Wyskoczyłam z dżinsów i włożyłam cienkie rajstopy oraz garsonkę z krótką spódniczką. Na nogi wsunęłam szpilki i nastroszyłam włosy jakimś żelem. Pociągnęłam jeszcze rzęsy tuszem i odsunęłam się o krok od lustra. Nieźle, ale Sharon Stone nie rzuciłaby się chyba z mostu z zazdrości o mój wygląd.
– Spójrz tylko na tę spódnicę – jęknęła matka, kiedy tylko otworzyła mi drzwi. – Nic dziwnego, że przez to mini tyle teraz gwałtów i rozbojów. Jak ty w tym siedzisz? Każdy może ci wszędzie zajrzeć.
– Mamo, ona wcale nie jest taka krótka, sięga zaledwie pięć centymetrów nad kolano.
– Nie czas gadać teraz o kieckach – odezwała się babcia Mazurowa. – Jadę do domu pogrzebowego zobaczyć, jak zabalsamowali tego chłopaczka. Mam nadzieję, że nie zalepili mu zbyt dokładnie tych dziur po kulach.
– Nie rób sobie wielkich nadziei, babciu – studziłam jej zapał. – Pewnie wystawią go w zamkniętej trumnie.
Moogey nie dość, że został zastrzelony, to jeszcze poddany sekcji zwłok. Moim zdaniem nawet największy mistrz balsamowania nie zdołałby go zlepić z powrotem.
– Zamknięta trumna! Co też ty mówisz? To by dopiero było cholerne rozczarowanie. Jeśli tylko rozniesie się, że Stiva wystawia nieboszczyków w zamkniętych trumnach, ludzie z miejsca przestaną do niego przychodzić. – Babcia zapięła narzucony na sukienkę sweter i wsunęła torebkę pod pachę. – W gazecie nic nie wspominali o zamkniętej trumnie.
– Wpadnij potem – zaprosiła mnie matka. – Zrobiłam budyń czekoladowy.
– Na pewno nie chcesz jechać? – zwróciła się do niej babcia.
– Nawet nie znałam tego Moogeya Buesa – odparła matka. – Mam pilniejsze sprawy, niż oglądanie zwłok zupełnie obcej mi osoby.
– Ja też bym nie jechała – powiedziała babcia. – Ale staram się pomóc Stephanie w tej obławie. Może się tam pojawić Kenny Mancuso i przyda jej się jakaś dodatkowa pomoc. W telewizji pokazywali, jak wsadzić przestępcy palce w oczy, by opóźnić jego działanie.
– Powierzam ją twojej opiece – upomniała mnie matka. – Jeśli wsadzi komuś palec w oko, ty będziesz za to odpowiadać.
Podwójne drzwi prowadzące do sali otwarto na oścież, by wpuścić do środka tłum ludzi, którzy przyszli popatrzeć na Moogeya Buesa. Babcia Mazurowa natychmiast zaczęła przepychać się w stronę trumny, a ja posłusznie podreptałam za nią.
– Proszę, proszę, to dopiero wydarzenie – powiedziała, kiedy dotarłyśmy do pierwszego rzędu krzeseł. – Miałaś rację. Zamknęli trumnę. – Zmrużyła oczy. – A skąd pewność, że Moogey naprawdę tam jest?
– Ktoś to na pewno sprawdził.
– Ale nie wiemy tego na sto procent.
Popatrzyłam na nią bez słowa.
– Może powinnyśmy zajrzeć do środka i się przekonać – zaproponowała babcia.
– NIE!
Rozmowy ucichły jak nożem uciął i wszystkie głowy zwróciły się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się przepraszająco i chwyciłam babcię za ramię.
Odezwałam się do niej szeptem, któremu starałam się nadać ostry ton:
– Babciu, nie przystoi zaglądać do zamkniętej trumny. A poza tym to nie nasza sprawa i tak naprawdę nie ma znaczenia, czy Moogey Bues leży tam rzeczywiście czy też nie. A nawet jeśli go nie ma, to i tak nie powinno nas to obchodzić.
– Ale to może mieć znaczenie dla twojej sprawy – nie dawała za wygraną babcia. – Może ma to jakiś związek z Kennym Mancuso?
– Ty, babciu, jesteś po prostu ciekawska. Chcesz koniecznie zobaczyć dziury po kulach.
– To też – przyznała potulnie.
Zauważyłam, że na ceremonii zjawił się także „Leśnik”. Z moich dotychczasowych spostrzeżeń wynikało, że „Leśnik” ubierał się tylko w dwa kolory: wojskową zieleń i czerń, ulubioną również przez bandytów. Dziś był w czerni, której monotonię urozmaicały dwa kolczyki połyskujące w świetle jarzeniówek. Swoim zwyczajem włosy zebrał z tyłu głowy w kucyk, a na sobie miał nieodłączną kurtkę. Tym razem z czarnej skóry. Można się było tylko domyślać, co pod nią chował. Było tam zapewne dość broni, by zmieść z powierzchni ziemi niewielkie państewko. Stanął pod ścianą z rękoma złożonymi na piersiach, w pozycji: odprężony, ale czujny.
Naprzeciw niego w podobnej pozie stał Joe Morelli.
Przez tłum przy drzwiach przepychał się jakiś mężczyzna. Szybko rozejrzał się po sali i skinął głową w kierunku „Leśnika”. Tylko ktoś, kto znał „Leśnika”, mógł dostrzec, że ten zrewanżował mu się takim samym gestem.
Zerknęłam na niego, a on bezgłośnie powiedział do mnie „Sandman”. Sandman. Nic mi nie mówiło to nazwisko.
Tenże Sandman podszedł do trumny i w milczeniu patrzył na politurowane wieko. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Sprawiał wrażenie, jakby wszystko już w życiu widział i nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi. Miał ciemne głęboko osadzone oczy, otoczone siateczką drobnych zmarszczek. Podejrzewałam, że pochodziły raczej od nadużywania alkoholu niż od słońca czy śmiechu. Włosy miał gładko zaczesane do tyłu.
Spostrzegł, że mu się przyglądam i przez chwilę patrzył mi w oczy, po czym odwrócił wzrok.
– Muszę pogadać z „Leśnikiem” – powiedziałam do babci. – Obiecasz mi, że jeśli cię tu zostawię na chwilę samą, nie zrobisz jakiegoś głupstwa?
Babcia prychnęła.
– Powinnam się chyba obrazić. W końcu mam już tyle lat na karku, że wiem, jak należy się zachować.
– A nie będziesz zaglądała do trumny?
– Uhum.
Podeszłam do „Leśnika” i zapytałam:
– Co to za facet, ten który złożył ci uszanowanie? Jakiś Sandman?
– Nazywa się Perry Sandeman. Ksywka „Sandman”*[Sandman bajkowy duszek, który usypiał dzieci sypiąc im piasek w oczy.] wzięła się stąd, że jeśli go zdenerwujesz, potrafi cię nieźle uśpić.
– Skąd go znasz?
– Kręci się tu i tam. Czasami kupuje narkotyki od murzyńskich gangów.
– Skąd się tu wziął?
– On też pracuje na stacji benzynowej.
– Na tej samej co Moogey?
– Tak. Podobno był nawet przy tym, jak Moogey dostał w kolano.
W głębi sali ktoś krzyknął, a w chwilę potem rozległo się głuche uderzenie, jakby ktoś upuścił coś ciężkiego. Na przykład wieko trumny. Bezwiednie przewróciłam oczami do góry.
Obok mnie w drzwiach stanął Spiro. Między jego brwiami pojawiły się dwie pionowe zmarszczki. Ruszył przed siebie torując sobie drogę przez tłum. Ludzie rozstępowali się i moim oczom ukazał się widok, którego centralnym punktem była babcia Mazurowa.
– Wszystko przez ten rękaw – zaczęła wyjaśniać. – Zaczepiłam nim przypadkowo o wieko i samo się otworzyło. Każdemu mogło się to przytrafić.
Babcia spojrzała w moją stronę i uniosła kciuk do góry.
– To twoja babcia? – zapytał „Leśnik”.
– Aha. Chciała sprawdzić, czy Moogey naprawdę leży w tej trumnie.
– No, no, mała, ależ ty masz geny.
Spiro sprawdził, czy wieko jest dobrze zamknięte i ułożył na nim kwiaty, które spadły na podłogę.
Ruszyłam natychmiast, by poprzeć babciną teorię o zaczepionym rękawie, ale okazało się to zbędne. Spiro najwyraźniej chciał zbagatelizować cały incydent. Wyszeptał jakieś przeprosiny do zebranych przy trumnie bliskich zmarłego i z werwą zabrał się do wycierania z błyszczącego wieka odcisków śladów babci Mazurowej.
– Kiedy wieko się otworzyło, nie mogłam się powstrzymać, żeby tam nie zajrzeć i muszę przyznać, że wykonaliście kawał dobrej roboty – trajkotała babcia krążąc wokół Spira. – Gdyby nie to, że w paru miejscach warstwa balsamu trochę się zapadła, w ogóle nie byłoby widać tych dziur.
Читать дальше