleję sobie wąsy i brodę, z facetem chyba mógłby się spotykać…? Zmiłuj się Panie, miesiąc spędzić w męskiej postaci, nie wytrzymam tego. Tydzień nie przejdzie, a zaczniemy się kłócić, nie mówiąc już o tym, jak te wszystkie peruki wpłyną na moje uczesanie…
Spotkanie z mężczyzną życia zaczęło mi się wydawać potwornie skomplikowane.
Ten głupi los uparł się, żeby nas rozdzielić. Przedtem koszmarne przypadłości miałam ja, teraz stały się udziałem Grzegorza, czy nigdy w życiu nie uda nam się przeżyć wspólnie więcej niż trzy dni? W spokoju i bez okropnych niespodzianek? Może nakichać na tę całą kuzynkę, niech się udławi odziedziczonym szmalem, jego żonie jest już wszystko jedno, przykrości jej nic nie sprawi, nie będę go do takiego rozwiązania namawiać gwałtownie, ale napomknę. Poza tym jakaś sprawiedliwość po świecie się kołacze, Miziutek wyłysiał…
Na francuskich autostradach miałam czas i wyobraźnia ruszyła ostro. Grzegorz zachowa powściągliwość, ale na moją propozycję otrząśnie się wewnętrznie. Pomyśli, że posądzam go o prostacką chciwość, nie rozumiem uczuć. Zmieniłam się na niekorzyść, zdechłam duchowo, po tych wszystkich latach przestało mi na nim zależeć, zalęgła się między nami obcość. To już nie będę ja i ogarnie go rozczarowanie. I zniechęcenie. Nie okaże tego z grzeczności, ale zacznie marzyć o moim odjeździe, niech się zmyję w diabły i skończmy ze sobą wreszcie na zawsze. Dobrowolnie odczepmy się od siebie, bliższy kontakt nie zdał egzaminu.
Читать дальше