Karin Fossum - Kto się boi dzikiej bestii

Здесь есть возможность читать онлайн «Karin Fossum - Kto się boi dzikiej bestii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kto się boi dzikiej bestii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kto się boi dzikiej bestii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najnowsza powieść „norweskiej królowej zbrodni”, Karin Fossum. Halldis Horn zamordowano na progu jej domu. Na miejscu przestępstwa widziano Errkiego, uciekiniera z zakładu dla obłąkanych.
Wątpliwości co do jego winy ma tylko Sara, psycholog chłopca. Śledztwo prowadzi znany z innych kryminałów Fossum Konrad Sejer. Następnego ranka napada na bank Morgan. Jego zakładnikiem zostaje właśnie Errki. Uciekają w góry, gdzie porywacz i porwany się zaprzyjaźnią.

Kto się boi dzikiej bestii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kto się boi dzikiej bestii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kannick pokiwał posępnie głową. Już wiedział.

– Teraz kolej na ciebie. Jak się nazywasz?

Chcę, żeby mnie nazywać Geronimo. Jestem tropicielem śladów. Mistrzem w strzelaniu z luku.

– Że co? Co mówiłeś?

– Kannick.

– Naprawdę tak cię wołają?

– Czasem nawet słyszę – odparł, próbując złapać dech.

– Oho! Młody ma poczucie humoru!

Errki osunął się na podłogę. Znalazł swoją skórzaną kurtkę, owinął się nią, a potem chwycił oburącz za udo.

– Już go kiedyś widziałem – powiedział cicho.

Morgan spojrzał na niego z zaskoczeniem.

– Gdzie?

– Przy domu zabitej kobiety.

– Co ty wygadujesz?

Morgan zwrócił się do Kannicka.

– Widział cię? To ty bawiłeś się w pobliżu, kiedy to się stało? To o tobie mówili w radiu? O tobie?

Kannick spuścił wzrok.

– O nie, to poważna sprawa. Cholera, on cię widział, Errki. Musimy się go pozbyć!

Kannick cicho jęknął ze strachu, jakby ktoś nastąpił na gumową zabawkę. Nerwowo zamrugał oczami.

– Słyszałem też, że zeznawałeś na policji, prawda?

Kannick nie odpowiadał.

– Mniejsza o to. Errkiemu to nie przeszkadza. Jest trochę dziwny, ale zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Nudzimy się jak mopsy. Siedzimy tutaj i czekamy na noc. Powinieneś wiedzieć, że wieczorem Errki naprawdę dostaje kota. Rosną mu kły, a uszy robią się szpiczaste. Prawda, Errki?

Zapytany nie odpowiadał. Kątem oka uważnie przyglądał się Kannickowi. Chłopiec mocno przygryzł wargę, a jego oczy, osadzone głęboko w nalanej, bladej twarzy, płonęły z przerażenia.

– Hej, młody! – zawołał Morgan. – Nie masz ze sobą przypadkiem czegoś do jedzenia albo do picia? Umieramy z głodu.

– W futerale mam czekoladę. Ale chyba zdążyła się już rozpuścić.

Errki zareagował błyskawicznie. Z trudem podniósł się i zaczął wymachiwać rękami.

– Idź i przynieś ten futerał!

– Uspokój się – powiedział łagodnie Morgan. – Sam go sobie przynieś, bo inaczej chłopak zwieje. I pamiętaj, że masz się podzielić ze mną!

Utykając, Errki wyszedł z chaty i rozpoczął poszukiwania futerału. Przetrząsając zarośla, jedną dłoń mocno przyciskał do rany. Wreszcie znalazł zgubę, a trochę dalej natrafił też na łuk. Przywlókł wszystko pod dom i otworzył futerał. W środku było kilka strzał, jakieś inne przedmioty, których przeznaczenia nie znał, i czekolada. Mars i snickers. Ręce mu się trzęsły, gdy je wyciągał, a potem szedł do domu, trzymając po jednym w dłoni. Snickers i mars, snickers i mars. Miękka, lekko stopiona czekolada. Jeden z orzeszkami ziemnymi i karmelem, drugi z toffi. Papierek szeleścił. Wszedł do domu, ważąc je w dłoniach. Oba były dobre. Lubił snickersy, ale mars zawsze bardziej mu smakował. Nie miał wyboru, a mógł dostać tylko jeden. Morgan zerwał się na równe nogi i porwał snickersa.

– Ja wezmę ten. Ty weź marsa. A pulpetowi damy za to whisky.

Kannick rzucił okiem na butelkę stojącą na parapecie okiennym. Nigdy nie miał nic przeciwko piwu. Lubił się upijać, o ile nie działo się to zbyt szybko, ale niespecjalnie przepadał za mocnymi trunkami. Pokręcił głową. Mężczyźni zajadali się czekoladą, mlaszcząc jak dzieci. Mimo rozpaczliwego położenia, w jakim się znalazł, miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale udało mu się wydać z siebie tylko żałosny jęk.

– Nie zrobimy ci nic złego – powiedział Errki, posyłając mu dziwny uśmiech.

– Jeszcze nic nie postanowiliśmy – zaoponował Morgan, połykając ostatni kęs batonika.

– Nie ma nic, co mogłoby nam się przydać. Oprócz czekolady.

– A może pulpet mógłby nam w czymś pomóc? – zastanawiał się Morgan. – I tak wszystko diabli wzięli. Z Jannickiem czy bez Jannicka.

– Kannicka – poprawił go chłopak.

Morgan otarł usta grzbietem dłoni.

– Pewnie chcesz iść do domu, do mamy, co?

– Raczej nie.

– Naprawdę? Więc dokąd chcesz iść?

– Do Guttebakken.

W jego głosie pojawiła się nuta arogancji, jakby odzyskał nadzieję, że jednak go nie zabiją. Zjedli batony z taką radością, że wydali mu się o wiele bardziej ludzcy.

– A co to jest?

– Dom poprawczy.

Morgan parsknął.

– Chryste, wygląda na to, że wszyscy jesteśmy ulepieni z jednej gliny. A co takiego zrobiłeś w swoim młodym życiu, że tam cię posiali? Oprócz tego, że opychasz się jak prosię?

– Mam zaburzenia przemiany materii – zaoponował Kannick.

– Dokładnie to samo powtarzała moja matka, kiedy nie mogła się ruszyć z przejedzenia. Strzel sobie whisky, powinna ci pomóc na ten twój metabolizm.

– Nie, dzięki. – Pomyślał o Margunn. Próbował wyobrazić sobie, co ona teraz robi. Ile razy spojrzy na zegar. Upłynie sporo czasu, zanim zacznie się niepokoić, bo często nie wracał przez kilka godzin. Pewnie dopiero wieczorem zacznie się zastanawiać, co się z nim stało. Ale wiedziała, że nigdy nie opuszcza kolacji. Koło ósmej zacznie wyglądać przez okno i minie następna godzina, zanim wyśle Karstena i Philipa na poszukiwania. Do tej pory wszystko się może zdarzyć! Do wieczora było jeszcze dużo czasu, całe morze czasu sam na sam z dwoma pijanymi szaleńcami, a do tego jeden z nich miał broń! Desperacja kazała mu rzucić drugie spojrzenie na butelkę whisky. Nie uszło to uwadze Morgana.

– Wal, młody. Przy nas nie musisz się krępować.

Kannick posłuchał rady. To była jego jedyna nadzieja na wyjście z kłopotliwej sytuacji. Pierwszy łyk wywołał wewnętrzną eksplozję, która rozpoczęła się w gardle i torowała sobie drogę aż do żołądka. Z trudem chwytał powietrze, ocierając łzy z oczu.

– Golnij sobie jeszcze – zachęcał go Morgan. Siedział na podłodze, oblizując palce. – Za chwilę poczujesz się świetnie. Powiedz nam, dlaczego trzymają cię w poprawczaku.

– Skąd mam wiedzieć? – żachnął się rozdrażniony Kannick. Natychmiast tego pożałował. Kto wie, czy nie obraził Morgana.

– Nie masz pojęcia, dlaczego dorośli cię tam wsadzili? Ale z ciebie idiota. Myślisz, że ja zwalam winę na moją matkę za to, że napadam na banki? Myślisz, że Errki zwala winę na swoją matkę, bo ma niepoukładane w tej swojej głowinie?

Kannick rzucił Morganowi szybkie spojrzenie. Napada na banki?

– Tylko przeczytaj napis na jego koszulce. Jego zdaniem, wszystkiemu winni są „inni".

– Czy ktoś mnie przypadkiem nie obraża? – spytał Errki. Wydłubał kamyk z podeszwy swojego sportowego buta, a potem zaczął wyciągać sznurowadła. Miał zamiar obwiązać nimi udo, które nie przestawało krwawić.

Kannick wiercił się na tapczanie. Za każdym razem, kiedy się poruszył, skrzypiały sprężyny.

Morgan nagle poczuł, że kręci mu się w głowie. Co tu robili? Jak długo mieli zamiar tu siedzieć? Z jakiejś przyczyny nie mógł znieść myśli o samotności. Nie mógł znieść myśli, że zostaną złapani, a wtedy każdego z nich wyślą w inne miejsce. Errkiego zamkną w psychiatryku i nigdy więcej się nie zobaczą. Nie miał nikogo innego. Ten nagrzany, obskurny pokój, szum whisky w głowie, miły, cichy głos Errkiego i grubas ze spuszczonym wzrokiem – nagle zapragnął, żeby to wszystko nigdy się nie skończyło. Sama myśl o tym zapierała mu dech w piersiach. Zdezorientowany, wyciągnął dłoń po butelkę.

– Korzeń, łodyga i liść – wymamrotał.

Kannick zorientował się, że obaj są obłąkani. Na pewno razem uciekli ze szpitala dla umysłowo chorych. Dwie tykające bomby zegarowe. Najlepiej było zachować spokój. Starał się oddychać najwolniej, jak potrafił.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kto się boi dzikiej bestii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kto się boi dzikiej bestii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Karin Fossum - The Drowned Boy
Karin Fossum
Karin Fossum - Eva's Eye
Karin Fossum
Karin Fossum - Utracona
Karin Fossum
Karin Fossum - Broken
Karin Fossum
Karin Fossum - Presagios
Karin Fossum
Karin Fossum - Don't Look Back
Karin Fossum
Karin Fossum - The Water's Edge
Karin Fossum
Отзывы о книге «Kto się boi dzikiej bestii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kto się boi dzikiej bestii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x