Karin Fossum - Kto się boi dzikiej bestii

Здесь есть возможность читать онлайн «Karin Fossum - Kto się boi dzikiej bestii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kto się boi dzikiej bestii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kto się boi dzikiej bestii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Najnowsza powieść „norweskiej królowej zbrodni”, Karin Fossum. Halldis Horn zamordowano na progu jej domu. Na miejscu przestępstwa widziano Errkiego, uciekiniera z zakładu dla obłąkanych.
Wątpliwości co do jego winy ma tylko Sara, psycholog chłopca. Śledztwo prowadzi znany z innych kryminałów Fossum Konrad Sejer. Następnego ranka napada na bank Morgan. Jego zakładnikiem zostaje właśnie Errki. Uciekają w góry, gdzie porywacz i porwany się zaprzyjaźnią.

Kto się boi dzikiej bestii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kto się boi dzikiej bestii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Errki wpatrywał się w niego tak intensywnie, że Morgan zaniepokoił się.

Wzrost: około metr siedemdziesiąt, zdecydowanie nie więcej.

Morgan milczał i czekał.

Waga: dwadzieścia kilogramów cięższy ode mnie. Wiek: jakieś dwadzieścia dwa lata. Grube włosy w kolorze piaskowym. Proste, ciemne brwi. Oczy szaroniebieskie. Małe usta z pełnymi wargami.

Mężczyzna zaciągnął się papierosem i westchnął niecierpliwie. Małe uszy, pełne małżowiny. Palce krótkie jak kiełbaski, pulchne uda i łydki. Wygląda na spuchniętego. Ubiór: idiotyczny. Inteligencja: przeciętna, ale w dolnym percentylu.

Było zupełnie cicho. Nawet ptaki umilkły. Tylko Errki słyszał chichot dobiegający z piwnicy. Morgan nagle wstał i wygrzebał broń z trawy.

– W porządku, miej sobie te swoje tajemnice. Wstawaj. Idziemy!

Poczuł, że zakpiono z niego, a on nie miał pojęcia dlaczego.

– To tylko obrazek – przemówił nagle Errki.

– Zamknij się, powiedziałem ci!

– Taki, którego nikt nie odwraca, żeby przeczytać, co jest napisane na drugiej stronie.

– Ruszaj się!

– Myślałeś o tym? – Errki mówił dalej. – Nikt nie wie, kim jesteś. Czy to nie chujowo, Morgan?

Mężczyzna rzucił mu pełne zaskoczenia spojrzenie. Errki powoli wstał, postawił duży krok, żeby nie wdepnąć w śliską krew, i skierował się ku punktowi widokowemu, w pobliżu którego zostawili samochód. Stamtąd zobaczy zimne i niebieskie morze. I ruchliwą drogę.

– Nie tam, psiakrew! Idziemy na górę! Czy ty jesteś kompletnym idiotą?

– A co zrobisz, jeżeli pójdę tam, gdzie chcę? – spytał Errki cicho.

– Wpakuję ci pieprzoną kulkę między oczy, a potem znajdę jakiś dół i wrzucę cię do niego. A teraz ruszaj się!

Errki zaczął piąć się pod górę. Szybciej niż poprzednio. Teraz był wypoczęty, poza tym zawsze czuł się lepiej, kiedy był w ruchu.

– W porządku, tak wystarczy. Skoro naprawdę dobrze znasz teren, to znajdź nam jakąś opuszczoną chatę albo coś w tym rodzaju, żebyśmy mieli dach nad głową.

Stara chata. Było ich wiele, chociaż najwięcej po drugiej stronie grani, ponad kilometr dalej. Droga była trudna, a upał nie do zniesienia. Errkiemu chciało się pić. Nic nie powiedział, ale przypuszczał, że Morgan też jest spragniony. Słyszał za sobą dyszenie i chwilę później głos, teraz trochę spokojniejszy.

– Jak zauważysz strumień albo coś w tym rodzaju, to powiedz. Cholernie chce mi się pić.

Errki szedł dalej. Jego długie czarne włosy kołysały się z boku na bok, podobnie jak kurtka i wypchane spodnie. Morgan gapił się na niego w oszołomieniu. Ten gość był zupełnie inny niż wszyscy. Jak się go pozbyć? zastanawiał się. Po jaką cholerę wlokę ze sobą tę ofiarę losu? Mogłem zostawić go w samochodzie. Boję się, że poda mój rysopis policji? Ale czego tu się bać? Do policjanta pewnie wcale się nie odezwie. Spojrzał na zegarek. Za pół godziny będą wiadomości. Zatrzyma się, żeby posłuchać, czego udało im się dotąd dowiedzieć. Szedł najszybciej, jak mógł, mimo że pragnienie paliło mu usta i gardło. Dobrze zrobił, że jeszcze nie napił się whisky. Szaleńcy mogą być niebezpieczni. Ten gość nie był w szczególnie dobrej kondycji fizycznej, ale obłąkanie i brak zahamowań mogą sprawić, że nabierze niesamowitej siły. Może bezpieczniej będzie trzymać go na dystans i za bardzo nie prowokować. Przecież nie byli wrogami. Zabrał go ze sobą wiedziony zwykłym impulsem. Uciekając z banku, zasłaniał się nim jak grubą tarczą. Wyluzuj się – powiedział sobie. – Dość dziwnie się wysławia i nic więcej. Przypomnij sobie rok, który przepracowałeś w zakładzie dla obłąkanych – wszyscy bardzo się tam czegoś bali.

Errki zatrzymał się i zaczął sprawdzać kieszenie kurtki, najpierw pierwszą, a potem drugą. Na koniec wetknął dłoń do kieszeni spodni, odwrócił się i powiódł wzrokiem po trawie.

– Co się stało? – spytał Morgan. – Zgubiłeś coś, oprócz rozumu?

Errki znów dotknął wszystkich kieszeni po kolei.

– Możesz ode mnie dostać papierosa, jeśli masz ochotę zapalić.

– Fiolka – wymamrotał Errki, rozglądając się.

– Jaka fiolka?

– Z pastylkami.

– Łykasz prochy? Gdzie je zgubiłeś?

Errki nie odpowiedział. Kołysząc głową, w myślach odtwarzał drogę przebytą w lesie.

– Bierzesz leki przeciw psychozie? Dobrze, trudno, zgubiłeś je. Teraz będziesz musiał poradzić sobie bez nich. Chyba ci nie odbije, co?

Odbije. Nestor znów zaczął wydawać z siebie buczący dźwięk, jak kabel elektryczny pod wysokim napięciem. Używa słów, których znaczenia nie rozumie. Errki wznowił marsz.

– Poza tym chemikalia to jedno wielkie świństwo – mruknął Morgan, zastanawiając się nad zaistniałym problemem i jego konsekwencjami. – Tylko cię uspokajają. Najlepiej zrobi ci whisky – stwierdził.

Errki przystanął i wlepił oczy w bandytę.

– Nazywam się Errki.

– Errki?

– Wpadłem tu tylko z wizytą. Jeśli nie możesz odciąć dłoni, lepiej ją pocałuj.

Znów ruszył. Morgan stał przez chwilę we wrzosach, wpatrując się w idącego przed nim człowieka. Zorientował się, że powinien pełnić funkcję strażnika, a tymczasem posłusznie truchta śladem swojego więźnia jak pies. Errki był silniejszy, dużo szybszy i poruszał się znacznie zwinniej niż on. Role się odwróciły. To Morgan włóki się z tyłu jak stara baba. Nikt nie wiedział, gdzie są, nikt nie przyjdzie mu na ratunek, jeżeli coś się wydarzy. Zacisnął dłoń na kolbie rewolweru. Jeden strzał w udo powinien wystarczyć. Gdy tylko zrobi się ciemno, sam ruszy przed siebie. Może zwiąże Errkiego, żeby zapewnić sobie przewagę? Facet był odrażający, a jednak miał w sobie coś fascynującego. Oczy. Dziwne komentarze. Atmosfera uroczystej powagi, jaka go otaczała, zupełnie jakby pochodził z innego świata. Errki był błyskotliwy, może nawet genialny. Morgan słyszał kiedyś, że najczęściej tracą rozum ludzie o najbardziej przenikliwych umysłach.

Nagle zorientował się, że odległość między nimi znacznie wzrosła. Zaniepokojony, przyspieszył kroku. Dokąd właściwie szli? Jak to się wszystko skończy?

– Musimy się teraz zatrzymać. Czas na wiadomości!

Niepotrzebnie mówił tak głośno, jakby starał się podkreślić własną pozycję, jakby nagle ogarnęły go wątpliwości. Errki nie zatrzymywał się. Kołysząc biodrami, kroczył naprzód, zupełnie nie zwracając na niego uwagi.

– Hej, Errki!

Werbel trzasnął i zagrzechotał kilka razy. Mężczyzna trząsł się z wściekłości. Errki zatrzymał się i odwrócił. Nie ma nic bardziej żałosnego, jak gdy ktoś traci panowanie nad sobą, pomyślał.

– Nie musisz pokazywać humorów za każdym razem, kiedy każę ci coś zrobić. To ja tu dowodzę.

Nieprawda. Ty tylko masz broń. Errki zacisnął usta.

– Siadaj. Czas na wiadomości. Chcę sprawdzić, co już wiedzą.

Dotarli prawie na sam szczyt szerokiej grani. Nieskończenie daleko za nim znajdowała się kolejna grań, porośnięta stonowaną zielenią i pogrążona we mgle. Morgan szperał w torbie, szukając radia, potem przez dłuższą chwilę nastawiał antenę. Errki położył się na wznak we wrzosach i zamknął oczy.

– Na leżąco wyglądasz zupełnie jak duch.

Morgan próbował wziąć się w garść. Przyglądał się Errkiemu z prawdziwym zdumieniem.

– Słońce nie zachodzi ani na chwilę, a ty jesteś taki blady. Dlaczego? – zachichotał. – Moim zdaniem mieszkasz w innym świecie, w którym jest cholernie ciemno, prawda?

Znalazł lokalną stację i bębnił niecierpliwie palcami, gdy cichły ostatnie takty orkiestry wojskowej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kto się boi dzikiej bestii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kto się boi dzikiej bestii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Karin Fossum - The Drowned Boy
Karin Fossum
Karin Fossum - Eva's Eye
Karin Fossum
Karin Fossum - Utracona
Karin Fossum
Karin Fossum - Broken
Karin Fossum
Karin Fossum - Presagios
Karin Fossum
Karin Fossum - Don't Look Back
Karin Fossum
Karin Fossum - The Water's Edge
Karin Fossum
Отзывы о книге «Kto się boi dzikiej bestii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kto się boi dzikiej bestii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x